Karolina Derkacz jest na polskim rynku debiutującą autorką. I od razu wkracza na ów rynek z przytupem ze swoją powieścią kryminalno-fantastyczną. "Legenda ludowa" to pierwszy tom cyklu "Cuda wianki".
Akcja powieści dzieje się w Wisłowicach, mniej więcej na początku XX wieku. Mniej więcej, bo stworzony przez autorkę świat to świat fantastyczny, chociaż nie magia czy zjawiska nadprzyrodzone wiodą w tej historii prym. Wisłowice to niewielka katolicka wieś, w której każdy zna każdego, a plotki to chleb powszedni. Chociaż mieszkańcy wsi chodzą do kościoła w każdą niedzielę i święto, starają się przestrzegać przykazań, nie są tak bogoobojni, jak wygląda to na pierwszy rzut oka. Pogańskie praktyki i zabobony mają się tu całkiem dobrze. Pewnego dnia wydarza się we wsi tragedia. Młoda dziewczyna zostaje znaleziona nieprzytomna, z ranami na ciele, które wyglądają na zadane przez dzikie zwierzę. Część mieszkańców szybko dochodzi do wniosku, że dziewczynę zaatakował wilkołak, wieść szerzy się lotem błyskawicy. Wszyscy są przerażeni. Miejscowy sołtys zgłasza sprawę do miejskich organów ścigania i wkrótce we wsi pojawia się ekscentryczny komisarz Radzkin, który postanawia zaprowadzić we wsi swoje porządki. Rozpoczyna się polowanie na czarownice, a właściwie na zielarkę, która za takową w oczach Radzkina uchodzi. Przy okazji za mniejsze lub większe przewinienia obrywa się sporej części wisłowickiej społeczności. A wilkołak grasuje dalej. Mieszkańcy postanawiają wziąć sprawy w swoje ręce.
Zasiadając do lektury nie wiedziałam, czego się spodziewać, bo "Legenda ludowa" to pierwsza powieść Karoliny Derkacz i z wiadomych względów nie znam jej twórczości. Trochę początkowo przeraziła mnie objętość książki, bo liczy sobie ona aż 560 stron raczej drobniejszego druku, ale kiedy zaczęłam czytać, dosłownie popłynęłam. Debiut autorki to doskonała mieszanka fantastyki, słowiańskich wierzeń, kryminału i komedii. Dawno nie odpoczęłam tak dobrze przy książce, jak podczas lektury tej cegiełki. I dawno się tak nie uśmiałam. Nawet nie wiem, kiedy połknęłam te 560 stron, tak dobrze się bawiłam.
Głównymi bohaterami powieści jest rodzina Sosnów: Zdzisław, Jadwiga i ich córka Basia. Baśka uważa się za dorosłą i próbuje chodzić swoimi ścieżkami, co nie zawsze jej wychodzi pod czujnym okiem matki, która wychowuje córkę w zgodzie z powiedzeniem "bo co ludzie powiedzą". Basia jest zadziorna, pyskata, wygadana, żywiołowa, nie zwraca uwagi na konwenanse. Z drugiej strony stara się słuchać rodziców. Kiedy w okolicy robi się niebezpiecznie, siedzi potulnie w domu, albo wychodzi z niego tylko z kimś dorosłym. Cała rodzina jest bardzo fajna. Jadwiga trzyma ich wszystkich twardą ręką, łącznie ze Zdzisławem, który sam o sobie mówi, że jest pod pantoflem żony. Pierwszoplanowe postaci są świetnie scharakteryzowane, ale i drugoplanowym niczego nie brakuje. W powieści przewija się cała gama bardzo barwnych, charakterystycznych bohaterów. Każdy z nich czymś się wyróżnia, każdy jest jakiś. Bardzo ciekawie zostały dobrane nazwiska do bohaterów. Za serce szczególnie ujęli mnie Obszczydupka i grabarz, którego zaloty do Zielarki, która również jest wyjątkowo interesującą postacią. Akcja powieści toczy się wartko, głównie dlatego, że przeważają w niej żywe, naturalne dialogi. Autorka świetnie prowadzi fabułę, z wprawą i gracją manewruje postaciami, a im samym miesza w życiu tak bardzo i w tak nieoczekiwanych momentach, że zapiera dech w piersiach. Autorka ukazuje w powieści nasze wady i przywary narodowe, a nawet je potęguje, przez co zyskują większy wyraz. Wytyka je jednak w taki sposób, aby nikt nie poczuł się dotknięty. Zagadka kryminalna w powieści to złoto i diamenty. Do końca nie wiadomo, kto stoi za napadami na młode dziewczyny i czy to faktycznie nie jest wilkołak, bo po drodze jeden się nawet w książce pojawia i z miejsca staje się podejrzanym. Sprawa zostaje rozwiązana dopiero pod sam koniec powieści i do samiutkiego końca trzyma w napięciu. Pod koniec zaczęłam się bać, że rozwiązanie tej zagadki poznamy dopiero w kolejnym tomie, bo książka się już kończyła, a cały czas nic nie było wiadomo. Cieszę się jednak, że autorka postanowiła domknąć w tym tomie wspomniany wątek, bo oczekiwanie na kontynuację byłoby wtedy katorgą. W pewnym stopniu i tak będzie, bo na samym końcu pojawia się zwrot akcji i książka się kończy.
Uwielbiam tę powieść za zdecydowanie nietuzinkowe rozwiązania, klimat zaściankowej wsi, przerysowaną polską rzeczywistość, za wierzenia słowiańskie w komplecie z katolicką religijnością, za cudownych bohaterów, za zabawę językiem, doskonały humor sytuacyjny i za dystans przede wszystkim. Serdecznie polecam!