"Poza zasięgiem" to moje drugie spotkanie z twórczością autorki. Pierwsze było niezwykle udane - "Niebezpieczny dług" wywarł na mnie ogromne wrażenie, a był to debiut Dagmary Jakubczak, przez co już wtedy wiedziałam, że skuszę się na jej kolejne powieści. Na półeczce mam jeszcze "Rosyjską laleczkę", także już cieszę się ogromnie i nie mogę się doczekać, aż w końcu po nią sięgnę! Ale wracając do głównego tematu tej recenzji, "Poza zasięgiem" to romans, który można zaliczyć do tych lżejszych pozycji, którą mogą czytać nawet szesnastolatki. Także ekscesów się tu nie spodziewajcie😈ale to oczywiście nie zmienia faktu, że nie zabraknie tu emocji i sytuacji, przez które wasze serce przyspieszy rytm.
Amy Summers po sześciu latach wraca do swojego rodzinnego miasteczka. Wyjechała jako osiemnastolatka, po tym jak między nią a jej przyjacielem z dzieciństwa doszło do zbliżenia. Ta sytuacja zmieniła ją i napewno zmieniła jej życie, bowiem zaszła wtedy w ciąże, jednakże przez brak kontaktu z Carterem, postanowiła wychować dziecko sama - z pomocą swojej przyszywanej babci Eleonory, która właśnie teraz jest powodem, dla którego Amy wraca w rodzinne strony. Eleonora bowiem jest ciężko chora i nie wiadomo jak długo jeszcze pożyje, a dodatkowo z każdym dniem staje się coraz słabsza, przez co każda pomoc jest dla niej cenna i potrzebna. Amy bardzo boi się o babcię, dlatego bez zastanowienia postanawia się nią zająć. Oprócz obawy o jej życie, obawia się również spotkania ze swoją nastoletnią miłością...a z pewnością spotkanie z nią będzie nieuniknione, tym bardziej, że Carter to wnuk Eleonory, który mieszka kilka kroków dalej od jej domu. I pozostaje również kwestia sześcioletniego Jimmiego, który jest jego synem, o którym sam Carter nie ma pojęcia. Jak potoczy się ta historia? I czy skończy się ona happy endem?
Książkę czytało mi się niezwykle przyjemnie. Świetny, lekki styl pisania autorki, spowodował, że bardzo ciężko było mi się od niej oderwać. I nawet pomimo przewidywalności w jaki sposób potoczy się cała ta historia, to i tak chłonęłam ją jak gąbka wodę 😁 Mamy tu motyw przyjaciół z dzieciństwa, którzy dogadują się tak dobrze, że po czasie dochodzi miedzy nimi do zbliżenia. Autorka w całą historie wplata momenty wspomnień głównej bohaterki, przez co nieraz poznajemy sytuację, w których tych dwoje bohaterów bardzo dobrze się ze sobą czuło i dogadywało. I przez to jeszcze bardziej ich poznajemy. Mamy również ten bolesny motyw, kiedy to główna bohaterka zostaje sama z "bałaganem", którzy narobili oboje i to też jest tu bardzo fajnie pokazane. To jak dziewczyna staje sama na nogi, jak radzi sobie z dzieckiem, rozkręca swój własny biznes i jakoś układa sobie życie. Niby uczucia jakimi dążyła Cartera zostały wytłumione, jednakże podczas powrotu do babci, wszystko wraca do niej ze zdwojoną siłą. Z jednej strony stara się je wypierać, jednakże jest to silniejsze od niej. Tym bardziej, że Carter w żaden sposób jej w tym nie pomaga, bo jego dobroć, próby wytłumaczenia zachowań z przeszłości i jego okropnie cudowne podejście do jej syna, sprawiały, że i ja powoli się w nim zatracałam 😅 Nie zabrakło tu tez momentów, które mnie zdenerwowały i przez które moja ocena odnośnie Cartera diametralnie zmalała, a mianowicie to jak zachował się w momencie powrotu swojej byłej dziewczyny. I choć jak najbardziej rozumiem jego szlachetność, tak momentami miałam ochotę nakopać mu za jego zachowanie. No bo ludzie! A scena przy aucie? Trochę zaleciała takim dziecinnym zachowaniem głównego bohatera, tak jakby nie miał własnego zdania, nie był stanowczy i w ogóle. Cały ten fragment, no co tu dużo mówić, nie spodobał mi się kompletnie, bo spowodował, że sama nie dowierzałam w to co czytam. I wtedy pojawił się Aiden - i właśnie moje tory uczuciowe się zmieniły, ale niestety autorka jak szybko go wplotła w historie, tak szybko go usunęła - i tu moje pytanie - dlaczego 😓 (zapewnię nie będę jedyna, która wybrałaby go zamiast Cartera, ale rozumiem, że zamysł książki był inny). Ale! Jeśli chodzi o bohaterów, to polubiłam ich już ich od samego początku. Tak jak wspominałam, dla Cartera przepadłam (do pewnego momentu) - ta jego dobroć, uczuciowość, podejście do życia i sama jego osoba, naprawdę mi się podobała. Co do Amy - dziewczyny, którą również można by wstrząsnąć momentami, mam kilka zastrzeżeń, jednakże mogłam ją zrozumieć - ta obawa przed wyznaniem prawdy i wewnętrzna obrona siebie, przed kolejnym zranieniem, no tak miało być i autorce genialnie udało się to pokazać. Kilka źle podjętych decyzji, ukrywanie prawdy i ciągłe niedomówienia - wszystko to z pewnością może namieszać w życiu ludzi, którzy darzą się ogromnym uczuciem, nie chcą na nowo się stracić czy pokłócić. Jedynie co mnie z początku denerwowało, to ciągłe powtarzanie przez Amy, jak to czuje się zraniona i uczucia powracają, ale ona nie może i najlepiej by było wyjechać. Trochę mnie to z początku irytowało, ale im dalej tym bardziej wciągałam się w tę historię, z niecierpliwością przewracając kartki i myśląc, kiedy autorka zrzuci tu jakąś bombę, bo w końcu nie może być aż tak "cicho i spokojnie"😅 No i bomba spadła, do spokojnego miasteczka przyjechała taka Cruella de mon swoim Panther de Ville i panoszyła się jakby była u siebie. To oczywiście przenośnia, ale fakt faktem była dziewczyna Cartera narobiła tu trochę szumu swoją osobą, co mnie osobiście podniosło ciśnienie nieraz. Relacja między głównym bohaterami ma swoje wzloty i upadki, ale finalnie można dla niej przepaść i wybaczyć wszystko wszystkim ( no może oprócz Cruelli 😜).
Jestem ogromnie zadowolona z lektury tej książki i żałuję, że tak długo zwlekałam z jej przeczytaniem, tym bardziej, że jak siadłam to pochłonęłam ją niemal na jedno posiedzenie 😍 Nie mogę nie wspomnieć o przepięknej robocie wydawnictwa Black Rose - wydanie tej książki jest po prostu przepiękne! Grafiki w środku książki są fenomenalne! Całość czyta się z niezwykłą przyjemnością! Spędziłam z tą książką naprawdę świetne parę godzin, także polecam!