„Słodkie przeznaczenie” autorstwa Patrycji Szymańskiej to urocza historia o przeznaczeniu, do której mam dość mieszane uczucia - na samym początku byłam zachwyconą tą powieścią, jednak później (kilka dni po skończeniu lektury) kiedy emocje ochłonęły, zaczęłam zauważać pewne elementy, które ostudziły moje odczucia, co do tej pozycji.
Mia Montgomery marzy o prawdziwej miłości. Ma dwadzieścia dwa lata i dotąd jej nie doświadczyła ― czytuje o niej w romantycznych powieściach, na razie jednak żaden mężczyzna nie skradł jej serca, nie sprawił, by zabiło szybciej. Niczyje spojrzenie nie nadało kolorów szarej rzeczywistości, w jakiej żyje. Aż na jej drodze stanął Archer Sharewood.
Wydawałoby się, że to wreszcie ten. Pan idealny. I może faktycznie tak jest, skoro Archer także nie pozostaje obojętny na urok blondwłosej Mii. W końcu dlaczego miałby nie skorzystać z szansy, jaką dał mu los?
Czy Mia i Archer obdarzą się wzajemnie uczuciem?
A może właśnie to uczucie będzie najpiękniejszą rzeczą, jaką ofiaruje im życie?
Przyznam, że początek tej historii był dla mnie lekkim wyzwaniem - miałam pewnego rodzaju problem z dialogami pomiędzy głównymi bohaterami. Nie jest to atak w stronę autorki, bądź czytelników, którym przypadły one do gustu, jednak w moim odczuciu były one lekko cringowe i bardzo często odpychały mnie od dalszej lektury.
Kolejną „wadą” tej pozycji są momentami zbyt wyimaginowani bohaterowie, których postępowanie jest dla mnie niemożliwe w prawdziwym życiu. Relacja pomiędzy Mią oraz Archer rozwinęła się w zaskakującym tempie, jednak nie ma co się dziwić skoro mamy tutaj motyw miłości od pierwszego wejrzenia. Ten motyw przypomniał mi o czasach mojego dzieciństwa, kiedy to ja sama czekałam na mojego księcia z bajki, który miał się we mnie zakochać w chwili, jak tylko na mnie popatrzy. (Wiem, jest to strasznie żałosne, jednak każdy z nas miał podobny „etap” w swoim życiu.)
„Słodkie przeznaczenie” nie jest historią, która aż do ostatniego zdania składa się z idealnych wydarzeń. Zdaję sobie sprawę, że większość z Was po zobaczeniu okładki oraz zapoznaniu się z zarysem fabuły, może sądzić inaczej, jednak muszę Wam oznajmić, że w tym przypadku jesteście w błędzie. Pani Patrycja w swoim debiucie wystawia bohaterów na kilka min, które będą miały wpływ na ich dalszy związek. Na końcu każdego rozdziału będzie czekać na Was krótkie podsumowanie przemyśleń (jeśli tak można to nazwać) bohaterów - każdy z tych fragmentów przypomniał mi, że nasze życie składa się z dobrych i złych momentów.
Jeśli chodzi o zakończenie, to przyznam, że bardzo mnie ono zaskoczyło. Nie sądziłam, że w trakcie czytania ostatniej strony będę ryczeć jak bóbr. Jak widzicie, „Słodkie przeznaczenie” to historia, która z jednej strony mnie irytowała, jednak z drugiej sprawiła, że bardzo mocno zżyłam się z bohaterami, przez co ciężko było mi czytać epilog tej powieści.
Czy książkę polecam? „Słodkie przeznaczenie” to lekka historia, która pomogła mi, chociaż na chwilę odpocząć od brutalniejszych, czy bardziej erotycznych romansów. Pomimo tych kilku wad, uważam, że warto jest sięgnąć po tę powieść. Czemu? Ponieważ pod tą „zbyt idealną” fabułą kryją się cenne fragmenty, które idealnie oddają prozę nasze życia oraz dają nadzieję na lepsze jutro, o której wielu z nas zapomina w tym rozbieganym świecie.