Odkąd pamiętam mam jakiś dziwny sentyment do pani Kłodzińskiej . Dlatego kiedy tylko udaje mi się trafić na jakąś jej książkę w , biorę w ciemno . Tym razem trafiłam na '' Taniec szkieletów '' , kryminał szpiegowsko przemytniczy z echami wojennymi . Pewnego zimowego poranka małżeństwo mieszkające koło torów , znajduje martwego człowieka . Ów trup jest w piżamie i na boso . Siłą rzeczy nasuwa się stwierdzenie że pan ten musiał zostać wyrzucony z pociągu i to z tak zwanej kuszetki , czyli wagonu sypialnego . W sprawę wkracza ulubiony śledczy autorki , major Feliks Szczęsny . Lubę tę postać , major nie siedzi za biurkiem tylko jak dowódca wojsk , zawsze jest na pierwszej linii frontu , sam osobiście szuka morderców , szpiegów , i wszelkiej innej maści złoczyńców . Jest przystojny , ale niestety nie do usidlenia , gdyż jego jedyną prawdziwą miłością jest praca i jeszcze raz praca . Co z tego że Szczęsny jak i cała książka trąci przysłowiową myszką , ja lubię poczytać czasem o innym policjancie (wtedy milicjancie) niż wiecznie nieogolony alkoholik Harry Hole , czy rozwiedziony po przejściach nasz rodzimy Szacki . Szczęsny naprawdę budzi moją sympatię , mimo iż czasami może się wydawać że wszystko wie lepiej i że nawet posiada pewnego rodzaju nadprzyrodzone zdolności :) . W pewnym miejscu swojej książki autorka pisze o przystojnym majorze tak '' Utkwił w siedzącym przed nim człowieku czarne , wąskie oczy , w których płonęło teraz podniecenie . Wiedział , że potrafi siłą wzroku zmusić tego złodzieja do powiedzenia prawdy . Nieraz już się przekonał że pod wpływem jego sugestywnego spojrzenia przestępcy zaczynali składać wiarygodne zeznania '' . Czyż ten opis magnetycznego spojrzenia oficera milicji nie jest uroczy ? Mnie kryminały Kłodzińskiej wprawiają w lekką melancholię , rozrzewnienie i wspomnienia . Fajnie jest poczytać jak sobie radzili milicjanci , jak prowadzili śledztwo , nie mając do dyspozycji komórek , tylko " linie do Warszawy '' i trzeba było siedzieć murem przy telefonie oczekując na przykład na wyniki badań , czy sekcji zwłok . Kiedy nie było nawigacji , a nadającej radiostacji trzeba było szukać za pomocą niedokładnych samochodów pelengacyjnych . Kiedy trzeba było pracować głową i umysłem , a nie pytać wujka Google . Oczywiście kryminały z tamtych czasów nie mogły obejść się bez propagandy , ale jest ona nienachalna i do przetrzymania . Natomiast tytuł książki wcale nie dotyczy zwłok w szkieletowym stadium rozkładu znalezionych przez Szczęsnego i jego ekipę , lecz świetnego (moim zdaniem) utworu Camilli Saint-Saëns pod tytułem '' Danse Macabre '' którym to utworem porozumiewają się trzej złodzieje platyny o ksywkach '' Delta '' , ''Alfa '' i '' Beta '' . Książkę polecam , chociażby dla porównania z obecnymi kryminałami , ja w każdym razie na pewno przeczytam coś jeszcze tej autorki , mam tego całkiem sporo .