Kiedy podchodziłem do czytania tej książki, nie wiedziałem o niej w zasadzie nic. Ot, jakaś książka z literatury dziecięcej z przyjemną okładką. Dzięki temu nie zawiodłem się na tej pozycji, była dosyć przyjemna. Zainteresowało mnie to, że autor jest Hiszpanem. Nie czytam zbyt dużo tamtejszej literatury, więc byłem ciekawy, czy ta pozycja przypadnie mi do gustu.
"Zabójcza zagadka chemiczki" Jordi i Sierra Fabra opowiada o trójce przyjaciół, którzy mają pięknie, hiszpańskobrzmiące imiona, których niestety nie jestem w stanie odmienić. Są to mianowicie Jorge, Petra i Max. Pewnego dnia, będąc na lekcji chemii i nudząc się, Jorge miesza ze sobą jakieś dwie substancje, które powodują... wybuch i zniszczenie pracowni chemicznej! Profesor Fernanda, nauczycielka tegoż przedmiotu, postanowiła się na nich "odegrać" i wplątuje ich w... zabójczą grę.
Zacznijmy od tego, że tytuł jest nieco zgubny i wyolbrzymiony. Owszem, jest tutaj a la "zabójcza" zagadka, natomiast nikt nie ginie, więc książka jest odpowiednia dla młodszych. Można podpiąć ją bardziej pod powieść detektywistyczną aniżeli kryminał. Jeśli chodzi o sam pomysł na fabułę i tytułową zagadkę, mam troszeczkę mieszane uczucia. Jakby w prawdziwym świecie, w XXI wieku w takim kraju, jak Hiszpania, chyba nie mogłoby się coś takiego zdarzyć. Coś takiego, to znaczy, że Profesor Fernanda w zamian za zniszczenie laboratorium chemicznego, kazała swoim uczniom wypić roztwory o kilku różnych kolorach, z których jeden był trucizną. Zatem ten sam koncept na fabułę był troszeczkę z kosmosu.
Jeśli chodzi o wiek, to tutaj mam pewien problem. Gdyby ktoś zapytałby mnie o to, do jakiej kategorii wiekowej skierowana jest ta pozycja, nie umiałbym chyba odpowiedzieć. Z jednej strony zarówno styl pisania jak i język jest prosty i przystępny dla młodszych. Z drugiej jednak strony ta zagadka jest troszeczkę skomplikowana, pojawiają się podstawy chemii i fizyki. W naszym kraju te przedmioty dochodzą w klasie siódmej szkoły podstawowej, dla uczniów której książka z kolei może wydać się zbyt dziecinna. Jeśli chcecie dać tę książkę młodszym, to będziecie musieli czytać ją z nimi, żeby pomóc w zrozumieniu i co nieco czasami wytłumaczyć. Ja sam nie jestem jakimś orłem, jeśli chodzi o akurat te lekcje, ale radzę sobie. Niektóre zagadki jednak sprawiły i mi mały problem, niektóre nawet sam osobiście bym skusił. Pod tym względem jednak, jeśli będziecie czytali tę pozycję ze swoimi pociechami, może to być fajne wprowadzenie do tych dwóch przedmiotów.
Niemniej podobał mi się w tej pozycji na przykład humor. Jak dla mnie był on genialny. Szczególnie do gustu przypadł mi ten Profesor Fernandez, który podchodził lekko pod sarkazm, co uwielbiam.
Jeśli chodzi jeszcze o to, co podobało mi się w treści, to jest to wątek bezdomnego. Tak, wiem, jak kończy się książka i wątek bezdomnego (nie chcę zaspoilerować, dla tych, którzy nie czytali, ale jednocześnie uprzedzam, że nie, nie chodzi o śmierć, bo tej tutaj nie ma), natomiast tak czy siak uważam ten pomysł za bardzo dobry. Uczy nas on tego, że bezdomni to też normalni ludzie, niektórzy sami wybrali takie życie, a inni to poszkodowani przez los czy też system:
"Na pewno sporo takich ludzi to ofiary. Odrzuceni, niezrozumiani. Narkotyki, alkohol, samotność... Ale niektórzy wybierają takie życie".
W każdej szanującej się recenzji musi być mowa oczywiście o... wydaniu! Tutaj wydawnictwo Akapit Press, jak zwykle zresztą, się postarało. Jest ono dość... nietypowe, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Przede wszystkim zwróciłem uwagę na nazwy rozdziałów, którymi są wzory pierwiastków, np. He(od helu), H(od wodoru) etc. plus napisane jest w nawiasie, który z kolei jest te pierwiastek w Tablicy Mendelejewa(układ okresowy pierwiastków). Uważam to za fajny i oryginalny pomysł. Oprócz tego żółty pasek na górze każdej strony, który wygląda dosyć estetycznie i podoba mi się. No i ta intrygująca, kolorowa okładka i ilustracje, bo te też są! Ilustratorem jest Pablo Nunez, który ma dość nietypowy styl rysowania. Niemniej, podobają mi się.
Jeszcze tutaj wspomnę o tłumaczce Elżbiecie Soszyńskiej. Przetłumaczenie tej książki, tych wszystkich zagadek słownych i nie tylko oraz nawet wiersza było na pewno nie lada wyzwaniem. Podziwiam osoby tłumaczące wiersze z innych języków, bo jest to trudne. Jeśli chodzi o tę pozycję, tłumaczce się zdecydowanie udało.
Na początku moje uczucia były mieszane, natomiast ze strony na stronę poprawiały się. Książka była dosyć przyjemna, miejscami infantylna, no ale w końcu to książka dla dzieci. Dobrze bawiłem się podczas lektury, zawarto w niej kilka mądrych myśli i naukę, więc ostatecznie oceniam tę książkę pozytywnie.