Komisarz Ugne Galant powraca w czwartym tomie kryminalnej serii rodem ze Szczecina. Przemysław Kowalewski kolejny raz zabiera nas na spacer miasta okutanego mrokiem socjalizmu. Tym razem Galant stanie twarzą w twarz z wyjątkowo zdeterminowanym przeciwnikiem. Czy wyjdzie z tej walki zwycięsko?
Szczecin, 1976 rok. Policjanci wezwani na miejsce zgonu lokalnego pijaka i awanturnika, przekonani są, że doszło do wypadku. Jednakże dziwne przedmioty znalezione przy zwłokach sprawiają, że nabierają oni podejrzeń, czy aby na pewno śmierć ta była naturalna. Gdy niedługo później dochodzi do kolejnego, bardzo podobnego wypadku, śledczy przekonani są, że w okolicy działa seryjny morderca. Morderca, który ma nietypowy cel. Komisarz Ugne Galant, który dźwiga na swych barkach wyjątkowo ciężki balast, zmuszony będzie uścisnąć dłoń prześladującym go demonom. W tym pościgu zwierzyna okazać się może łowczym... Czy policjantom uda się schwytać zabójcę? Jak głęboko należy zajrzeć w głąb własnej duszy, by odnaleźć coś, co zaginęło dawno temu?
Brzęk szkła, opary alkoholowego oddechu, mętne oczy, w których nawet rozpacz już zaginęła – ten obraz zna wielu z nas. I dla wielu to portret dzieciństwa. Alkoholizm, przemoc, bieda – nieodłączni mieszkańcy wielu domów. Szczególnie w okresie socjalizmu, kiedy niskie standardy życia, brak podstawowych artykułów żywnościowych i przemysłowych, a nade wszystko brak perspektyw na poprawę warunków bytowych, powodowały, że wielu ludzi sięgało po najprostsze rozwiązania. Po to, co pomagało uśmierzyć poczucie beznadziei, a czego naturalną konsekwencją był rozpad : rodziny, więzi i życia. Alkohol, który był powszechnie akceptowany w każdym srodowisku. Zarówno wśród warstw intelektualnych jak i robotniczych. Przemysław Kowalewski odważnie sięgnął po temat, który do dziś traktowany jest w literaturze po macoszemu. Piło się zawsze, pił każdy, a to, co działo się za zamkniętymi drzwiami domów nikogo nie interesowało. Kowalewski nie uchyla tych drzwi – on je wyważa. Bezpardonowo obnaża to, o czym inni boją się mówić. Robi to sprawnie, jest już doświadczonym autorem i widocznym jest, że doskonale wie, co chce przekazać. Bardzo podoba mi się to jak dojrzewa wraz z każdą kolejną powieścią. „Sierociniec” był książką bardzo dobrą, a „Latawiec” jest jeszcze lepszy. Kryminał, w którym tło społeczno - obyczajowe odgrywa zasadniczą rolę. Umiejscowienie akcji w topornych realiach komuny jest strzałem w dziesiątkę. Przemysław Kowalewski bardzo dobrze czuje się w tym klimacie i potrafi szczegółowo i bardzo wiernie go oddać. Czytając tę książkę miałam wrażenie jakbym oglądała kronikę tamtych czasów. Solidne przygotowanie techniczne, drobiazgowość kreowania ówczesnej codzienności i bohaterowie, którzy skrojeni są na miarę czasów, w których żyją. Kolejny raz pisarzowi udało się napisać powieść bardzo poruszającą, pełną brudu, smutku, beznadziei towarzyszącej życiu w tamtych latach. Tym, co wydaje się szczególnie istotne w pisarstwie Kowalewskiego jest położenie dużego nacisku na realizm. Każda postać, każdy czyn i każde słowo, które autor tworzy, są przemyślane i mają swój cel. Dużo pracy włożone zostało w napisanie tej powieści i myślę, że każdy czytelnik to odczuje. Kowalewski jest porażająco szczery i prawdziwy w tym, co robi. Pozostawia odbiorcę z natłokiem myśli kłębiących się pod czaszką. Słowami potrafi uderzać niczym młotem. „Latawiec” robi piorunujące wrażenie. Zarówno jako powieść stricte kryminalna, jak i dogłębne, pełne wnikliwości wejrzenie w problematykę alkoholizmu. Nie jest to łatwa książka, którą czytuje się na plaży przy drinku. To złożona opowieść o szerokim spektrum. Kowalewski nie boi się tego, co dokuczliwe, trudne, wstydliwe. Z dużą wrażliwością zagląda pod powłokę. Powieść, która daje solidny zastrzyk adrenaliny i zmusza do przemyśleń.
„By nie móc nawet spojrzeć na wódkę - trzeba spojrzeć na pijaka” ( przysłowie chińskie ). Oto powraca Ugne Galant – milicjant – alkoholik, którego cechuje dobre serce i iście psi zmysł do śledzenia zbrodniarzy. Śledczych poruszających się w oparach wódki mamy w literaturze na pęczki. Galant wpisuje się w ten trend, ale jednocześnie jest postacią wysoce oryginalną. A to za sprawą swojej niejednoznaczności. Wywołuje w czytelniku skrajne emocje, od sympatii, poprzez współczucie, aż po niechęć. Bohater skomplikowany, trudny, nie dający się wtłoczyć w żadne ramy. Wybitnie udany portret psychologiczny. Przemysław Kowalewski odmalowuje Galanta w tak szerokim wachlarzu barw, że możemy wybaczyć mu oparcie tej postaci na dość powszechnym schemacie. Tym, co nadaje mu wiarygodności, są jego niedoskonałości. Doceniam zarówno samą konstrukcję tego bohatera, jak i ewolucję, którą przechodzi. Kowalewski udowadnia, że jest nie tylko sprawnym rzemieślnikiem, ale także pisarzem z dużym poczuciem estetyki. Turpistyczne klimaty, w których tak dobrze się porusza, ubiera w słowa, które starannie dobiera i jest w stanie za ich pomocą poruszać delikatne struny w czytelniczych duszach. Bardzo przyjemnie czyta się jego książki, mimo tego, że są tak wymagające.
Miejsca, których nie chcesz oglądać, ludzie, których nie chcesz poznać i czasy, o których nie chcesz pamiętać – to tam zabierze cię Przemysław Kowalewski. Pokaże pełen zgnilizny i frustracji świat, Popchnie cię, byś wszedł weń jak najdalej. Jeżeli jesteś gotowy na tę wyprawę, to pamiętaj – wrócisz z niej zmieniony. Przejmująca analiza ludzkiego upadku. Ponury obraz Polski lat siedemdziesiątych. Rozmaite oblicza zła. „Latawiec” to powieść dla czytelników o mocnych nerwach, ceniących realistycznie oddane klimaty i potrafiących docenić kryminał z dużymi ambicjami. Rewelacyjna powieść, która trafia w nas jak precyzyjnie wymierzony cios. Diabeł gorąco poleca.