Dzięki booktourowi miałam okazję zapoznać się z kolejną książką modnej ostatnio Taylor Jenkins Reid. Tym razem było to „Malibu płonie”.
Autorka jest dość konsekwentna w swoich poczynaniach i sukcesywnie tworzy własny świat celebrytów. W jej książkach nie pojawia się wiele nazwisk znanych w rzeczywistości, za to roi się od gwiazd, które mamy okazję poznać dzięki wyobraźni Autorki. (Czytałam co prawda tylko jedną książkę, ale mniej więcej znam zarys fabuły kolejnej i mogę wysuwać takie śmiałe tezy :D ).
Tym razem akcja książki przenosi nas do słonecznego Malibu w Kalifornii. Towarzyszymy tam czwórce rodzeństwa o nazwisku Riva, potomkom przesławnego wokalisty, Micka Rivy. Mick jest legendą, symbolem, kimś pokroju jeśli nie Elvisa to chociaż swego imiennika Micka Jaggera. Kobiety go kochają, mimo że jest już po pięćdziesiątce, a jego sława go wyprzedza. Ciężko jednak porównać go do kogokolwiek z faktycznych gwiazd muzyki, bo Autorka chyba nie wspomniała ani razu jakiego rodzaju muzykę Riva wykonywał. Wiemy tylko, że robił to tak dobrze, że od wielu lat pozostawał numerem jeden i bożyszczem kobiet na całym świecie.
Czworo jego dorosłych już dzieci, każde na swój sposób odnoszące sukcesy, spotyka się w domu najstarszej z sióstr, żeby wziąć udział w dorocznej wielkiej imprezie u Niny Rivy. Impreza ta jest niemal tak legendarna, jak rodziciel głównych bohaterów, gdyż do wielkiego domu na klifie zmierzają co roku wszystkie amerykańskie sławy.
Fabuła to jednak nie tylko opis imprezy. Autorka zadbała o tło, o nakreślenie nam relacji rodzinnych, historii, pokusiła się nawet o cofnięcie w czasie do momentu, kiedy Mick poznał swoją przyszłą żonę, a matkę bohaterów, June. Urocza z początku historia miłosna kończy się, jak zapewne wiele tego typu relacji, kiedy w grę wchodzi sława, używki i masa pokus. June samotnie wychowuje czwórkę dzieci, ledwo wiążąc koniec z końcem, a kiedy dzieci zostają same, okazuje się, że cała miłość jaką matka im przekazała nie poszła na marne. Mają siebie nawzajem i nie poddają się, nie chcąc jednak znać ojca, który ich zostawił. Polegają na sobie nawzajem i to jest chyba w tej książce najpiękniejsze.
Sama książka podobała mi się bardziej niż „Daisy And the Six”, mimo że nie była mi tak bliska fabularnie, (nie mam nic wspólnego z surfowaniem). Myślę, że przede wszystkim to kwestia tego, że była powieścią a nie wywiadem. Zdecydowanie łatwiej było mi się wczuć w treść. Miło było poczytać opisy i dialogi.
Taylor Jenkins Reid w przyjemny i dość wciągający sposób porusza w książce ważne tematy takie jak poświecenie, miłość (wreszcie nie ta romantyczna tylko ta do rodzeństwa), a nawet minusy bycia sławnym. Podobało mi się, że kiedy impreza już się rozpoczyna (niektórych czytelników może zniechęcać fakt, że obiecana wielka zabawa rozpoczyna się dopiero w drugiej połowie książki) i pojawia się na niej wiele sław, nie są oni tylko wspomniani pobieżnie. Pani Reid zadbała o to, żeby każdej bardziej znaczącej postaci zbudować tło i poświęcić rozdział. Mamy sportowców, muzyków, pisarzy, scenarzystów, aktorki. Wszyscy oni toną w oparach alkoholu i narkotyków aż olbrzymia impreza wymyka się spod kontroli. Każde ma jakiś powód, żeby się upić i zapomnieć. Każde ma jakiś powód, żeby pokazać się na miejscu.
Jasne, że treść może wydawać się naciągana i w rzeczywistości relacje rodzinne, nawet te między rodzeństwem nie wyglądają często aż tak różowo, ale wybaczam to Autorce, gdyż z kartek tej książki płynęła siła. I pocieszenie. I choć rodzeństwo Riva momentami wydawało się być zbyt wyidealizowane i bez skazy to kibicowałam chyba każdemu z nich.
Miło i przyjemnie było w samym środku polskiej (bezśnieżnej) zimy zanurzyć, choćby metaforycznie, palce stóp w rozgrzanym piasku Malibu i poczuć na twarzy bryzę i sól oceanu.