jest autorem dzięki któremu pokochałam komedie kryminalne. Jego bohaterka Zofia – energiczna i bezkompromisowa emerytka której przyszło żyć w tak absurdalnych a jednocześnie prawdziwych realiach naszej Polski jest postacią niezmiennie wyrazistą. Jej przemyślenia to często myśli wielu z nas tyle że niewypowiedziane. Z oczywistych względów dla wielu będzie bohaterką nie do zniesienia, dla mnie jako że uwielbiam absurdalne poczucie humoru, a zaciskanie szczęki w miejscach publicznych by nie roześmiać się w głos jest mi nieobce – jej perypetie są cudowną odskocznią od codzienności. Jak bardzo zasmucił mnie tytuł „Koniec się pani nie udał” bo zwiastował zakończenie serii… Cóż akurat koniec tej oto książki Panu Galińskiemu to się udał – chyba mało kto się spodziewał takiego zakończenia, ale po kolei.
Zofia Wilkońska umiera, tyle że trafia do miejsca, które wydaje się czymś co przypomina nasze wyobrażenie o czyśćcu. Mnóstwo ludzi których należy posegregować według ich doczesnych zasług. Byłoby to jednak zdecydowanie zbyt proste.
Zofia nie byłaby sobą gdyby nie wpakowała się w dziwną czy abstrakcyjną sytuację - przypadkowa zamiana biletów rzuca ją tam, gdzie wcale nie powinna się znaleźć, a może dokładnie tam gdzie doskonale się odnajdzie... W końcu gdzie diabeł nie może, tam Zofię pośle? Wilkońska sprytnie włącza się w prace podupadającego i skierowanego do likwidacji zespołu produkującego drobne dobre uczynki. Nie byłaby sobą gdyby nie wplątała tutaj swojej prywaty. W końcu nie może na zawsze i na wieczność zostawić biednego Henryka samego sobie na Ziemi. Postanawia cyt. „osobiście dopilnować by umarł skutecznie ale też niezbyt boleśnie. Wiadomo przecież, że mężczyźni są niezwykle wrażliwi. Kobieta, gdy ją coś boli to zrobi zakupy, ugotuje obiad i jeszcze posprząta. Mężczyzna od razu osiąga stan agonalny, a jedyne co może robić to leżeć, stękać i oglądać Ligę Mistrzów.
Zatem należy się postarać aby małżonek dołączył do niej jak najszybciej. Do pomocy angażuje całą plejadę gwiazd - porucznika Borewicza, Danutę Szaflarską i generała Jaruzelskiego. W końcu w nowej rzeczywistości Zofia musi się jak najszybciej odnaleźć a postawione cele należy osiągnąć z boską pomocą lub niekoniecznie. Wizja Boga niezwykle zaskakująca sprawiła że ubawiłam się po pachy. Polityczne wzmianki sprawiły że poczułam się jakbym czytała scenariusz kabaretowy. Tymczasem kobieta, z którą nasza Zofia przypadkiem zamieniła się biletem, odnajduje ją i zaczyna szantażować – czy Zofia trafi do piekła? Czy Wilkońska poradzi sobie z samym diabłem? Czy dla niej istnieje pojęcie „trudne do wykonania”? Pozwolę sobie zacytować jedno z jej przemyśleń „Ależ to było trudne.(…) Musiałam być nieugięta jak sprzedawca kredytów we frankach.” Co chyba nie pozostawia wiele wątpliwości co do talentu załatwiania spraw „nie do załatwienia” przez naszą przodującą we wszystkim emerytkę.
Dla mnie cała seria z Zofią Wilkońską to rewelacyjne książki które zawsze poprawiają mi nastrój. Ironia i absurd wplecione w perypetie szalonej emerytki genialnie oddają sytuację nie tylko w Polsce ale, na Świecie i teraz to już nawet w zaświatach… Moim zdaniem są to książki dla każdego – nawet dla tych czytelników u których Zofia wzbudza negatywne emocje. Dużo śmiechu gwarantowane, a to zawsze świetnie poprawia humor.