Uwaga - recenzuję audiobooka "The Poppy War". Sięgnęłam - trochę nieoczekiwanie dla siebie - po "The Poppy War" Rebeki F. Kuang. Audible zrobiło wyprzedaż i postanowiłam zaszaleć. Później postanowiłam sprawdzić, czy dobrze się będzie biegać przy tej książce. Okazało się, że tak, jak najbardziej, że głos czytającej ją dla Harper Collins Emily Woo Zeller bardzo mi odpowiada. Jedna z lepszych narratorek, jakie znam.
Miałam "The Poppy War" Rebeki F. Kuang w audiotece od dawna, ale nie mogłam się za nią zabrać. Ale w końcu przyszedł czas na wiosenny challenge, czyli 42,2 km, i miałam do wyboru albo słuchać o Aleksandrze Wielkim, albo o Pierwszej Wojnie Światowej, albo "Poppy War".
Suspensu nie ma, mój wybór już znacie.
Gdybym miała ocenić tę książkę,
dałabym jej 8/10, z czego jeden punkt jest za to, jak została przeczytana. Gdybym miała ją na czytniku, dostałaby 7/10
No dobrze, to co to jest ta "The Poppy War" i o co było tyle zamieszania?
Bo było. Była afera, ponieważ wydawnictwo zakwalifikowało "The Poppy War" jako YA, z czym Autorka się nie zgadzała i tak dalej. O książce było głośno, bo jest dojrzałym i dobrze skonstruowanym debiutem. Wszystkim życzę takich debiutów.
Wracając jednak do wrażeń czytelniczych.
Powieść zaczęła się tak, że zastanawiałam się, czy nie jest przypadkiem w kolejnym "Harrym Potterem", tylko takim osadzonym w scenografiach stylizowanych na wczesny XX wiek w Chinach.
Nie zrozumcie mnie źle, Pottera bardzo lubię. Dzięki cyklowi Rowling udało mi się szybciej odkurzyć francuski (nie pytajcie) i sympatia do tych książek została mi do dzisiaj.
Ale wiecie, o co chodzi, kiedy przywołuję "Harrego"?
Rin, a właściwie Fang Runin, typowy underdog, dzieciak znikąd, trafia dzięki pracy i talentowi do najważniejszej w kraju szkoły oficerskiej. Trafia do zamkniętego środowiska, w którym właściwie tylko ona jest "nikim" i "z nikąd". Resztę, czyli jakieś 2/5 książki, możecie sobie dośpiewać. Praca, praca, praca, jeden przyjaciel, permanentne odrzucenie przez rówieśników i część nauczycieli, w końcu mentor, dzięki któremu coś jej się udaje. I to "coś" to Bog wow. Brzmi znajomo?
Bo jest znajome.
Ta część, ekspozycja do całości cyklu, ma swoje plusy. Przewidywalność jest jednym z nich. Nie, nie ironizuję. Przewidywalność narracji i rozwoju wydarzeń pozwala skupić się na drugiej warstwie książki, tej, w której pojawiają się elementy kultury chińskiej, sztuki wojskowej, polityki oraz sprawa najważniejsza - czyli kwestie religijne związanych z szamanizmem. Warto się nad tymi częściami pochylić i wczytać/wsłuchać się w nie porządnie.
Wracając do książki
Kiedy radośnie dałam się ukołysać akcji i zastanawiałam się o czym, jasny gwint, będzie kolejne 12 godzin, wszystko się zmieniło.
Wybuchła wojna i książka, skupiła się na niej i stała się jednocześnie ciekawsza i słabsza. To ostatnie wyjaśnię za chwilę.
Najpierw jednak słowo wyjaśnienia: "The Poppy War" nie jest książką YA.
Nie dałabym jej do ręki młodocianym i nieletnim. To brutalna książka, w której przemoc opisywana jest z pewną kliniczną zawziętością.
Nie jest to zarzut.
Lubię książki, w których brutalność języka i obrazów jest uzasadniona. Prawdę mówiąc, odłożyłabym "The Poppy War" po przebiegnięciu zakładanego wcześniej, wiosennego dystansu, ale coś kazało mi przesłuchać jeszcze godzinkę i bam!
Zaczęło się! Brudna, paskudna, obrzydliwa wojna. Odrażająca w swojej potworności i w tym, co wyciąga z ludzi.
Taka jest druga część książki, ostatnie 3/5.
"The Poppy War" Rebeki F. Kuang,
to książka, która słusznie dostaje nagrody
i słusznie została uznana za jeden z najlepszych debiutów 2018 roku. To bardzo bardzo ciekawa pozycja.
Czego w niej nie znajdziecie?
1. Cukierkowatości i rozwiniętych emocji, które nazywamy "pozytywnymi"
To znaczy innych niż wściekłość, gniew, złość, zawziętość, chęć zemsty, potrzeba władzy i pogoń za potęgą. Przesadzam, ale nie bardzo.
