Bogactwo. Z czym Wam się kojarzy? Hmmm… trudne pytanie dla mnie samej. Marzymy o dużych pieniądzach, ale czy zastanawialiście się kiedyś, jak wyglądałoby Wasze życie, gdybyście na koncie albo w funduszu powierniczym mieli 37 milionów dolarów? (A tyle pieniędzy ma Georgiana, główna bohaterka „Pineapple street”!)
Dla mnie bogactwo jest bezcenne, a jego składnikami są: zdrowie, szczęście, miłość, spokój i poczucie bezpieczeństwa moje i moich bliskich. Tylko tyle i AŻ tyle.
Zapraszam Was na moją recenzję, tym razem lecimy do Nowego Yorku!
Nowy York, wielkie Jabłko, miasto wielu możliwości: artystycznych, biznesowych, kulturalnych. Autorka Jenny Jackson zabiera nas w podróż po Brooklyn Hights, tuż przy Brooklyn Bridge (fenomenalny, zapierający dech w piersiach most łączący Brooklyn z Manhattanem), a dokładnie na ulicę Pineapple Street. Poznajemy rodzinę Stockton’ów. Tilda i Chip to rodzice trójki dorosłych dzieci: córki Darley, syna Cord’a i najmłodszej Georgian’y. Wydawać by się mogło, że bogactwo finansowe pozbawia ludzi problemów, czy aby jednak na pewno? Będąc bogatym to dopiero jest kłopot. Mówicie nie? A co powiecie na brak możliwości podejmowania samodzielnych decyzji w dorosłym (!) życiu bez ingerencji i zgody rodziców? Teoretycznie jesteście z bogatej rodziny, a co należy do Was, jest Waszą własnością? Okazuje się, że Georgiana nie może żyć życiem jakim by chciała, bo jej fundusz powierniczy nadzoruje jej matka i doradca finansowy wybrany jeszcze przez jej dziadka. Każde wydanie przez nią pieniędzy musi być zaakceptowane… Darley rezygnuje ze swojego funduszu powierniczego w imię miłości i zaufania do swojego męża, zatem nic nie ma… Cord ma ciężki orzech do zgryzienia, bo Sasha jego partnerka pochodząca z klasy średniej nie wszystko rozumie… Jaką decyzję podejmie Sasha i czy ich związek wytrzyma tę próbę? Do jakich wniosków dojdzie Georgiana po wielkiej stracie, której doświadczy? Czy Darley osiągnie zamierzony cel i odnajdzie radość życia? Przekonajcie się sami, serdecznie Was zachęcam.
Czytając „Pienapple street” cały czas w głowie dźwięczało mi pytanie: „czy pieniądze dają szczęście”? W tej historii nie znalazłam jednoznacznej odpowiedzi. Z jednej strony je dają, z jednoczesnym poczuciem bezpieczeństwa o przyszłość nawet w przypadku np. utraty pracy a z drugiej strony… zabierają wolność, zamykają w klanie innych bogatych ludzi… Bardzo podobały mi się prowadzone przez Autorkę Jenny Jackson wątki relacji pomiędzy rodzicami-dziećmi, pomiędzy rodzeństwem oraz pomiędzy partnerami dzieci. Tilda i Chip to przykład kochających rodziców, którzy zdecydowanie troszczyli (i nadal troszczą się) o swoje potomstwo. Darley jako matka i jako kobieta zrobiła na mnie największe wrażenie. Podjęła trud opieki i wychowywania swoich dzieci za cenę swoich ambicji i kariery a dodatkowo bardzo wspierała swojego męża Malcolma. Familia ma jednak i dysonanse, konflikty, których przyczyną są nie tylko pieniądze ale i każdego z osobna próba życia według własnych określonych zasad, co nie zawsze jednak jest możliwe. Altruizm Georgiany wzbudził mój podziw a jej upór i determinacja w osiągnięciu wymarzonego celu (naprawdę szlachetnego) i z biznesowego punktu widzenia godna zachwytu: „- Mamo, według mnie ubóstwo to naprawdę istotny temat na rozmowę przy stole – zaoponowała Georgiana. – Moim zdaniem to błąd, że w naszej rodzinie porusza się tylko bezpieczne tematy. Powinniśmy rozmawiać o tym, jak żyje się reszcie świata”.
Jenny Jackson swoim debiutem „Pineapple street” oczarowała mnie szczerością i empatią opowiadania o pieniądzach w rodzinie. Niezwykle refleksyjna powieść o życiu bardzo bogatych ludzi w blasku i cieniu ich własnego blichtru.
Za propozycję współpracy przy tym tytule i egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Otwarte.