Pani Agnieszka Zakrzewska w książce "Czułe poranki, bezsenne noce" prezentuje nam rozległy obraz wschodniej części kraju, czyli jedynego w swoim rodzaju Podlasia. Wolno płynąca rzeka, słońce rozgrzewające stare krzesło na ganku, zgarbiony mężczyzna starannie układający polanka drzewa na zimę, para bocianów w nowo uformowanym gnieździe. To właśnie takie obrazy są naszymi towarzyszami w czasie lektury tej powieści. Jeżeli nie mamy sposobności przeżywania ich w rzeczywistości, należy się nimi delektować przekładając kolejne strony tejże książki.
W całej tej nieśpiesznie przedstawionej scenerii poznajemy osobliwych bohaterów, a cała akcja skupia się na Romy Sokołowskiej, która podejmuje się napisania bardzo pracochłonnego wywiadu na poczet swojej pracy zawodowej w redakcji pewnego miesięcznika. Wywiad powinien być zarówno unikalny, ale także przyciągający czytelników pisma. A temat, który podchwyciła Romy dotyczy przełamującej wszelkie konwenanse aktorki - Barbary Anczyc, która aktualnie nie przejawia zainteresowania prasą i odmawia wszelkiego rodzaju kontaktu z nią, natomiast w dawnych latach plasowała się na najwyższych miejscach wszelkich scenicznych rankingów.
Główna bohaterka aby sprostać wydawniczemu wyzwaniu z tętniącej życiem Warszawy udaje się w podróż w nieznane, aby odnaleźć sławną artystkę. Nie jest to łatwe zadanie, ponieważ spokojne okolice, w których się zaszywa i ich rdzenni mieszkańcy ani myślą podzielić się jakimikolwiek informacjami o znanej gwieździe. Romy nie pomaga również wywierana na nią presja w pracy, rozłąka z ukochanym synem, a także problematyczna sytuacja w kontakcie z byłym mężem. Czy uczucie, któremu ma szansę się poddać doprowadzi ją do czułych poranków i bezsennych nocy?
Książka Pani Agnieszki zawiera w sobie absolutny styl "slow life". I właśnie w tym momencie staram się bardzo usprawiedliwiać autorkę, ponieważ domyślam się, że taki był właśnie jej zamysł. A że nie przypadł mi do gustu, to już jest tylko moja własna, subiektywna opinia. Sama pochodzę z tej urokliwej części Polski, którą jest Podlasie i powiem szczerze, że książkę czytało mi się niebywale krytycznie. Mam wrażenie, że zostało ono pokazane w tej powieści dość powierzchownie, tak jakby miało zrobić wrażenie już w pierwszym momencie podczas przykładowo dwudniowej podróży. Natomiast piękno tego miejsca można zrozumieć dopiero wraz z upływem pewnego czasu, bądź z przemijaniem kolejnych lat. Dociera ono częściami, do każdego człowieka w swoim tempie. Obawiam się, że czytelnik po lekturze tej książki i jakże przepięknych oraz barwnych opisach Pani Agnieszki może stać się delikatnie rozczarowany gdy uda się tam z wizytą.
Dodatkowo uważam, że mnogość użytych regionalizmów była trochę przytłaczająca. Szczególnie, że wielu z nich nigdy nie usłyszymy, ponieważ używane są bardzo incydentalnie.
Niemniej jednak do książki sięgnąć jest warto. Chociażby po to aby samemu podjąć decyzję czy czujemy klimat potocznie nazywanego "bieguna zimna". A gdy przypadnie nam ono wstępnie do gustu, to nic tylko udać się w bajkową podróż, odkrywając jeszcze ciągle nieodkryte zakamarki wschodniego regionu, delektując się przy tym najrozmaitszymi przysmakami tamtejszej kuchni.
Na koniec pragnę dodać, że absolutnie zachwyciła mnie okładka książki. Nawet nie wiedząc co znajduje się w środku, przez długi czas nie mogłam oderwać od niej wzroku.