Diamentowy wiek Stephensona to jeden z jego bardziej znanych utworów, a to m.in. za sprawą zdobytych przez tę powieść w 1996 roku prestiżowych nagród Hugo i Locus.
Tytuł książki nawiązuje do nazw epok: kamienia, brązu, żelaza czy pojęcia złotego wieku, wskazując, że chodzi o czasy możliwie najlepsze i najwyżej rozwinięte, może być także powiązana z jakością nanotechnologii, jaka jest dostępna w czasach opisywanych w powieści.
Świat, w którym dzieje się akcja to nasza przyszłość, w której zaszły jednak spore zmiany w zakresie technologii oraz przede wszystkim w strukturze społeczeństwa. O ile tego pierwszego jak na książkę science-fiction jest niewiele i nie przytłacza, zwłaszcza osób oczytanych w gatunku, o tyle wizja społeczeństwa przedstawiona przez Stephensona jest niezwykle ciekawa. Zamiast państw znanych nam z teraźniejszości funkcjonują raczej enklawy, w których zbierają się ludzie o podobnych korzeniach kulturowych, wspólnym języku czy wyznawanych wartościach - niektóre z nich rządzą się zasadami podobnymi do tych funkcjonujących w miastach-państwach. Najważniejsze z nich to Neowiktorianie, Nippończycy oraz Chiny, które są podzielone na pomniejsze zgrupowania, różniące się między sobą. Do technologii, a raczej nanotechnologii na chwilę wracając, to wrażenie robi przede wszystkim jeden z najistotniejszych elementów fabuły, jakim jest "Ilustrowany lekcyjonarz każdej młodej damy", a w mniejszym stopniu kompilatory materii, szewaliny i inne przedmioty czy tzw raktywy, czyli nowy rodzaj filmów, w których widz może sam wziąć udział jako jeden z aktorów.
Powieść rozpoczyna się od przedstawienia bohatera, który pojawi się na niezbyt długi czas - można dzięki niemu zapoznać się nieco z kulturą ludzi niezrzeszonych w żadnym ze wsponianych enklaw, nowoczesną bronią oraz jedynym elementem bardziej istotnym dla samej książki - sądownictwem obowiązującym w jednym z chińskich zgrupowań. Można zarzucić Stephensonowi, że ten fragment jest zupełnie niepotrzebny i niewiele wnosi, chociaż można go potraktować także jako wstępne przedstawienie zasad rządzących opisywanym światem - to drugie podejście polecam.
Właściwa fabuła rozpoczyna się wraz z poznaniem przez czytelnika Johna Hackwortha, jednego z kilku głównych bohaterów Diamentowego Wieku. Dostaje on niezwykłe zlecenie na wykonanie nietypowej książki, w której nanotechnologia odgrywa bardzo dużą rolę. Po kryjomu postanawia wykonać drugi egzemplarz dla siebie. To powoduje zapoczątkowanie wielu problemów...
Czas, w jakim rozgrywa się akcja książki rozciąga się na kilkanaście lat. Narracja prowadzona jest spokojnie, stonowanym rytmem - to pierwsza książka Stephensona, gdzie wydarzenia nie gnają na łeb, na szyję, jak to miało miejsce we wcześniejszych "Zodiacu" i "Zamieci". Styl, stosowany w "Diamentowym Wieku" przywodzi na myśl późniejszy "Cykl Barokowy" tegoż autora. Samej fabule można zarzucić kilka wpadek, zwłaszcza przy końcu, gdzie akcja nabiera tempa - jak dla mnie zabrakło w niektórych miejscach logicznych wyjaśnień zaistniałych zdarzeń lub zostały podane zbyt pobieżnie. W niewielkim stopniu wpływa to na odbiór samej książki, chociaż z tego powodu w osobistym rankingu nieco wyżej postawiłabym jednak "Zamieć". Dla części czytelników minusem mogą być niektóre, zwłaszcza początkowe, fragmenty "Lekcyjonarza", ze względu na ich infantylność czy nudę, ale dla mnie osobiście było to ciekawe ze względu na samą ideę podobnego oddziaływania na rozwój człowieka.
Najsilniejszą stroną książki jest sama wizja przedstawionego świata i jej klimat, wykreowanie przez Stephensona Neowiktorian z ich zachowaniem, ubiorami i zasadami oraz konfucjanizm, doskonale pokazany we fragmentach powiązanych z Chinami. Duch powieści koncentruje się m.in. na ukazaniu wagi dziedzictwa kulturowego czy aspektów pedagogicznych.
Czytając "Diamentowy Wiek", chciałoby się znaleźć w Nowej Atlantydzie, posłuchać rozmów Sędziego Kiu z doktorem X czy sięgnąć po "Lekcyjonarz". Z każdej strony książki można czerpać przyjemność związaną z delektowaniem się wizjami czy językiem Stephensona. Zdecydowanie ta książka trafiła w moje gusty, jak zresztą wszystkie dotychczas przeze mnie przeczytane powieści tego pisarza, aż dylematem staje się pytanie, czy szukać kolejnych pozycji do czytania, czy też może jednak warto powrócić do "Diamentowego Wieku" jeszcze raz. Mogę z czystym sumieniem napisać, że to jedna z najlepszych pozycji, jakie czytałam, może nie ze ścisłej czołówki, ale plasująca się naprawdę wysoko w rankingach.