"Chustka potrzebna jest każdemu. Czasem trzeba w niej schować twarz, na której nie obeschły jeszcze ślady łez. A potem unieść głowę i ruszyć dalej"[1].
Dziś opowiem Wam historię, która niestety wydarzyła się naprawdę. Pewną kobietę od jakiegoś czasu bolał brzuch. W natłoku codziennych spraw prywatnych i zawodowych nie po drodze jej było do lekarza. W końcu jednak się do niego wybrała, by dowiedzieć się, co jej dolega. To był piękny kwietniowy dzień 2010 roku. Diagnoza była jednak okrutna. Nowotwór. Od tej chwili życiowy zegar Asi zaczął tykać w zastraszająco szybkim tempie. Nie wiedziała, czy został jej tydzień życia, miesiąc, a może rok? Nie była jednak sama. U swojego boku miała 5-letniego synka i Niemęża. To dla małego Giancarlo zaczęła pisać swój dziennik. Założyła bloga po to, by kiedyś malec mógł przeczytać jej historię. W taki sposób CHUSTKA trafiła do blogosfery.
Szczerze przyznam, że w czasie, gdy blog Joanny Sałygi sięgał szczytów popularności, ja nie miałam pojęcia o jego istnieniu. Na całe szczęście, dzięki konkursowej wygranej, trafiła w moje ręce książka, będąca po prostu drukowaną wersją tegoż bloga. I choć nie jest tak multimedialna jak pierwowzór i brak w niej całego mnóstwa komentarzy, które pojawiały się pod każdym postem Asi, to jest to lektura wspaniała pod każdym względem. Traktująca o zwyczajnym życiu, a zarazem niezmiernie wzruszająca. Prosta, choć miejscami patetyczna. Szczera i przepełniona bólem, z którym autorka walczyła dzielnie przez 2,5 roku. Mimo wszelkich starań i niesamowitego wręcz zaangażowania, tę walkę Asia przegrała.
Nie znoszę książek, które mnie wzruszają. Nie potrafię okazywać słabości. Chyba właśnie dlatego miałam tak wielkie obawy przed lekturą "Chustki". Zupełnie niepotrzebnie. Asia od pierwszych stron książki podbiła moje serce. Zwyczajna kobieta została wmanewrowana w sytuację, jakich wiele. Jednak ona w przeciwieństwie do innych chorych, nie poddała się. Postanowiła walczyć z "rakelcią" za wszelką cenę. A wszystko po to, by żyć dla Syna i Niemęża, dla swojej najbliższej rodziny. Nie zamierzam opisywać Wam cierpień, jakie przeszła autorka tej książki. Zainteresowani mogą poświęcić chwilę, by przeczytać jej bloga lub poszukać w księgarniach świeżutkiego jeszcze, książkowego wydania "Chustki". Nie chcę również oceniać stylu pisarskiego Asi, choć gdybym musiała to zrobić, otrzymałaby ode mnie najwyższą notę. Pragnę opowiedzieć Wam, co wyniosłam z lektury tej książki i czym zaimponowała mi jej autorka.
Asia to narratorka niezwykle elokwentna. Jej wpisy przepełnione są nie tylko różnego typu rozważaniami nad sensem życia, ale również wierszami wybitnych poetów, fragmentami cenionej prozy i muzyką, której dźwięki wypływają niemal z każdej notatki. Czasem podrzuca czytelnikowi tekst piosenki. Kiedy indziej pozostawia nas sam na sam z utworem. Tworzy niesamowity klimat, w którym jej słowa w jakiś magiczny sposób splatają się z poezją, czy prozą znanych autorów. Do tego ma niebywałe poczucie humoru. Potrafi śmiać się ze wszystkiego, nawet z własnej choroby. I choć czasem miewa gorsze chwile, nie chce się nimi dzielić z czytelnikami. Woli opowiedzieć, co tym razem przeskrobał jej Syn, lub jaką kolację przygotował dla niej Niemąż. Niemal do ostatniego wpisu wierzy, że uda jej się jeszcze powalczyć z rakiem. I nagle, 19 października czytamy jej ostatni wpis. Po dziesięciu dniach otrzymujemy słowa wyjaśnienia ze strony już nie Niemęża - Piotra Sałygi i nekrolog z datą pogrzebu, który również daleki jest od utartych schematów. A wszystko dlatego, że i Asia była osobą nieprzeciętną. Swoim życiem i walką do ostatnich dni pokazała innym cierpiącym na nieuleczalne choroby, że nawet w obliczu najstraszniejszych scenariuszy, nie można się poddać i zawsze trzeba mieć nadzieję.
Nie spodziewałam się, że tak wiele połączy mnie z autorką "Chustki". Podobny gust muzyczny i literacki, zbliżone poczucie humoru i nawet kilka ulubionych przez nas potraw, nie są jednak w stanie zbliżyć mnie do Asi. Jestem więc jedną z tych osób, które poznały jej historię zbyt późno, by móc duchowo wspierać autorkę w trudnych dla niej chwilach. Dla tych, którzy sami walczą z nowotworem, nie jest jednak za późno. Ciągle jeszcze macie czas na to, by przeczytać książkę lub bloga Asi, by podjąć walkę i pokonać tę straszną chorobę. Wystarczy tylko chęć i odrobina wolnego czasu, by poznać opowieść kogoś, kto tak jak Wy, miał dla kogo żyć i starał się z całych sił doprowadzić swoją historię do szczęśliwego zakończenia.
Na koniec dodam, że dziennik Asi, mógłby być jednym z najlepszych w swoim gatunku, gdyby nie fakt, że wydarzenia zapisane pod kolejnymi datami wydarzyły się naprawdę. Jestem jednak przekonana, że "Chustka" spełni oczekiwania autorki i będzie najważniejszym źródłem, z którego jej Syn będzie czerpał wiedzę o chorobie mamy.
Moja czytelnicza znajomość z Joanną Sałygą nie dobiega końca. Rozpoczynam bowiem polowanie na książkę Nieżona napisaną przez Piotra Sałygę. Jestem przekonana, że nie Niemąż ma również wiele do powiedzenia na temat swojej ukochanej. Was tymczasem zachęcam po raz kolejny do lektury bloga lub książki.
Ps. Kupując egzemplarz "Chustki" wspieracie Fundację Chustka powołaną wyrazem woli Joanny Sałygi. Fundacja ta ma pomagać ludziom potrzebującym, cierpiącym z powodu choroby podobnie jak autorka "Chustki".
[1] Fragment Preambuły Fundacji Chustka powołanej zgodnie z wolą Joanny Sałygi.