Publicystyka lat 1998–2019 prof. dr hab. Andrzeja Romanowskiego, pracującego na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego i w Instytucie Historii PAN.
Podczas lektury przypomniała mi się anegdota sprzed wielu lat. W modnej kawiarni w Paryżu spotykają się rosyjscy uchodźcy, jeden jest rewolucjonistą z 1905 roku, drugi z 1917/1918. Ten drugi, próbując się fraternizować, zagaduje, że w sumie są podobni, że przecież walczyli o to samo. Na to pierwszy z nich odpowiada chłodno, że niezupełnie, bo… my walczyliśmy o to, żeby nie było biednych, a wy o to, żeby nie było bogatych.
Złość, zawiść, żądza zemsty i odpłacenia „onym” za własną mierność, urazy, głupotę, bzdurne przekonania, zabobony itp., są potężną siłą. Kłopot polega na tym, że jest to siła destrukcyjna, a nie kreacyjna. Można dzięki niej zdobyć władzę (jak zresztą widać), ale nie można zbudować prawdziwie demokratycznego systemu politycznego i stabilnej gospodarki.
„Trzecia Rzeczpospolita była najlepszym państwem w polskich dziejach. Ale była nie do utrzymania – podkopywana przez antykomunizm i katolicyzm, została skazana w kolebce. Ta sekwencja wydarzeń dopiero dziś układa się w logiczną całość. Bo dopiero dziś możemy zobaczyć, co naprawdę się stało w momencie zaprzysiężenia przez prezydenta Andrzeja Dudę sędziów-dublerów Trybunału Konstytucyjnego. Jakże łatwo, jak niemal niezauważalnie, wtedy, nocą 2/3 grudnia 2015 roku, Trzecia Rzeczpospolita przestała istnieć” [1].
„1791, 1918, 1989. Oprócz faktu zdobycia niepodległości wszystkie te daty łączy wybór orientacji. Za każdym przecież razem Polska odchodziła od Rosji: od protektoratu Katarzyny II, od niewoli carskiej czy bolszewickiej, od ZSRR i Paktu Warszawskiego. Jednak takie odejście przynosiło zwykle w odwecie najazd rosyjski – tak działo się w latach: 1792, 1830, 1920, 1939…” [2].
„Stanisław Stomma, antykomunista do szpiku kości, wielokrotnie podkreślał, że Stalin mógł tak zbudowaną Polskę oddać tylko w ręce ludzi, »którym ufał«, że gdyby do władzy doszedł czy to gen. Anders, czy Stanisław Mikołajczyk, Polacy by ziem poniemieckich nie dostali. Polska bez komunistów stałaby się więc – i to w najlepszym razie – nowym »Księstwem Warszawskim«. W najlepszym razie – bo alternatywą było wcielenie Polski do ZSRR (agitowała za tym np. Zofia Dzierżyńska) albo bezterminowa sowiecka okupacja wojskowa (o takiej możliwości pisała po latach Krystyna Kersten)” [3].
„Prawdziwy Polak ma oparcie w polskim Kościele. I cóż za paradoks! Kościół, głoszący ewangelię miłości, wspiera od lat w Polsce ewangelię nienawiści” [4].
„Paradoks polega też na tym, że apogeum wrogości dotknęło »komunistów« akurat wtedy, gdy oddali władzę. Czyli gdy odwołali swój dogmat, że władzy raz zdobytej nie oddadzą nigdy. I znów: jakkolwiek byliby w tym oddaniu władzy interesowni i cyniczni, przecież się na to zdecydowali. Zrobili krok w skali światowego komunizmu bezprecedensowy – i to nie będąc jeszcze świadomi ani bliskiego zburzenia muru berlińskiego, ani czechosłowackiej aksamitnej rewolucji, ani losu Nicolae Ceauşescu. Demontaż komunizmu w Europie Środkowej zaczął się od Polski. Mało która z polskich decyzji zaważyła tak na losach Europy, jak ta z roku 1989, podjęta przez »komunistę«, gen. Wojciecha Jaruzelskiego” [5].
To tylko przykłady i to nawet nie najbardziej kontrowersyjne. Irytujące było coś innego – często, zbyt często, Romanowski miał i ma rację. Nawet wtedy, kiedy o spodziewanych wydarzeniach lub ich efektach pisał przed kilkunastu laty. To po prostu zwykle stwierdzenie faktów, realna ocena rzeczywistości, a to rzadko jest przyjemne. Ostatecznie jednak oceny przekonań autora każdy musi dokonać sam. Ja tylko uważam, że warto.
--
1. Andrzej Romanowski, „Antykomunizm, czyli upadek Polski”, Wyd. Universitas, 2019, s. 5.
2. Tamże, s. 12.
3. Tamże s. 333-34.
4. Tamże, s. 384.
5. Tamże, s. 334.