Feeria.
To słowo przypominało mi się najczęściej w trakcie lektury. Feeria zdarzeń, feeria mignięć, feeria przewrotów. Liczba zwrotów akcji, zmian położenia bohaterów, zmian tego co o nich wiemy - porażała dosłownie. Jeden za drugim twist, to jest opis tej powieści, gdyby ktoś chciał na serio ją streszczać jak streszcza się uczniowskie lektury w brykach, wyszłaby z tego jakaś rozpisana na kartce sinusoida :) Oczywiście w pewnym momencie mogło zacząć to męczyć, ale... mnie nie męczyło. W końcu to literatura popularna, siadając do czytania tego właśnie chcemy takich atrakcji, właśnie chcemy rollercoastera. Okej, mogło męczyć natężenie, ale tu było to zrobiona naprawdę nieźle - swoją drogą widać, że od Ekspozycji młody autor rzeczywiście poprawił warsztat - więc nie cierpiałem przez to nawet w najmniejszym stopniu, choć miałem z tyłu głowy świadomość, że takie "cierpienie" w wypadku innego autora mogłoby się w podobnej sytuacji pojawić :)
A przez co rzeczywiście trochę "cierpiałem"? Dwie sprawy. Po pierwsze w pewnym momencie to podawanie nam kolejnych twistów fabularnych zrobiło się troszkę łopatologiczne. Czy tylko dla mnie przekroczeniem cienkiej czerwonej linii był tu moment, gdy postacie zaczęły mówić o pewnym tatuażu moment przed jego pojawieniem się? Która to sprawa z tatuażem została potem rozwiązana tak płasko, że bardziej już chyba nie mogła? Niby tylko jedno zawieszenie akcji więcej wśród kilkunastu, ale w trakcie lektury serio jakoś mi to zagrzytało tak, że aż wiedziałem, że będzie to jakoś tam przełomowy dla mnie moment gdy idzie o percepcję tej powieści.
Po drugie zaś - Najpłodniejszy pisał tę powieść już w momencie, gdy seria Chyłkowa (której nie lubię i kultowości której nie rozumiem) cieszyła się dużą popularnością, prawda? Mam więc wrażenie, że po części wpływ tejże serii Chyłkowej zaznaczył się w rozwiązaniu pewnej kryzysowej sytuacji ze środka tekstu. Co mam w pierwszym rzędzie do zarzucenia cyklowi tomów o warszawskiej prawniczce to to, że rozwiązania intryg zarysowywanych w niej rażą niedorobieniem, rażą tym, że wyglądają na napisane w pięć minut na zasadzie "aha, więc było tak i tak, bo ja, wszechmocny autor, tak chcę". Rozwiązanie sprawy uwięzionego Forsta wyglądało identycznie.
W ogóle wzmiankowana wyżej scena ze środka powieści była pewną cezurą w tekście, gdy idzie o owo natężenie zwrotów akcji. Tj. natężenie po niej wzmogło się może tylko w nieznacznym stopniu, ale charakter zwrotów i zwłaszcza intensywność ładunku emocjonalnego poszczególnych scen, która to intensywność siłą rzeczy oddziaływała na nasze widzenie owych zwrotów akcji (w końcu jeśli dana scena trzyma cię za mordę a po chwili zostaje "unieważniona" inną to odbierasz to naprawdę mocno) wzrosła wyraźnie. Jeszcze raz to napiszę, Najpłodniejszy wyćwiczył warsztat trzymacza za mordę w sposób bardzo wyraźny i zaprzeczyć się temu nie da. Dodać można, że głębsze motywy ze sfery psychiki bohaterów Najpłodniejszy wplótł w tekst zaskakująco delikatnie.
Aha, motyw z niejasnością co do kontaktu Gjosta z dziećmi - także nader przyjemny :) W pewnym momencie naprawdę nie wiedziałem ocb, po prostu dałem się złapać :)
Mocna ósemka przy wszystkich zastrzeżeniach. Czytaj i baw się.
PS: Wiecie, że dopiero podczas pisania tej opinii dowiedziałem się, że słowo "feeria" piszemy właśnie tak, tj. przez dwa "e"? :)