O pani Marthcie Grimes, amerykańskiej pisarce kryminałów, usłyszałam po raz pierwszy podczas Międzynarodowego Festiwalu Kryminału we Wrocławiu w tym roku. O jej powieściach na spotkaniu z czytelnikami miał opowiadać...Robert Makłowicz:) jednocześnie gotując potrawy opisywane w książkach. Niestety przed tym spotkaniem nie udało mi się przeczytać ani jednej powieści Grimes - zbyt późno się o nim dowiedziałam, ale niezrażona wyruszyłam z nadzieją, że usłyszę co nieco chociaż o konturach jej twórczości. Miłą niespodzianką było pojawienie się Marcina Świetlickiego, którego nie miałam okazji widzieć i słyszeć na żywo, a w dodatku bardzo często zabierał głos również jako powieściopisarz:) Obaj panowie stworzyli intelektualno-gotujący duet;)
Zaintrygował mnie fakt, że bohaterką kryminalnej trylogii Grimes jest dwunastolatka, prowadząca swoje własne śledztwo na temat utonięcia równolatki przed czterdziestu laty oraz tajemniczego zgonu kobiety w czasach jej współczesnych podczas wakacyjnego pobytu w rodzinnym Hotelu Paradise. Poza tym ciekawostką było także przywiązywanie dużej uwagi autorki do obserwacji życia hotelowego od kuchni. I to dosłownie - Emma z lubością opowiada o swoich ulubionych posiłkach, kelnerskiej pracy oraz talencie kulinarnym matki, co niestety nie przekłada się na rodzinną atmosferę i miłość. Szczerze mówiąc, pozbyłabym się kilku kulinarnych fragmentów z powieści, lecz nie mogłam nie mieć uśmiechu na twarzy, wyobrażając sobie Emmę jako małego pasibrzucha. Po takiej zachęcie postanowiłam rozpocząć przygodę czytelniczą z perypetiami Emmy oczywiście od pierwszego tomu - Hotelu Paradise.
Wątek kryminalny, mimo zapowiedzenia go jako głównego, wydaje się przede wszystkim powodem do stworzenia powieści obyczajowej. Jest solidnie obudowany wątkami pobocznymi oraz udekorowany barwnym tłem obyczajowym, które razem z nim tworzą harmonijną historię z delikatną szczyptą napięcia, która być może niektórym czytelnikom wydawać się zbyt mdła i niewyraźna. Mi również brakowało wyraźniejszego wątku kryminalnego, niekiedy fabuła znacznie od niego odbiegała, ale przecież nie mamy do czynienia z typowym kryminałem. Całość tworzy idealną, dopełniającą się strukturę i refleksyjną opowieść z nutą humoru - najzabawniejsze były dla mnie wzmianki na temat wiary w Boga i seksu. Emma wyjątkowo krytycznie wypowiada się o jej rodzinie, spostrzega wady małomiasteczkowej społeczności i nie mogę jej nie przyznać racji, chociaż chwilami jej wymądrzanie się było irytujące i głównej bohaterce również należałaby się nauczka. Zastanawiałam się, czy gdyby Emma została nagle zupełnie sama, pozbawiona nawet niedoskonałej rodziny, nadal miałaby takie skłonności do cwaniakowania?
Muszę przyznać, że obawiałam się tego, jak będzie wyglądała narracja w powieści z punktu widzenia dwunastolatki - na szczęście moje obawy zostały szybko rozwiane. Grimes stworzyła postać dziewczynki, która jest bardzo dojrzała jak na swój wiek - być może wynika to ze spędzania czasu z osobami dorosłymi, a nie z dzieciakami. Bohaterka sama przyznaje, że nie ma przyjaciół w swoim wieku, natomiast największą przyjemność sprawia jej spędzanie czasu z szeryfem miasteczka, kelnerką w Cafe Tęcza oraz pannami Flyte i Flager. Różnica wieku nie gra roli - przyćmiła je urokliwość i dojrzałość Emmy - który dorosły nie polubi tak inteligentnej i rzeczowej dziewczyny, patrzącej trzeźwym i jednocześnie subiektywnym okiem na świat? :) Emma bardzo docenia fakt, że nie jest traktowana przez osoby, które darzy sympatią, z góry - nie jest przecież infantylna mimo tak młodego wieku. Aczkolwiek dosłownie dwa czy trzy razy czułam pobłażliwe komentarze z ust szeryfa - ale w stosunku do całej powieści to jak ziarenko piasku. Myślę, że Emmy nie da się nie lubić - jest ciekawska, pomysłowa, sprytna i odważna. Jako żwawa osóbka niestrudzenie wędruje od jednej poszlaki do kolejnej mimo napotykanych przeszkód i powoli układa elementy w całość.
Grimes wykreowała wiarygodną postać zaprzeczającą stereotypom oraz różnorodnych bohaterów drugoplanowych. Aż niewiarygodne, że tyle nietuzinkowych postaci może zamieszkiwać jedno małe miasteczko. Niestety z góry jest założony podział na tych godnych pochwały i tych, którym należy się coś więcej niż tylko mandat za złe parkowanie, co kilkakrotnie sugeruje Emma. Muszę przyznać, że jej niektóre wizje mnie zadziwiły nawet negatywnie. Byłam ciekawa, czy chociaż jedna się spełni i czy Emma wtedy będzie żałować swojej niewzruszonego i pochopnego pragnienia.
Emma jest również marzycielką. Skrupulatnie obserwuje krajobraz wokół Jeziora Duchów i pięknie metaforycznie go opisuje, aż czytelnikowi robi się ciepło na duszy i pragnie znaleźć w leśnym otoczeniu. W zadumę wprawia czytelnika, przeszukując stary opuszczony dom i refleksyjnie analizując zdjęcia tragicznie zmarłej dziewczynki, czy też odtwarzając wydarzenia przeszłości z Ulubem, Ububem i panem Rootem. Chociaż to pierwsza powieść Grimes, po którą sięgnęłam, to myślę, że posiada ona poetycki pisarski talent, który pozwala jej płynnie i plastycznie malować tło niewielkich prowincji, a także dar do misternego łączenia tak różnorodnych wątków w jedną opowieść.
Nie czytuję zbyt wielu kryminałów, więc nie zawiodłam się na Hotelu Paradise od tej strony. Jednak ostrzegam, że pasjonaci tego gatunku mogą być znużeni. Ale chyba dobrze byłoby sięgnąć po nieco "inny" kryminał? Czy sięgnę po kolejne dwie części? Na pewno, ponieważ z jednej zagadki wynurza się kolejna. To nieładnie zostawiać czytelnika w takim stanie, ale nie zaprzeczę, że to dobry chwyt. :)