"Rycerza może i uczono podążać za tropami, ale ja mam lata doświadczenia w zacieraniu ich za sobą."
"Następca tronu" to historia Suren, dziecięcej królowej Zębatego Dworu, której los nie oszczędza. To dziewczynka, której nikt nie chce. Schroniła się w ludzkim świecie przekonana, że nikt o niej nie pamięta, aż tu pewnego dnia, u jej progu, zjawia się burzowa wiedźma, przez którą musi uciekać. Od jej potęgi ratuje ją książę Dąb, czyli tytułowy następca tronu Elfhame. Nie jest on już niewinnym dzieckiem, lecz pewnym siebie, zwodniczym młodzieńcem. Realizuje on misję, do której wypełnienia potrzebuje Suren. Konfrontacja z przeszłością, koszmary z rzeczywistością - czy znajdzie się tu moment na prawdę?
Po trylogii Jude i Cardana spodziewałam się, że ta książka może mi się również mocno spodobać. Nie myliłam się. Opowieść poprowadzona oczami Ren sprawiła, że powróciłam do znanego mi świata elfów, trolli i innych stworów, które jednym muśnięciem mogłyby powalić przeciwnika na ziemię. Holly Black wprowadziła wspaniały, nieco baśniowy klimat. Obszerne opisy niekiedy wprowadzały zamęt do tej historii, jednocześnie wprawiając mnie w małą niechęć do dalszej lektury. Jednakże są one tak dobrze rozbite, że książkę czyta się w zasadzie jednym tchem. Suren. Ren. Ma wiele imion, lecz jej historia jest jedna. Napisać, że chwyciła mnie za serce, to jak nie napisać nic. Dawno nie czytałam książki, w której główna bohaterka byłaby tak okrutnie traktowana. Porzucona sama sobie, nie doświadczająca miłości ze strony rodziców, najbliższych (czy to czar?), budząca strach w oczach przechodniów, wyjadająca resztki ze śmietnika. Ona... nigdy nie miała łatwo. Będąca własnością, popychadłem. Każdy ją wykorzystywał, podczas gdy to ona powinna stać na czele. Bardzo poruszyła mnie jej perspektywa oraz to, jak jej myśli, słowa wpływały na dalsze decyzje. Ren nie jest pięknością, lecz tą swoją leśną naturą potrafi oczarować inne istoty. Oprócz głównej bohaterki, autorka prezentuje nam kontynuację losów Dęba. Musiałam się mocno przestawić z kilkuletniego chłopca na zawadiakę i bezwzględnego księcia. On wszystkich wprawia w zachwyt. Do tego, mógł sporo poopowiadać o Elfhame, strategiach bitewnych czy układach między poszczególnymi władcami. Jego osobowość niekiedy doprowadza do irytacji, jednak utrzymuje on balans w postaci dobrego humoru. Natomiast jego relacja z Ren mocno mnie zaangażowała, aż do niemalże samego końca trzyma w napięciu. I choć są tutaj sceny warte uśmiechu, sama historia w niego nie obfituje. Nasi bohaterowie mają cel, który obserwujemy na łamach książki. Suren i Dąb wraz ze swoimi kompanami, muszą odnaleźć pewne artefakty, które pomogą im położyć kres czyhającemu niebezpieczeństwu. Jest to iście trudna, pełna pułapek misja (wiecie, jak to u Black). Nic tu nie jest pewne, a nawet każdą kolejną zagadką można przypłacić życiem. Autorka dużo wniosła do tej serii, jednocześnie zachowując wiele elementów ze świata poprzedniej. Uwielbiam takie połączenia, a te wyszły naprawdę ciekawie.
Czy "Następca tronu" jest godny stać u boku Jude i Cardana? Ja myślę znaleźć odpowiedź na to pytanie w kolejnym tomie. Czytaliście to zakończenie? Pff, dzięki Holly Black, mogłam się tego spodziewać! Historia zagmatwała się podwójnie, a Suren stała się osobą, której losy będę śledzić z jeszcze większą ciekawością niż dotychczas. Jeśli lubicie elfy, zagadki, dworskie intrygi, baśniowe klimat, to koniecznie sięgnijcie po tą serię!! Nie zawiedziecie się.