Gostyń, 1920 rok. Miasto już nie jest takie, jak przedtem- mężczyźni wrócili z wojny, lecz wciąż noszą w sobie znamiona tych ciężkich przeżyć. Ulice są pełne żywych, acz wydawałoby się, że jakaś ich część została tam, na polu bitwy, między ciałami kompanów. Jednym z takich na wpół żywych jest Adam Karski, ściągnięty z bitewnego pola przez potrzebę ponownego obsadzenia urzędów. Zresztą nie tylko to było powodem jego powrotu- gdy jego żona Ada rusza jako wolontariuszka przy opatrywaniu rannych, ktoś musi zająć się ich córeczką. Karski nieustannie czeka na powrót ukochanej, spędzając większość dnia w pracy, zaś wieczory przy usypianiu dziecka i późniejszej szklaneczce bimbru. Już nie pamięta smaku trunków, jakimi raczył się przed wojną. Nie chce też pamiętać twarzy opętanych bólem, z którymi zetknął się podczas walk.
Nieoczekiwanie od smutnych wspomnień odrywa go śmierć młodej dziewczyny. Początkowo uznaje to albo za nieszczęśliwy wypadek (dziewczyna bowiem mogła zsunąć się ze skarpy, uderzyć w głowę i umrzeć) albo samobójstwo, jako że dzień wcześniej otrzymała tajemniczy list od ukochanego. A jednak papierowa lilia, zaciśnięta w jej pięści, a także wiersz, który wysłano na adres jego miejsca pracy jasno wskazują, że to nie był przypadek...
Już przy poprzednim spotkaniu z prokuratorem Adamem Karskim, który do Gostynia trafił przez splot różnych wydarzeń czułam, że to będzie ciekawa seria. O ile pierwszy tom przyjęłam z zadowoleniem, o tyle drugi mnie prawdziwie zafascynował. Tym razem nie mamy już do czynienia z tajemnicą sprzed lat, choć wydarzenia z drugiego tomu są nie mniej interesujące.
Adam Karski składa się obecnie głównie z jednego wielkiego zmartwienia- boi się o żonę, martwi o córkę i to, jak nieobecność rodziców wpływa na tę małą istotę, przerażają go wspomnienia z frontu i coraz częściej martwi go własne umiłowanie do alkoholu. A do tego dochodzi teraz jeszcze zbrodnia, bo jak inaczej nazwać morderstwo dziewczyny, która całe życie miała jeszcze przed sobą? Szczególnie, że za tym czynem stoi jakiś wariat-poeta, rozmiłowany w twórczości zmarłego samobójczą śmiercią Stanisława Korab- Brzozowskiego. Szaleniec nie zamierza jednak poprzestać na jednym zabójstwie; na jego liście znajduje się o wiele więcej osób, a jedyną wskazówką dla Karskiego są wiersze...
Co to była za podróż! Akcja drugiego tomu jest oddalona od pierwszego o dziewięć lat, dzięki czemu czytelnik widzi, jak duże zmiany zaszły w życiu głównego bohatera oraz całego Gostynia. I to nie tak, że autor po prostu sobie ten okres "przeskoczył", wbijając nas bez słowa w nową, powojenną rzeczywistość- krok po kroku poznajemy losy postaci, które przewinęły się już w części poprzedniej. Możemy porównywać ich "teraz" i "kiedyś". Podczas lektury nie czułam, że otoczona jestem papierowymi postaciami- oni wszyscy żyli, prawie tuż obok mnie. Ich problemy były moimi, tak samo jak i zmartwienia czy drobne radości.
Jak i w Smaku błękitu, tak i w Dłoniach śmierci pan Skorupski przedstawia nam ciekawą lekcję historii, tym razem skupiając się na opisie Gostynia po wszelkich działaniach wojennych. Nie umyka nam żaden fakt, a każdy szczegół jest niezwykle łatwy do zapamiętania. Znowu to powtórzę- gdyby tak w moim liceum wyglądały podręczniki do historii, to na pewno nie miałabym problemów z owym przedmiotem.
Tym razem nawet sprawa tajemniczego mordercy była ciekawsza. Ani ja, ani Karski nie wiedzieliśmy, jaki cel może mieć zabójca. Jego ofiary różniły się od siebie praktycznie wszystkim: wiekiem, płcią, statusem materialnym. Stworzył z nich swoistą układankę, której rozwiązanie początkowo znał tylko on. Zemsta, narodzona w chorym umyśle? Próby zbawienia świata? A może czerpanie przyjemności z odebrania życia ludzkiej istocie... ?
Kto po pierwszej części serii nie był do końca przekonany, to po przeczytaniu drugiej na pewno zmieni zdanie. Teraz z niecierpliwością (jeszcze większą!) oczekuję na kolejne tomy.