Przypadkowe spotkanie i wypadek z kawą to początek znajomości Eve i Vito. Mężczyzna tylko z pozoru jest zwyczajnym, bogatym biznesmenem i właścicielem wielu nieruchomości. Będąc głową największej przestępczej organizacji w mieście, twardą ręką rządzi i egzekwuje prawo. Obecność Eve to dla niego powiew świeżości, chociaż również ona ma tajemnice, które wcale nie powinny ujrzeć światła dziennego. Co z tego wyniknie i czyje serce faktycznie zostanie rozdarte?
W ostatnim czasie nieudolnie walczę ze swoim stosem hańby. Niektóre książki swoją premierę miały dawno temu, ale natłok obowiązków nie pozwolił mi do nich usiąść. Piętrzące się zobowiązania również przyczyniły się do tego, że wiele tytułów spadło na dalszy plan. Ofiarą tej selekcji naturalnej padła debiutująca Lena M. Bielska.
Nie do końca wiem, co powinnam myśleć o tej książce. Uwielbiam takie grubaski, szczególnie jeżeli zawierają przepiękną, spójną z kolejnym tomem okładkę (zerknęłam sobie na okładkę kolejnej części i jest równie cudowna) oraz długie, emocjonalne opisy, dzięki którym mogę wczuć się w sytuację bohaterów. Nigdy nie byłam fanką usilnego wpychania dialogów, z których większość nie ma ani sensu, ani wpływu na fabułę. Pitu pitu przy kawce to nie moja bajka, dlatego bardzo cieszyłam się, że tutaj dostałam coś innego (chociaż u bohaterów nawet kawka się trafiła).
Fabularnie również zagrało tutaj wiele elementów, nawet jeżeli niektóre postaci i wydarzenia były bardzo schematyczne. Mężczyzna rządzący przestępczą organizacją, pan i władca, niezwykle bogaty i nieprzyzwoicie seksowny oraz kobieta będąca jego zupełnym przeciwieństwem, żyjąca z daleka od kłopotów, wiodąca pozornie udane, ale odrobinę nudne życie. Wpadają na siebie zupełnym przypadkiem, zaczyna iskrzyć, potem spotykają się coraz częściej. On okazuje się niebezpieczny, ona wciągnięta w grę, w której wcale być nie chce.
To chyba właśnie z nimi miałam największy problem. Pani Bielska niewątpliwie wykazała się oryginalnością, kreując Vita na bezwzględnego mafiozo, który potrafi być łagodny i wyrozumiały dla osób, które kocha. Kiedy tylko przeczytałam o jego podejściu do małżeństwa i kobiet, uderzył we mnie kontrast względem dotychczas przeczytanych serii mafijnych. Z jednej strony bardzo mi się ten zabieg podobał, z drugiej zaś nie potrafiłam pozbyć się wrażenia, że Vito to… ciepła kluska. Eve natomiast to prawdopodobnie jedna z najbardziej irytujących postaci kobiecych, z jakimi miałam okazję się na swojej czytelniczej drodze spotkać. Analizuje, rozważa, podejmuje decyzje, potem się wycofuje i zachowuje się bezmyślnie. Szczególnie mocno denerwuje jej zachowanie, kiedy coraz mocniej brniemy w historię jej życia. Mam wrażenie, że wykreowanie mafijnego bossa to pikuś w porównaniu ze stworzeniem silnej, fajnej babki.
Czytało się niby lekko, ale jakby ciężko. Styl autorki jest przyjemny, zdania proste, wszystkie pomysły zostały przedstawione w sposób przejrzysty, ale w ogólnym rozrachunku trochę się męczyłam. Nie jest to jedna z tych książek, które połknęłam w jedno popołudnie. Niektóre momenty były bardzo przewidywalne, a dość umiejętnie budowane napięcie bardzo szybko umierało. Mam wrażenie, że książka pod tym kątem jest niezwykle nierówna.
Lubię debiuty i w ogólnym rozrachunku niespecjalnie żałuję, że sięgnęłam po tę książkę, ale jednocześnie uważam, że istnieją na rynku wydawniczym debiuty dużo bardziej udane. Ja twórczości pani Bielskiej po tej jednej książce na pewno nie porzucę. Widzę potencjał i materiał do pracy, więc chętnie będę śledzić dalszy rozwój, by zobaczyć, w którym kierunku to wszystko pójdzie.