Jeżeli kiedyś w letnią noc będziecie patrzeć niebo to może uda się Wam zobaczyć spadającą gwiazdę. Tradycja głosi, że widząc taką gwiazdę należy w myślach wypowiedzieć życzenie a z pewnością się spełni. Pewnie też, przynajmniej raz w życiu, kiedy byliście zakochani obiecywaliście przynieść najdroższej osobie gwiazdkę z nieba lub też to Wam drogie Panie ktoś taką gwiazdkę obiecywał….
A czy zastanawialiście się kiedykolwiek jak czuje się gwiazdka kiedy już zdarzy jej się bliski kontakt z naszym światem? Jedną z możliwych odpowiedzi na takie pytanie można znaleźć w książce Neila Gaimana „Gwiezdny pył”.
Oto pewnego wieczora gwiazda imieniem Yvaine zostaje dosyć brutalnie strącona z nieba na ziemię. Spadając łamie sobie swoją gwiezdną nóżkę, ale jak się niedługo okaże jest to najmniejszy z jej problemów. Tego samego wieczoru pewien zakochany chłopiec obiecuje przynieść swojej wybrance gwiazdkę z nieba i (nie wiem czy świadczy to o sile jego uczucia czy o… głupocie po prostu) rzeczywiście udaje się na poszukiwania owej gwiazdy. Zadanie ma nieco ułatwione, gdyż jego wioskę od krainy czarów dzieli tylko niewielki kamienny mur, ale nie zdaje sobie sprawy z tego, że podróż na drugą stronę tego muru może być dla niego drogą bez powrotu. Dzięki sprzyjającym okolicznościom w krótkim czasie dochodzi do spotkania Tristrana z Yvaine, ale gwiazda wyraźnie nie ma ochoty być prezentem dla ukochanej chłopca, co więcej wyraźnie go nie lubi. Obydwoje jednak szybko się przekonają, że tylko jeżeli będą działać razem mają szansę na uratowanie życia. Tropem bowiem gwiazdy podąża władczyni czarownic, która chce zdobyć jej serce potrzebne do stworzenia magicznego proszku przywracającego młodość oraz, mniej lub bardziej żywi, synowie ostatniego władcy Cytadeli Burz – gwiazda ma bowiem pewien czarodziejski klejnot, który ma wskazać nowego króla.
Neil Gaiman stworzył przepiękny baśniowy świat, bohaterów odbiegających od stereotypów, ciekawie zarysował akcję i… w moim odczuciu w pewnej chwili to wszystko przestało go bawić. Książka, która świetnie się zaczyna, przyciąga uwagę, ma ogromny potencjał aby konkurować z najbardziej znanymi dziełami fantasy w jednej chwili traci impet i truchcikiem zbliża się do zakończenia. A i to zakończenie jest praktycznie pozbawione dramaturgii i trochę nijakie.
W 2008 roku powstał film pod tym samym tytułem. Jest to luźna adaptacja książki. Niestety nie widziałam go a szkoda, bo już nazwiska Michelle Pfeiffer, Ruperta Everetta i Roberta de Niro grających w tym filmie role drugoplanowe mówią same za siebie. Mam nadzieję, że uda mi się kiedyś obejrzeć ten film, tym bardziej, że znajomi którzy zapoznali się i z filmem i z książką niemal jednogłośnie twierdzą, że jak rzadko film od książki jest lepszy.
Pomimo wszystko jednak zachęcam do sięgnięcia po tę książkę. Ja przynajmniej dałam się oczarować wyobraźni pana Gaimana i z pewnością jeszcze zajrzę do jego kolejnych opowieści. A wszystkie krytyczne uwagi wynikają z tego, że za mało mi było tej wspaniałej lektury.
I tylko się zastanawiam drogie Panie jakbyśmy zareagowały gdyby nasz ukochany rzeczywiście dał nam w prezencie taką atrakcyjna gwiazdę? Czy aby nie czułybyśmy się nieco zagrożone? Na szczęście nie wszystkie życzenia i obietnice się spełniają…