*współpraca reklamowa z Wydawnictwem Muza*
Lubicie bardziej piec słodkości czy je jeść? Ja należę do tej pierwszej grupy. Książka, którą chciałam przeczytać z dwóch powodów. Pierwszym była oczywiście cudowna okładka, a drugim opis, który w przypadku tej książki wyjątkowo przeczytałam, jeszcze zanim książka pojawiła się u mnie. Jest to powieść obyczajowa, która zabiera nas w słodko-cierpką podróż po życiu bohaterów, z którymi można się utożsamiać.
Malina ma dość swojej pracy. Kobieta pracując w branży farmaceutycznej widziała już wiele, a ostatnie wydarzenia zmusiły ją do zmian, żeby nie zwariować. Kobieta z trzydziestką na karku, postanawia w końcu znaleźć sens i szczęście w życiu, zaczynając od poświęcenia się swojej cukierniczej pasji. Ambitna zapisuje się na szybki kurs cukierniczy, gdzie poznaje nowych ludzi i nauczyciela, który wzbudza w niej mieszane uczucia. Malina podejmuje wyzwanie i po raz kolejny zapisuje się na kurs, przez co jej napięta relacja z nauczycielem nabiera na intensywności, nie tylko podczas zajęć.
Powiem szczerze, ze bardzo mi się ta lektura podobała, choć pierwszą rzeczą której muszę się przyczepić to brak rozdziałów, ja jestem osobą starej daty i ten brak podziału strasznie mnie irytuje, nie tylko w tej powieści. Nie mniej autorka się rehabilituje i dzieli nam opowieść przeskakując między perspektywami. Jednocześnie trzeba zauważyć, że dominuje tutaj opowieść Maliny, a inne perspektywy są raczej krótkie i w moim odczuciu niewiele wnoszą do fabuły, poza świeżością i zmianą tematu. Akcja powieści jest płynna, cały czas coś się dzieje, oczywiście raz fabuła przyspiesza, żeby na chwilę zwolnić, ale jest wszytko jest logicznie i uporządkowane, czyli tak jak lubię.
Jeżeli chodzi o fabułę, jest ona bardzo ciekawa i dynamiczna. Autorka stworzyła kilka ciekawych wątków i wbrew pozorom głównym z nich wcale nie jest kurs cukierniczy, choć stanowi on bardzo ważny element całości powieści. Wiele wątków skutkuje tym, że niestety nie wszystkie zostały w pełni rozwinięte, a szkoda. Znajdziemy tutaj elementy romansu, komedii, naleciałości wątków detektywistycznych, bo główna bohaterka prowadzi pewne śledztwo, do tego lekki motyw rodzinnej przeszłości czy nawet zemsty. Wszystko okraszone smakowitymi opisami smakołyków, uwierzcie lepiej nie czytajcie tej książki na pusty żołądek, bo można naprawdę zgłodnieć. A najlepsze jest to, że na końcu mamy kilka przepisów, nie wiem jak wy ale ja na pewno, któryś wypróbuję. W tej historii znalazły się także ciekawe zwroty akcji, a końcówka była zarówno ekscytująca jak i lekko dramatyczna, no ale ten świetny efekt zepsuło mi trochę zbyt ogólne zakończenie.
Mam bardzo mieszane uczucia co do bohaterów tej powieści, ostatnio to zaczyna się robić u mnie standardem...Malinę polubiłam, choć jest nieco zagubioną kobietą, ale stara się jak może, ma cięty język i jest raczej bezpośrednia. Przeszłość miała na nią bardzo duży wpływ, całą jej postać ukształtowało życie dlatego jest ona dokładnie taka sama jak ta opowieść słodko-cierpka. Za to zaś Dawid działał mi na nerwy (i nie tylko z powodu, że nie lubię tego imienia) jego zachowanie było dla mnie nie zrozumiałe, był dziecinny i wręcz wredny, i do teraz nie mogę zrozumieć fascynacji tym człowiekiem. Chociaż trzeba przyznać, że na końcu się poprawił.
Podsumowując bawiłam się świetnie przy tej książce. Było zabawnie, było lekko i przyjemnie, czasami wybuchały niezłe aferki i sprzeczki, a cięty język bohaterów to mód na moje serce, bo to coś co bardzo lubię. Powieść wzbudza emocje, zmusza do zastanowienia się, ale pokazuje też jak między innymi może smakować życie. Mi pomimo wszystko bardzo się podobało i szczerze zachęcam do lektury.