Bardzo dobra książka o depresji, oparta częściowo na doświadczeniach samego autora. Były one do pewnego stopnia typowe: zdiagnozowany jako nastolatek, przez wiele lat brał antydepresanty, zmagając się z ich skutkami ubocznymi i koniecznością zwiększania dawek. Zarazem jako dziennikarz spotykał ludzi cierpiących na depresję, żyjących w różnych warunkach i mających różne przeżycia za sobą. To wszystko doprowadziło go do zajęcia się tematem depresji i zaburzeń lękowych, a także pytaniami, które dotyczyły także jego samego: skoro podobno depresja jest tylko chemiczną usterką i wynika z braku serotoniny w mózgu, to dlaczego antydepresanty działają tak, jak działają, dlaczego często nie działają i czy oficjalne naukowe wyjaśnienia są zadowalające?
Od razu spieszę zaznaczyć, że autor nie prowadzi żadnej krucjaty przeciw antydepresantom i koncernom farmaceutycznym, które je produkują, chociaż z jego dziennikarskich indagacji wynika, że podstawy, na których opierają się przekonania o skuteczności leków na depresję, są najdelikatniej mówiąc dość kruche (nie mówiąc o tym, że ich działanie nawet dla samych ich twórców nie jest jasne). Podkreśla jedynie, że medykalizacja i technicyzacja dyskursu o depresji odwraca uwagę od zewnętrznych czynników wpływających na stany depresyjne. Tymczasem, jak wynika z jego badań, rozmów i wywiadów, depresja jest najczęściej zrozumiałą reakcją na doświadczenia jednostki, a nie tylko usterką produkcji czy wychwytu serotoniny.
Hari określa sytuację osoby z depresją w kategorii zerwanych więzi: przede wszystkim z innymi osobami, ale także z prawdziwymi wartościami i z poczuciem sensu. Pokazuje ścisłe powiązanie depresji z samotnością, z wyobcowaniem ze społeczności lub brakiem społeczności, do której można by przynależeć; z traumatycznymi doświadczeniami, zwłaszcza z doświadczeniem fizycznej, psychicznej lub seksualnej przemocy w dzieciństwie; z poczuciem bezsensowności pracy, jaką ludzie zmuszeni są wykonywać i z brakiem poczucia należnego statusu i szacunku społecznego, którego w związku z tym się doświadcza. Depresji sprzyja także brak kontaktu z przyrodą, materialistyczne podejście do życia, czyli próba osiągnięcia satysfakcji poprzez gromadzenie dóbr materialnych i symboli statusu (a zwłaszcza wpisany w nie permanentny brak takiej satysfakcji), a także przeświadczenie, że nie ma wielkich szans, by życie zmieniło się na lepsze. Geny i rola mózgu zajmują miejsce na szarym końcu listy przyczyn depresji.
Nie jesteś popsutą maszyną - mówi Hari - Jesteś zwierzęciem, którego potrzeby nie są zaspokajane. Potrzebujesz społeczności. Potrzebujesz sensownych wartości, nie wartości śmieciowych, którymi przez całe życie się napychałeś, bo wmówiono ci, że szczęście można zyskać dzięki pieniądzom i zakupom. Potrzebujesz sensownej pracy. Potrzebujesz świata przyrody. Potrzebujesz czuć, że jesteś szanowany. Potrzebujesz bezpiecznej przyszłości. Potrzebujesz więzi z tymi wszystkimi sprawami. Musisz uwolnić się od wszelkiego wstydu, jaki może ci towarzyszyć, jeśli źle cię traktowano. Każdy człowiek tego potrzebuje.
Książka zawiera też wiele przykładów na "odzyskanie więzi" - działań społecznych czy eksperymentów, dzięki którym ludzie odzyskują poczucie sprawczości, wzmacniają relacje z ludźmi czy wybierają pracę, która ma dla nich sens, dzięki czemu zwiększa się ich szacunek dla samych siebie. Trudno jednak, czytając "Jak odzyskać siebie" po pięciu latach od wydania, w ciągu których świat stał się jeszcze bardziej niepewny i nieprzyjazny, nie skupić się przede wszystkim na fakcie, że po prostu żyjemy w społeczeństwie niejako popychającym nas ku depresji. Więzi społeczne słabną, coraz większa rzesza prekariuszy wykonuje żmudną, nudną, często bezsensowną pracę za płacę nie dającą poczucia bezpieczeństwa materialnego ani szacunku otoczenia, przyroda ma się gorzej niż kiedykolwiek, a wieści o przyszłości nie tylko jednostek, ale i całej planety nie są optymistyczne. Czy można się więc dziwić doniesieniom o coraz większej liczbie ludzi chorych na depresję? Wygląda na to, że to oni są normalni, a jakieś dobre leki przydałyby się raczej światu, na którym przyszło nam żyć.