Moje drugie podejście do współczesnej poezji, czyli „Teatr, którego nie było” Kazimierza Grochmalskiego. Nie zawładnął on jednak moim życiem na tyle co „Traktat o marionetkach”, ale przecież nie wszystko musi nam się podobać w takim samym stopniu, prawda?
Podmiot liryczny siada wygodnie tuż obok nas na miejscu w teatrze. Razem z nami obserwuje oraz głęboko przeżywa to, co widzi na scenie. Przygodę zaczynamy od wiersza „Prezenter”. Rozsiadamy się coraz wygodniej, czekamy na wspaniały poetycki „spektakl”. I proszę państwa, już drugi wiersz złapał mnie za gardło. Przebijająca magia i miłość z wiersza „Przez chwilę” sprawiła, że na mojej twarzy zagościł błogi uśmiech. Jednak po chwili zrobiło mi się przeraźliwie smutno, ponieważ w wierszach wielokrotnie pojawia się motyw przemijania czy życia przeszłością.
„Teatr, którego nie było” jest spektaklem, przeniesieniem rzeczywistości na teatralne deski. Z każdą kolejną stroną dostrzegamy jednak, że teatr jest tylko wspólnym punktem łączącym 43 wiersze w wymowną całość. Nie można ich, pisząc kolokwialnie, mimo tego wrzucić do jednego worka, ponieważ każdy z nich opowiada nam o czymś innym, wzbudza inne emocje. Czytelnicy chcąc nie chcąc stają się aktorami, którzy mają do odegrania role w codziennym życiu. I to właśnie o tym jest ten tomik: o nas, którzy staramy się codziennie sprostać narzuconym nam rolom. Nieraz łapałam się na tym, że utożsamiałam się ze słowami, które wyszły spod pióra autora. Nawet z tymi, że doczłapaliśmy się do bram kolejnej wiosny, a jak wiadomo – z tą porą roku zawsze jest lepiej.
„Teatr, którego nie było” jest bardziej melancholijny niż poprzedni tomik autora. Zebrane wiersze są podróżą do bezpowrotnie minionych czasów. Z wierszy bije tęsknota, niezgoda oraz zagubienie. Autor ponownie zmusza czytelnika do refleksji na temat upływu czasu i niewykorzystanych szans. Często pojawiającym się motywem jest przyroda, z którą obcowanie przynosi człowiekowi ukojenie i spokój. Opisy są niemal baśniowe, a wierszem, który zwłaszcza mnie urzekł jest „Zima”. Całość czyta się niezwykle przyjemnie, a czytelnik może łatwo zobrazować sobie to, co mógł mieć na myśli autor. Ten tomik napisany jest prostym i przystępnym językiem. W wierszach wyczuwa się zapach lata, ulotność i lekkość. Przedstawione w książce proste, delikatne rysunki tylko dopełniły tomik. Każdemu przyglądałam się z wielką wnikliwością i naprawdę mnie zauroczyły.
Jak już wiem, Kazimierz Grochmalski jest znakomitym obserwatorem rzeczywistości. Jego wiersze traktują zarówno o przeszłości jak i absurdalnej teraźniejszości. Każdy z nas jest cyrkowcem odgrywającym rolę w sztuce zwanej życiem. Wiersze są również o próbie wymknięcia się z przyjętych schematów. Autor wie, że człowiek jako aktor codzienności stale ma kolejne próby życiowego spektaklu. Jak sam pisze: „nie przejmuj się, ten świat ciągle daje ci wielką szansę heroicznej walki o zachowanie siebie samego w wątłych granicach rozsądku”. Jednak na sam koniec dodaje, że „człowiek składa się z ciała i duszy którą ma szansę doskonalić przez całe swe kruche życie”. Jakie to szczęście!