Dawno nie miałam okazji czytać typowo sensacyjnej książki. W ostatnim czasie w ręce wpadały mi głównie romanse, obyczajówki i reportaże, ale nie żałuję, że zdecydowałam się sięgnąć po „Street Racer” autorstwa Jakuba Presa, bo mimo tego, iż książka jest taką małą cegiełką, to wciąga bardzo i sprawiła, że bardzo dobrze się przy niej bawiłam.
Zacznę od tego, że poza sensacją mamy tutaj również wątek romantyczny, a całość ma w sobie coś z powieści obyczajowej, jednak nie gra on w całej fabule takiej roli, jak akcja, na której w swoim debiucie skupił się autor. Z jednej strony jest to plus bo właśnie tej akcji oczekiwałam od książki, a z drugiej strony… Myślę, że gdyby ten romantyczny wątek był bardziej rozwinięty, to wyszłoby naprawdę rewelacyjnie. Czegoś mi tam zabrakło, ale to nie ma większego znaczenia, bo w tej konkretnej książce interesował mnie przede wszystkim motyw, który kręcił się wokół Jacquesa i wyścigów. Podoba mi się to, jak został przedstawiony ten świat, więzi między ludźmi startującymi w wyścigach oraz to, jak autor opisał relacje pomiędzy nimi, zważywszy na to, że główny bohater po ucieczce, został postawiony przed koniecznością zawarcia wielu nowych znajomości.
Fabuła kręci się swoim własnym tempem. Momentami zwalnia, by po chwili przyspieszyć na całego. W tej książce nie brakuje chwil, w których bohaterowie muszą podejmować ważne decyzje. Przyjaźń przeplata się z miłością, silne więzi z kłótniami, a historia Jacquesa sprawia, że nie da się go nie polubić. Tutaj naprawdę bardzo łatwo jest się wczuć w to, co przechodzi bohater. W jego przemyślenia, emocje i to co czuje gdy wsiada za kierownicę. Autor w doskonały sposób opisał nie tylko samochody, ale również sam przebieg wyścigów, co jest olbrzymim plusem i prawdopodobnie wywoła u niejednego czytelnika chęć sięgnięcia po lekturze po dodatkowe informacje związane ze street racingiem, który wzbudza wiele emocji. W końcu chodzi o ryzyko, którego dobrowolnie podejmują się uczestnicy tego sportu.
Warto również zaznaczyć, że sama tematyka jest tutaj dużym plusem, bo nie często trafia się na książki, które poruszają taką tematykę. Jest to więc fajny powiew świeżości, po który warto sięgnąć, mimo nielicznych minusów, które pojawiają się sporadycznie i pozwalają wysnuć przypuszczenie, że gdzieś w trakcie redakcji, ta książka nie została tak do końca dopracowana. Bo tak, mimo licznych plusów, jakie w moim odczuciu posiada ten tytuł, minusów również nie brakuje. Jednym i to istotnym jest to, że ta książka zaczyna się średnio, by po czasie dostrzec poprawę i kiedy wierzymy, że poziom zostanie utrzymany, znowu wyłapujemy lekki spadek. Krótko mówiąc technicznie jest tu sinusoida, która wzbudza lekkie zaskoczenie, gdyż widać, że autor naprawdę ma potencjał i mógłby stworzyć coś, co byłoby dopracowane w stu procentach, a nie w osiemdziesięciu.
Reasumując, jak na debiut przystało, są plusy i minusy, ale koniec końców jest to książka, którą warto przeczytać. Jednym może się spodobać, innym niekoniecznie, ale nie da się zaprzeczyć temu, że autor stworzył coś dobrego i przy intensywnej pracy nad poprawą swojego warsztatu pisarskiego, może nas uraczyć niejedną perełką. Czy polecam? Tak.