Zapewne każdy fan przygód czarodzieja stworzonego przez Rowling z jakichś przyczyn sięgnęli po jej nową powieść. Ja zrobiłam to z czystej ciekawości. Dobrze wiedziałam, że nie jest to fantastyka, ale musiałam przekonać się na własnej skórze, na własne oczy. Sprawdzić czy autorka ukochanej serii o Harrym Potterze poradzi sobie bez „magii”.
Przeczytałam i przekonałam się. I jak mi się podobało? Ta książka chyba nie powinna się „podobać”.
Nie będę opisywać całej książkowej akcji, bo streszczanie nie miałoby sensu.
Ja podobnie, jak postacie z powieści, mieszkam w małej miejscowości, gdzie każdy zna każdego, więc na swój sposób znam mechanizm „roznoszenia plotek”. Jednak może zacznę od tego, bo wszyscy w swoich recenzjach o tym wspominają, Barry umiera. I co z tego? Ludzie umierają! Dziwi Was to? Mnie w żaden sposób. Ale… Właśnie! Ale w Pagford, tym angielskim miasteczku, gdzie wszystko się rozgrywa, ludzie przez śmierć tego mężczyzny stają się innymi osobami. Na jaw wchodzą wszystkie skrywane pragnienia, dawne urazy… Zaczyna się walka o stołek po zmarłym Barrym, który zasiadał w radzie gminy.
Od początku książki jesteśmy rzuceni przez Rowling w świat szarej rzeczywistości. Nikt w jej powieści nie jest idealny, każdy bohater ma swoje tajemnice i problemy. Oprócz spraw politycznych autorka powieści przedstawia nam problemy współczesnej młodzieży, ich zmagania z rodzicami. Rowling nie szczędziła swoich czytelników, bo dotknęła w dość konkretny sposób sprawy uzależniania narkotykowego i ludzi z marginesu społecznego, który reprezentowali ludzie z Fields.
Nie. Nie jest to kolejna powieść, gdzie z zachwytem śledzimy przygody młodego czarodzieja. Każda stronica ukazuje mentalność angielskiego społeczeństwa, które w wyraźny sposób dzieli się na dwie grupy – tych lepszych z Pagford i tych gorszych z Fields. Rowling krytykuje ten podział. Uważa, że jest zły i przez niego może, a nawet dochodzi przez niego do tragicznego końca.
Na początku książki strasznie denerwowało mnie ciągłe przeskakiwanie z bohatera na bohatera. Gubiłam się straszliwie w tych wątkach. Jednak z momentem, kiedy w końcu połapałam się kto jest kim, czytało się znacznie przyjemniej. Rowling pod względem snucia opowieści nie zmieniła się. Dalej jej powieści czyta się lekko, brak w niej słownictwa, którego zwykły zjadacz chleba by nie pojął. Nie zauważamy, kiedy strony nam ubywają. Wciągamy się w historie bohaterów i czekamy na dalszy rozwój wydarzeń.
„Trafny wybór” nie jest fantastyką, nie jest powieścią dla dzieci. Rowling według mnie udowodniła, że potrafi stworzyć coś więcej niż serię przygód o Harrym Potterze. Na pewno znajdą się krytycy jej nowej powieści, bo przecież hejterów nie brakuje, mimo to wiele osób sięgnie po książkę, żeby przeczytać. I do wielu osób może dotrze, że podział społeczeństwa nie przynosi żadnych happy endów.
My, czytelnicy, sami powinniśmy odpowiedzieć, co chciała nam przekazać autorka. Ja chyba jeszcze „nie dorosłam” do oceniania tej książki. Nie jestem jeszcze „dojrzała”, żeby docenić „Trafny wybór”. Może za parę lat, kiedy będę miała więcej lat i większy bagaż doświadczenia dotrze do mnie „coś” więcej z tej powieści. Póki co nie żałuję, że czasu spędzonego z tą książką. I dziękuję jeszcze raz pewnej osobie za podarowanie mi jej pod choinkę ;).
Czy warto przeczytać? Zapewne tak. Otwiera „trochę” oczy na współczesny świat.
Ps.: Przez całą powieść, z rozdziału na rozdział, strony na stronę uparcie czekałam na odrobinę magii! Czuję się rozczarowana! ;)