Lektura tej książki nie da nam odpowiedzi na pytanie, jak pomóc uchodźcom, bo nie taki ma cel - choć bezsporny i przypomniany przez autora jest fakt, że tej pomocy potrzebują. Poruszane są tu w koniecznym zakresie kwestie wewnętrznej polityki państw, polityki międzynarodowej, regulacji prawnych (człowiek ma prawa, o ile jest obywatelem – istotne). Przede wszystkim jednak celem tej publikacji jest próba rozeznania się w uchodźczej rzeczywistości od strony filozofii. Książka przybliża czytelnika do istoty pojęć i zagadnień: co to jest uchodźstwo, ile trwa, jakie są wyznaczniki tego stanu, kim jest uchodźca, gdzie przynależy (gdzie go przypisać, czy w ogóle da się?), w jakie relacje wchodzi
z otoczeniem i dlaczego, co zmienia w naszym myśleniu i postrzeganiu świata.
Autor dowodzi, że pojawienie się obok nas uchodźców burzy bardzo kruche, jak się okazuje, fundamenty naszej egzystencji. A pojawili się oni nie dziś, nie wczoraj, nie dziesięć lat temu. Trzeba wreszcie – uchodźca do tego zmusza – przewartościować pojęcia, które wydawały się jasne i pewne, takie jak dom, gościnność, wspólnota. Nieproszony gość nie mieści się w formach gościnności, które praktykuje społeczność zamieszkujących*. Bo nie z obawy, że uchodźca zajmie nam dom (nasze bezpieczne terytorium) postrzegamy go jako zagrożenie – ale dlatego, że niewłaściwie (wg autora) rozumiemy, czym ów dom jest. Może to nie uchodźca jest problemem, ale my, którzy siebie uchodźcami przecież nie nazywamy, nim jesteśmy. Uprawiamy niezdrowy kult Miejsca: Zamieszkujemy tak zajadle, że czujemy się jedynymi dysponentami Miejsca, a wszyscy, którzy pojawiają się na naszym horyzoncie, rozpoznawani są jako wrogowie**. Dlatego – mówi autor – dotyka nas kryzys myślenia i kryzys nazywania. Jak z niego wyjść? Czy potrafimy zobaczyć siebie jako Innych – Obcych? A może wszyscy jesteśmy uchodźcami? Ciekawe i jakże aktualne jest to spostrzeżenie autora: Sytuacja pękniętych społeczeństw jest zakwestionowaniem zamieszkiwania. Jeśli po każdych wyborach spora grupa, czasem prawie połowa społeczeństwa, traktuje wybrane władze jako obce i czuje się nie u siebie, to zamieszkiwanie Zachodu upodabnia się do uchodzenia***.
Przydatny w zrozumieniu i interpretowaniu sytuacji uchodźcy staje się znany wszystkim Odyseusz – mimo istotnych różnic wiele ich też łączy, a autor tak interesująco o tym pisze i uzasadnia obecność mitologicznego herosa w swoich rozważaniach, że aż chce się ponownie sięgnąć do eposu Homera.
Do dyskursu zaprasza ponadto takich filozofów, jak Hanna Arendt, Immanuel Kant, Jacques Derrida, Emmanuel Lévinas, Józef Tischner.
Najistotniejszy wniosek, jaki wyniosłam z tej lektury jest taki, że uchodźstwo wiele nas uczy i wiele nam uświadamia. Uchodźca, który został zmuszony do opuszczenia swojego bezpiecznego świata pokazuje, że i w tym naszym świecie bezpieczeństwo jest złudne. Uchodźca, jak pisze autor, potwierdza kruchość domu – każdego domu. Niesłusznie go za to winimy.
Tratwę Odysa polecam, jeśli chcecie przez kilka wieczorów pooddawać się trochę intensywniejszemu, ale nie obezwładniającemu myśleniu – chociaż to esej filozoficzny, czyta się go bez większych trudności i lektura jest satysfakcjonująca.
Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.
*s.183.
**s.139.
***s.188-189.