Czwórka rodzeństwa – Irena, Jadwiga, Bronisław i Witold – żegna matkę. Teraz to oni są sobie najbliżsi i powinni się zaopiekować sobą nawzajem. Jednak każde z nich ucieka do swoich spraw. Jedzą wspólnie posiłki, ale jakby się nie znali. „Czy to nie dziwne? Żyć razem w jednym pokoju i nic o sobie nie wiedzieć...”[1] Mimo tego ich decyzje odbijają się na całej rodzinie, a te nie zawsze są rozważne.
Wanda Miłaszewska w powieści „Na cztery wiatry” wykreowała bardzo wyrazistych bohaterów: piękna Irena, wrażliwa Jadwiga, karierowicz Witold, uzależniony od hazardu Bronek, cwana i boleśnie szczera ciotka, przebojowa aktorka Roma, kobieciarz Łącki, zakopany w książkach niepełnosprawny wuj – pozwolę sobie wymienić te najważniejsze. Na pierwszym planie są tu zdecydowanie kobiety. Miłosne perypetie Ireny są chyba wiodącym wątkiem. Również postaci Jadwigi autorka poświeciła dużo miejsca, jako tej dobrej, wrażliwej, chyba jedynej, której czytelnik współczuje. Z jakiegoś powodu Wanda Miłaszewska nie rozwinęła wątków Witolda i Bronka, a jako bracia również reprezentują rodzinę. Nawet koleżanka Ireny, Roma która jest postacią drugoplanową, przyćmiewa ich swoją barwnością.
Trudno powiedzieć, czy Wanda Miłaszewska nie potrafiła, nie chciała rozwijać tych postaci, a może z pełną premedytacją planowała napisać książkę o kobietach. Czas akcji to początek lat 30 XX wieku. Pisarka prezentuje pewien dysonans pomiędzy rozprzężeniem obyczajów, samodzielnością kobiety, a oczekiwaniem, iż będzie się dobrze prowadzić i będzie dbała o dom. Panowie z powieści cenią przede wszystkim piękno i kierują maślane oczy w stronę Ireny, która to piękno stara się eksponować. Narażona jest i na podziw, i na krytykę. W tym świecie to nie mężczyzna jest podły, a kobieta głupia i naiwna.
Bardzo przyjemnie czytało mi się powieść „Na cztery wiatry”. Z zainteresowaniem śledziłam losy rodzeństwa, chociaż – jak już wspominałam – wątki panów zostały potraktowane przez autorkę po macoszemu. Wanda Miłaszewska mogłaby również uwypuklić rolę matki. Seniorka na początku powieści umiera, a nam trudno ocenić, czy ona faktycznie spajała tę rodzinę, czy może drogi jej dzieci rozeszły się już wcześniej.
Komu mogę polecić tę powieść? Miłośnikom nieskomplikowanych obyczajówek. Cała historia opisana przez Wandę Miłaszewską zamyka w małym gronie postaci, a wątki są sprawnie poprowadzone. I zaznaczyć muszę, że nieskomplikowana nie znaczy infantylna. Co prawda pisarka nie rozbudowuje mocno fabuły, ale prezentuje – może w nieco uproszczonej formie – sposób myślenia mieszkańców stolicy z okresu międzywojennego.
[1] Wanda Miłaszewska, „Na cztery wiatry”, wyd. Replika, Poznań 2023, s. 144.