Wyzwanie napisania recenzji książki Erin Kelly „Broadchurch” okazało się jednym z największych wyzwań ostatnich miesięcy. Bo niby jak można ocenić powieść, która powstała na kanwie popularnego serialu? Jakimi wyznacznikami się posłużyć, aby sformułować jak najsprawiedliwszy (choć subiektywny) osąd? A przy tym odpowiedzieć sobie na pytanie – czy pisanie takich utworów ma jakikolwiek sens, czy może mają one na celu przede wszystkim napełnienie kabzy twórcom telewizyjnych produkcji?
„Broadchurch” jest istnym serialowym fenomenem. W trakcie pierwszej serii cała Wielka Brytania zastanawiała się, kto zabił Danny’ego Latimera, bo oglądało ją aż 10 milionów widzów! Po niebywałym sukcesie oraz okrzyknięciu produkcji „najlepszym brytyjskim serialem kryminalnym ostatnich lat”, wyróżniono go Nagrodą BAFTA oraz nakręcono jego amerykańską wersję (co ciekawe, z tym samym aktorem w roli głównej – Davidem Tennantem).
Broadchurch to niewielkie, nadmorskie miasteczko, które dla reszty świata budzi się jedynie w sezonie turystycznym. Spokój mieszkańców zaburza nagle brutalne morderstwo jedenastoletniego Danny’ego Latimera. Społeczność jest wzburzona, przerażona i oczekuje szybkiego wykrycia sprawcy. Śledztwo prowadzą miejscowa sierżant Ellie Miller oraz nowo przybyły komisarz Alec Hardy. Jednak ich sposoby dochodzenia do prawdy oraz podejście do pracy są zupełnie inne. Ciepła, troskliwa Ellie jest w dodatku przyjaciółką Beth, matki zmarłego chłopca, a obie rodziny od dawna się przyjaźnią, więc odbiera sprawę bardzo osobiście oraz emocjonalnie. Za to trzymający się na dystans Hardy podejrzewa wszystkich bez wyjątku i stara się nauczyć swoją partnerkę, że w tym momencie przynależność do społeczności nie ma już znaczenia. Szorstki komisarz jednak skrywa także swoje tajemnice, które mogą zaburzyć jego wiarygodność, jeśli wyjdą na jaw w Broadchurch.
Powieść Kelly nie odstaje od fabuły prezentowanej w serialu – co już jest ogromnym atutem. Zaryzykowała jedynie umieszczenie jednej sceny, która ponoć została z produkcji wycięta. Nie stara się nadać opowieści swój autorski rys, tylko jak najlepiej oddać klimat „Broadchurch” oraz przenieść go na kartki papieru. Choć trudno sformułować, na ile jest to książka autorki thrillerów psychologicznych (skoro pomysł na fabułę nie został przez nią stworzony), a na ile fachowe przeniesienie treści z jednego medium na drugie, należy docenić to, że udało jej się nie dorzucać swoich trzech groszy, które doszczętnie mogłyby zepsuć rozrywkę fanom serialu (inna sprawa ma się z tym gronem odbiorców, którzy najpierw sięgną po książkę, a nie po serial, mimo, że takie rozwiązanie nie ma w sobie za krzty logiki). Kryminał pozostaje kryminałem, nie ujmując nic z prezentacji miasteczka pogrążonego w żałobie oraz rodziny zmagającej się z tragedią.
Podobna rzecz ma się z psychologią postaci – Kelly osiągnęła coś, co z mojej perspektywy wydaje się być najtrudniejszą rzeczą do przełożenia. Skupiła się na tych samych detalach, co twórcy serialu; wyłowiła najważniejsze spojrzenia bohaterów oraz w odpowiedni sposób zaakcentowała dialogi, które zostały przeniesione z serialu. W sferze psychologii miała największe pole do popisu – mogła zadecydować o myślach bohaterów, ich emocjach, nazywać je w dowolny sposób oraz interpretować je w konkretnych scenach.
Dla mnie „Broadchurch” okazało się przede wszystkim niezłym przypomnieniem przed drugim sezonem, który jeszcze na mnie czeka. Pisarce udała się rzecz niezwykła – przywoła przed oczy odbiorców serialu sceny, których bez niej by sobie nie przypomnieli. Oddanie krajobrazu, prowincjonalności miasteczka, niezwykłych zdjęć obecnych w produkcji czy samej ciężkiej atmosfery rozpaczy wypadło bez zarzutu.
Przeczytanie powieści, książki na podstawie jednego z ukochanych seriali jest z pewnością ciekawym doświadczeniem. Lecz nawet doceniając wysiłek brytyjskiej pisarki ciężko mi uwierzyć w to, że ta pozycja powstała w innym celu niż ten napełnienia kieszeni wszelakim twórcom, pomysłodawcom czy pozostałym osobnikom związanych z jednym z najlepszych kryminalnych serialów brytyjskich ostatniej dekady (a dla mnie chyba najlepszy).
Nie jestem zwolenniczką takich pomysłów, bo nie jestem przekonana, co do tego, czy podobne projekty są potrzebne. Jednak historia stworzona przez Chrisa Chibnalla jest tak dobra, że sprawdza się również w innej formie niż serialowa. Nie będę polecać literackiej wersji „Broadchurch” tym, którzy nie mieli jeszcze okazji zasmakować, choć jednego odcinka serii. Polecam powieść Kelly właśnie tym, którzy pokochali serial od pierwszego epizodu i pochłoną wszystko, co ma z nim związek. To historia, którą powinno się podać w takiej kolejności chronologicznej: najpierw produkcja telewizyjna, potem książka. Inaczej zepsuć możecie sobie odbiór znakomitego serialu, który zdołał podbić serca milionów.