W pewnym momencie zastanawiałam się nawet, skąd Rebeka Kuang wytrzasnęła lojalność, która staje się motywem działań Runin? Skąd? Gdzie się urodziła i skąd się wzięła?
Nic, tylko bogowie ją zesłali.
Tak, TO była ironia.
Runin o wszystko musi walczyć, za wszystko płaci ogromną cenę. Fizyczna i psychiczna presja, jakiej podlega, jest ogromna. Czasem się łamie, zwykle wstaje i idzie dalej.Czy jest "lepszym człowiekiem"? Nie wiem.
Rebeka F. Kuang nie osładza i nie upiększa także obrazów uzależnienia od opium i innych substancji. Nie idealizuje przyjaźni i emocji w ogóle.
2. Dających się lubić bohaterów
Niestety, jeśli szukacie kogoś, kogo można lubić i za kogo można trzymać kciuki, to nie tu, nie w "The Poppy War" Rebeki F. Kuang. Początkowo myślałam, że to dlatego, że bohaterka jest nastolatką, a ja nią dawno być przestałam i dlatego tak mnie irytuje i tak jej nie lubię, ale z każdą kolejną godziną przekonywałam się, że nie miałam racji, to nie kwestia mojego i jej wieku.
Po prostu i Runin i reszta postaci są tak skonstruowane, że ich po prostu nie mogę polubić.
Przez nielubianych i nie dających się lubić bohaterów akcja stawała się coraz bardziej… opresyjna. Jakby książka wciskała mnie w glebę, głębiej i głębiej.
Taki zabieg ma swoje plusy, bo w końcu w obliczu wojny, rzezi i ludobójstwa trudno kogoś lubić, prawda? Zwłaszcza kogoś, kto walczy i zabija. Wojna zmienia. Jeśli jesteś upartą, zapalczywą osobą, która słucha, ale nie słyszy, która chce pokazać, że jest kimś i zemścić się na całym świecie, to co z ciebie zrobi wojna?
No właśnie.
Runin, główna bohaterka "The Poppy war", w kategorii "dająca się lubić" nie wypada ani lepiej, ani gorzej od pozostałych postaci zaludniających świat stworzony przez Rebekę F. Kuang
Powiem tak: gdybym miała stawiać czoła trudnym sytuacjom w życiu i mieć u boku stworzone przez nią postaci, wolałabym, jasny gwint, fajeczkę.
3. Jakiejkolwiek samodzielności twórczej w potraktowaniu warstwy "historycznej"
Rebeka F. Kuang po prostu przeniosła do książki to, co zdarzyło się w Azji w czasie wojny chińsko-japońskiej. Wszystkie te rzezie, gwałty i potworności. Przeniosła także język, jakim Chińczycy opisywali Japończyków. Miałam wrażenie, jakby autorka wkładała w książkę całą swoją wiedzę historyczną, jaką nabyła w szkole, plus określenia, które zdobywaniu tejże wiedzy towarzyszyły.
Rasa, która w "The Poppy War" jest odpowiednikiem Japończyków, to potwory, po prostu i zwyczajnie potworzy i tak właśnie jest opisywana. Nie ma nic, co by ten obraz łagodziło. Są jak orkowie. Tępi mordercy, wielbiący przemoc i zadawanie bólu. Powiedzmy to sobie jasno - tak właśnie Mugen przestawiła Autorka. Owszem, pod koniec pojawia się nieśmiała sugestia, że nie wszyscy byli źli, ale jednak… niebywale mnie to drażniło.
Nie, nie bronię gwałtów i rzezi, ani osób, które je popełniają. Nie szukam usprawiedliwienia dla zbrodni wojennych. Po prostu uwiera mnie taka bezrefleksyjna transkrypcja historii i udawanie, że to literatura.
4. Magii w rozumieniu "machnę różdżką i wypowiem zaklęcie"
Tego nie ma. Magia jest, ale potężniejsza i bardziej niebezpieczna niż to, na co bohaterka i czytelnicy/słuchacze są przygotowani. Magia jest bowiem potężna, przenika każde działanie, daje wiele, ale pożera i pochłania wszystko.
A bogowie, których rodacy Runin relegowali z ich codzienności, okazują się… nieludzcy w pełnym tego słowa znaczeniu. Nie "nieludzcy" w znaczeniu "potworni", choć to także, ale po prostu… ich motywacje są niemożliwe do zrozumienia, ich pomoc bywa gorsza niż ich obojętność, a ich zaangażowanie kończy się katastrofalnie.
Polecam "The Poppy War" Rebeki F. Kuang? Tak, polecam. Jeśli macie ochotę na coś, co jest świetnie napisaną gorzką pigułką - zachęcam. Słuchało mi się tej książki doskonale, co nie znaczy, że przyjemnie.
Na pytanie, czy sięgnę po kolejne części, odpowiadam: nie wiem. Nie jestem pewna. Lubię lubić bohaterów książek, które czytam.
www.veryurbanfantasy.pl