Jako ludzie potrzebujemy piękna i estetyki. To stwierdzenie może wydawać się trochę próżne i zbyt proste, by ująć złożoność naszego istnienia. Na pewno ta doza właśnie próżności istnieje, ale często piękno niesie ze sobą sprzeczności i ułudę. Choćby historia "Pięknej i Bestii" niesie ze sobą morał, że piękno nie powinno być dominującą częścią naszego życia, że brzydkie też może być wartościowe. Ten motyw przez kolejne dziesięciolecia zachwyca i prowadzi do rozbudowanych refleksji. Mnie piękno fascynuje, omamia i hipnotyzuje. Pozwala wiele pytań, wiele tajemnic i niezrozumiałej magii. Czy oddam dzisiaj duszę we władaniu piękna i zapomnę o istnieniu brzydoty? Stanowczo nie. Wolę odpowiedź na pytanie, czy piękno i brzydota nie są tak naprawdę nieodłączną całością, wręcz jednością?
Jest to moje pierwsze świadome spotkanie z literaturą japońską. Mam wrażenie, że w Polsce staje się coraz popularniejsza i dzięki temu jako czytelnicy mamy o wiele większe możliwości, by zapoznać się z klasyką literatury japońskiej i spojrzeń na świat oczami innej kultury. Małe, piękne wydanie japońskich książek kuszą i obiecują niezapomniane doznania. Przyznam Wam się, że zostałam oczarowana samym wydaniem, by później czytać pozytywną opinię za kolejną jeszcze bardziej pozytywną opinią. Nie mogłam się temu oprzeć i tak zdecydowałam się sama sprawdzić, czy odnajdę się w tych historiach i czy są tak odmienne, jak się intuicyjnie spodziewałam.
Na początku książki znajduje się krótki wstęp, który przybliża nam postać pisarza i pozwala lepiej zrozumieć kontekst sytuacyjny, w jakim powstawały te opowiadania. Bardzo przypadło mi do gustu, że wydawnictwo zdecydowało się na krok dalej, by pozwolić czytelnikom lepiej zrozumieć całość. Gdy już przeszłam do części napisanej bezpośrednio przez samego autora, od pierwszych zdań poczułam się zaszokowana. Już dawno nie spotkałam się z tak unikatowym stylem pisania. Potrzebuje on całkowitej uwagi, by prowadzić mnie przez swoje historie. Jednak na tym nie poprzestaje, ponieważ oczekuje on również wszystkich możliwych pokładów wyobraźni i obrazowego myślenia. W momencie gdy dałam z siebie wszystko, zostałam przeniesiona do innego świata, którym włada samo opowiadanie. Czytając czułam, że opowieść przejmuje nade mną kontrolę i za sprawą rozbudowanych i skomplikowanych zdań maluje obrazy niesamowite i niezapomniane.
Opowiadanie tytułowe zaskarbiło moją sympatię, gdyż od pierwszych stron intrygowało i obiecywało, że mnie nie zawiedzie. Było owiane duszącą tajemnicą, która wołała o rozwiązanie, ale zarazem nie dawała do siebie podejść. Całość okazała się dla mnie mocno niezrozumiała i pozostała w świecie oniryzmu i domysłów. Mimo to odczuwałam historię jako wielki i zarazem paradoksalnie piękny symbol samotności. Opowieść poruszyła moje serce i dała możliwość na obserwowanie z boku, jak wieloma nićmi połączone są ludzkie relacje. One się plączą, czasami zrywają i czasami tworzą niemożliwe do rozwiązania supły, dając miejsce, by odbyła się sztuka zwana życiem. Czułam się oczarowana.
Kolejne opowiadanie, czyli "Wielkouchy i księżniczka Długiej Nocy" odebrałam już w odmienny sposób. Znalazłam w nim sytuacje, które znałam i dzięki temu mogłam się utożsamić z głównym bohaterem. Obserwowałam złudność wielkich ambicji, które niosą człowieka do przodu, obiecując spełnienie wszelkich marzeń, a tymczasem cały czas pobierają za to zapłatę w sposób tak subtelny, że nikt tego nie widzi, nikt tego nie widzi do czasu... Całą ta historia jest przerażająca i pozostawia za sobą pole zrujnowanych emocji. Wysysają z czytelnika energię i błagają o zrozumienie. Niestety nadal zbyt słabo znam się na symbolice, by mieć pewność, że rozumiem całość. Czasami czułam się zagubiona i niepewna. Rezygnowałam z racjonalizmu na rzecz intuicyjnych odczuć. Nie dało to zrozumienia, ale pozwoliło na strach bez wstydu.
Niezmiernie się cieszę, że zapoznałam się z tymi dwoma opowiadaniami. Na pewno nie dostrzegłam ich sedna i wielu rzeczy nie zrozumiałam, ale dostałam szansę na przeżywanie całej gamy emocji i poszukiwanie samej siebie w tym nieznanym mi świecie. "W lesie pod wiśniami w pełnym rozkwicie" to niezwykle metaforyczna książka, która oczarowuje, ale i nie oszczędza czytelnika w żadnym stopniu. Gorącą Wam ją polecam, choć też ostrzegam, że dla niektórych może okazać się zbyt niekonwencjonalna, by czerpać z niej radość.