Czy są tutaj fani skandynawskich autorów? Jeśli tak, mam tytuł idealny dla Was!
„Kiedy znikają ślady” autorstwa Eliny Backman, stanowi drugi tom cyklu zapoczątkowanego przez debiut tej autorki, który nosi tytuł „Kiedy umiera król”. Po przeczytaniu z ręką na sercu mogę zapewnić Was, że jest to bardzo dobry skandynawski thriller, który spowoduje u Was ciarki na całym ciele!
Pewnego dnia trzech studentów postanawia nakręcić film dokumentalny o pustelniku mieszkającym na wyspie Lammassaari w Helsinkach. Nieoczekiwanie znika pierwszy z nich, potem kolejny... Jeden z młodych mężczyzn zostaje znaleziony martwy w pobliskim rezerwacie przyrody. Sprawą zajmuje się policja oraz Saana Havas - autorka podcastów o tematyce true crime, która pragnie pomóc swojemu koledze, którego młodszy brat zaginął.
Kiedy młodzi ludzie znikają i umierają, często uważa się to za wypadek. Czy to jednak możliwe, że ktoś na nich poluje?
Takiej historii się kompletnie nie spodziewałam! Kiedy to zakończenie pierwszego tomu spowodowało u mnie niedosyt, to „Kiedy znikają ślady” usatysfakcjonowało mnie w pełni.
Pamiętam, że w pierwszym tomie bardzo narzekałam na zbyt powolny początek, jednak w swojej najnowszej książce Elina Backman naprawiła swój błąd - ta powieść wciąga już od pierwszej strony. Nie spodziewałam się, że jakikolwiek prolog jest w stanie spowodować u mnie gęsią skórkę tak jak ten.
Autorka przygotowała dla swojego czytelnika bardzo przemyślaną intrygę,w której nigdy nie wiadomo co takiego jeszcze się wydarzy. Będąc coraz bliżej końca tej lektury sądziłam, iż wiem kto lub co za tym wszystkim stoi, jednak autorka w ostatniej chwili wyciągnęła as z rękawa, który powalił mnie na kolana.
Muszę przyznać, że Backman wybrała całkiem ciekawe miejsce na tło całej historii. Opisy dziczy, wśród której kryło się wiele tajemnic i sekretów aż prosiły się by je odwiedzić. Pisarka zaserwowała nam tutaj tak dokładne oraz realistyczne opisy, że w czasie czytania zamykałam oczy i wdziałam miejsca, w których znajdują się bohaterowie oraz czułam w uszach szum gałęzi oraz powiew wiatru.
W tej książce najbardziej spodobał mi się fakt, że śledztwo prowadziła nie tylko policja, ale również Saana. Czemu? Ponieważ każde z nich znajdowało zupełnie inne ślady, które rzucały całkowicie nowe światło na tajemnicze zniknięcia. Do tej pory pluję sobie w brodę, że nie pomyślałam iż przyczyna całego zdarzenia tkwi gdzieś głębiej. Od samego początku sądziłam, że będzie to bardzo „płytka” zagadka, jednak pisarce udało się mnie zaskoczyć.
Przez liczne zwroty akcji oraz tempo fabuły książkę tę czyta się błyskawicznie. Może liczy ona niecałe 450 stron to jestem pewna, że wielu z Was przeczyta ją w jeden wieczór.
Czy książkę polecam? „Kiedy znikają ślady” jest godną rywalką swojej poprzedniczki. Jeśli są tutaj osoby, które czytały „Kiedy umiera król” to koniecznie musicie przeczytać ten tom - jestem bardzo ciekawa Waszych wrażeń. A jeśli oba tytuły nic Ci nie mówią - koniecznie zapisz je na swojej liście, nie pożałujesz!