"Delikatne uderzenie pioruna" autorstwa Dariusza Domagalskiego to jedna z wciąż nielicznych w polskiej literaturze prób najazdu na tzw. "skarby narodowe" od wieków leżące w niepodzielnym władaniu Pana Henryka Sienkiewicza. Pamiętam z czasów młodości nieśmiałe "Pod murami Malborka" i... no właśnie. Jakoś tak ze wstydem przyznaję, że dalej to już pustka - nie natrafiłem już potem na autora, który poszedłby śladem "Krzyżaków". Sienkiewicz monopolizuje bodaj najwspanialszy okres historii naszej Ojczyzny. Inna sprawa, że w pełni zasłużenie. Ale do materii...
Dariusz Domagalski, śladem Jacka Komudy i Jacka Piekary (Charakternik) dokonał najazdu na dobra sienkiewiczowskie. Proponuje Czytelnikowi fabułę osadzoną w czasach narastającego konfliktu polsko-krzyżackiego.
Powieść rozpoczyna klasyczne sienkiewiczowskie odwołanie do znaków na niebie i ziemi zwiastujących rychłe epokowe zdarzenia. Myślę, że to rodzaj hołdu jaki Domagalski (Komuda zresztą też) złożył naszemu "pokrzepiaczowi serc". Ujął mnie ten gest. Potem opadła mi szczęka.
Oto objawił się moim oczom... Burgundczyk. A mnie Burgundczyk w konflikcie polsko-krzyżackim, niestety kojarzy się tylko z Leonem Niemczykiem w roli Fulko de Lorche. Czyli facet w rajtuzach z kretyńską grzywką i białkowym utrefnieniem, baraniejący na widok każdej z napotkanych polskich dam i wygłaszający oślizgłe: "Któż to, ta najpiękniejsza istota na świecie?" No raczej, nie jest to materiał na herosa... Nawet na "delikatny piorun" to to jest za słabe.
Ulga przyszła szybko. Burgundczyk u Domagalskiego, czyli Dagobert z Saint-Amand z Panem Fulko wspólne ma, na szczęście, tylko pochodzenie. No dobra - słabość do spódniczek też. Reszta to chłop jak czołg po prostu. Nie jakiś mdły francuzik, tylko pancerny mąż, jak ulał pasujący do kwiatu polskiego rycerstwa (vide mój ulubiony Powała z Taczewa). No i miano: Dagobert. Dla mnie to aluzja autora - wkraczacie w świat teorii spiskowych i prawd ukrytych (w poszukiwaniu Dagoberta zapuśćcie się w "Święty Graal. Święta Krew"). Aurę tajemnicy podbija jeszcze rycerz z Zakonu św. Łazarza. Zasłużony plus dla autora za odwołanie się do stosunkowo mało znanych Lazarytów.
Nasz rycerz Saint-Amand błyskawicznie wpada w wir wojennych wydarzeń. I nie przez przypadek - Burgundczyk jest bowiem "facetem od mokrej roboty" samego Jagiełły. Akcję dodatkowo uatrakcyjnia osobisty konflikt Dagoberta z rycerzem Zakonu Kawalerów Mieczowych, o odpowiednio mrocznym mianie Gerhard Rude.
Pierwszy tom (bo jest to początek serii) opisuje wydarzenia rozgrywające się przeważnie na Żmudzi, przed wybuchem wojny. Klimatycznie, jest to coś w stylu dość starego już, ale przecież znakomitego serialu "Przyłbice i kaptury". Za sprawą niezwykłej Aine, zielarki i szlachcianki, w fabułę wplata się też wątek miłosny. Gorrrrący :).
Jednak to co najważniejsze zostawiłem na koniec: Otóż, na pasjonujący sam w sobie konflikt polsko-krzyżacki Domagalski narzuca misterną woalkę magii i kabały. Wyszło mu świetnie. Na szachownicy konfliktu, wszystkie ważne figury to tzw. Przebudzeni - ludzie obdarzeniu darem widzenia prawdziwego charaktery zbliżającego się konfliktu, służący poszczególnym Emancjom. Bo w "Delikatnym uderzeniu pioruna" wojna z Zakonem urasta do wojny w której stawką jest równowaga całego wszechświata. Autor mocno zanurzył się w kabalistykę, ale przedstawia ją w jasny i klarowny sposób (gratka dla miłośników ezoteryki). Skoro było to zrozumiałe dla takiego "lajkonika" jak ja, nikt nie będzie miał problemów z odkryciem wizji autora.
Wojna z Zakonem w wykonaniu Domagalskiego jest mocno kontrastowa - nie ma wątpliwości, która strona jest biała, która czarna. Odpowiednie przykłady są mocno osadzone w faktach historycznych. Chwała autorowi za ciężką pracę w postaci aneksu z przypisami. Świetna robota.
Myślę, że Domagalski sprostał sienkiewiczowskiemu wyzwaniu. Oferuje powieść, która nie powiela schematów, czerpie inspiracje ze wspaniałego okresu i twórczo je rozwija. Kawał dobrej roboty. I jak się dowiedziałem już niebawem "Aksamitny dotyk nocy".