Pamiętacie klasyczne historie detektywistyczne, rozgrywające się przy kominku, gdzie sprawcą zbrodni jest "jedna z osób znajdująca się w pomieszczeniu"? "Czysta jak łza" zdaje się być oparta właśnie na takiej właśnie kanwie, z tą różnicą, że lekko klaustrofobiczny salon starej rezydencji autorka zastąpiła na bardziej przestronne małe miasteczko.
Lily Bard stara się uciec od swojej niezbyt przyjemnej przeszłości. Osiedla się w małym miasteczku Shakespeare, gdzie utrzymuje się jako sprzątaczka. Cicha, nieinwazyjna, a przede wszystkim pracowita i sumienna - to główne atuty, które pozwalają jej się cieszyć dużym gronem starych klientów. Przy okazji poznaje ich zwyczaje a nawet skrywane przez nich tajemnice. Gdy pewnej nocy ginie właściciel domu, w którym Lily ma wielu klientów, a morderca znika właśnie wewnątrz budynku, prawie pewne staje się, że sprawcą jest jeden z mieszkańców. Kilka dziwnych zdarzeń zmusza Lily do podjęcia własnego śledztwa i znalezienia mordercy, który najpewniej dybie również na jej życie.
Z niejasnych mi powodów do tej książki zabrałem się z dystansem - naprawdę dużym dystansem. Możliwe, że wpływ miały na to liczne sukcesy pani Harris w związku z książkami o wampirach i ich specyficzny język. Może obawiałem się pewnego rodzaju kalki, wykorzystania sprawdzonych schematów, które tu mogłyby się już tutaj przejeść. Na szczęście nie jest, aż tak źle. Czytelnik otrzymuje historię diametralnie różną od tej wampirzej - chociaż mam wrażenie, że autorka lubuje się w wyalienowanych kobietach 'po przejściach', które w jakiś sposób wybijają się 'ze schematu'. Inne postacie powieści też ciężko zaliczyć do normalnych. Są mocno przejaskrawione, najpewniej na potrzeby głównego wątku fabuły. Miało to zapewne utwierdzić czytelnika w przekonaniu, że każdy może być mordercą - połowicznie zdało to egzamin, ale niestety zrobiło się lekko sztucznie. Do tego miałem wrażenie, że autorka uważa odbiorcę za co najmniej ułomnego i niezdolnego do samodzielnego odkrywania intrygi.
Autorka prowadzi czytelnika za rękę, wciągając go jednocześnie w jej własną wersję klasycznej historii detektywistycznej. Jest Lily, która podejrzewa każdego, są mieszkańcy domu - każdy ze swoimi małymi grzeszkami i mrocznymi tajemnicami, każdy może być mordercą. Jest miasteczko Shakespeare, które pełni zastępczą formę kominka. Wszyscy chcą rozwiązania zagadki, ale jednocześnie wiadomo, że mordercą jest jedno z nich. Klasyka w nowej formie :)
Niestety, nie mogę powiedzieć, że jest to dobry kryminał. Te 250 stron powieści określiłbym raczej jako harlequin w kategorii kryminału. Typ fajnej lektury na kilka wieczorów, ale pozbawionej wyjątkowości, dzięki której można by ją zapamiętać na dłużej. Krytycznym okiem: jest to kryminał dla ułomnych. Jest zagadka, jest ciekawie - na pewno nie można się nudzić. Tyle, że nie ma tu żadnego wyzwania - nic co zmuszałoby czytelnika do samodzielnych prób rozwiązania zbrodni. Czytelnik nie jest wciągany w akcję, stoi jakby z boku - zwykły obserwator zdarzeń.
Polecam każdemu kto zetknął się wcześniej z twórczością Charlaine Harris. Polecam też każdemu 'niedzielnemu' miłośnikowi zagadkowych zbrodni (całkiem bezkrwawych). Nie polecam starym wyjadaczom i miłośnikom dobrej łamigłówki - ci mogą się jednak nudzić ;)