Czujecie czasem presję, gdy książka jest tak popularna i polecana, że musi wam się podobać?
Chyba nie czułam nigdy większej, jak przy serii "To nie jest do diabła love story" Julii Biel.
Zanim zaczęłam czytać wiedziałam, że książki mają piękne okładki, mnóstwo polecajek na skrzydełkach i w social mediach, a nawet własne playlisty. Oczywiście, również to, że mimo tytułu jest to jednak historia o miłości - rzekomo lekka, z humorem i niesztampowa.
Niestety po lekturze muszę dołączyć do nielicznego grona osób, którzy nie zostali fanami Elli i Jonasza.
Ella jest dziewczyną z planem na życie, a ze względu na ciągłe przeprowadzki nie chce nawiązywać z nikim bliższych relacji w nowej szkole. Pozostawiona przez rodziców, dla których ważniejsza od dzieci jest kariera, otwiera swoje serce przed Jonaszem. Arogancki przystojniak, bożyszcze całej szkoły dostrzega w Elli coś, co pomimo bycia w związku, każe mu nawiązać z nią relacje. Para ze względu na mniej lub bardziej zabawne okoliczności wchodzi w układ, który z czasem zaczyna ich przerastać.
Pierwszy tom "To nie jest do diabła love story" początkowo mnie do siebie zniechęcił. Licealne perypetie odbierałam jako cringe'owe, dialogi jakieś sztuczne, szczególnie jeśli w grę wchodziły postacie drugoplanowe, które są w tej serii baaardzo słabo napisane. Dopiero od połowy książki, gdy Jonasz i Ella poznają się coraz bardziej, uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Muszę oddać Julii Biel jej fantastyczne poczucie humoru. Cięte riposty, sarkastyczne odzywki i żarty z podtekstem jak najbardziej do mnie trafiły. Jej styl pisania jest dosyć lekki i przyjemny, przez co przez książki bardzo szybko się płynie.
Najbardziej podobały mi się właśnie te podchody głównych bohaterów i momenty, w których zdawali sobie sprawę, że się w sobie zakochują. Autorka doskonale opisuje uczucia, jakie towarzyszą nam, gdy jesteśmy przy kimś na kim nam zależy - motyle w brzuchu, zwracanie uwagi na każdy szczegół i uczenie się drugiej osoby na pamięć.
"To nie jest do diabła love story" pomimo wielu zapewnień powiewu świeżości, było dla mnie bardzo przewidywalne i grające znane motywy. Nie podobały mi się wstawki angielskich wyrażeń. Oczywiście, my też używamy potocznie takich zwrotów, ale tu były one niepotrzebnie powielane w języku polskim, tak jakby autorka bała się, że ktoś nie znający angielskiego mógłby czegoś nie zrozumieć. Sceny szkolne były dla mnie w większości irytujące, bo młodzież jest tam przedstawiona tak, jakby nie miała żadnych innych zainteresowań poza randkami i imprezami. Z kolei najlepszym remedium na smutek jest alkohol. Pomysł skomplikowanych relacji Elli z rodzicami miał dobry potencjał, był ciekawy, choć ich rozmowy i niektóre zachowania były nienaturalne i wzajemnie się wykluczały. Mimo wszystko kończąc pierwszy tom byłam naprawdę zaciekawiona i postanowiłam dać tej historii szansę, tłumacząc sobie, że może jestem na to trochę za stara i powinnam patrzeć z przymrużeniem oka.
Niestety, to co przeszkadzało mi w pierwszej części, w drugiej zostało spotęgowane. Szczególny problem miałam z Jonaszem, jego charakter totalnie nie trzyma się kupy. Z jednej strony Julia próbuje pokazać go jako kochającego, uczuciowego i rodzinnego chłopaka, a z drugiej większość jego zachowań wobec Elli krzyczy, że jest okropnym bucem. Ok, rozumiem że został zraniony, ma problemy z zaufaniem, ale Ella również. Dziewczyna się przed nim otworzyła, a on wciąż wszystko nadinterpretowuje, dopowiada coś czego nie ma, jest chorobliwie zazdrosny i zaborczy. To typ faceta jaskiniowca - gdy Ella rozmawia z kimkolwiek kto nie jest przez niego aprobowany, bierze ją jak worek ziemniaków i pokazuje że ona jest jego. Jonasz prosi Ellę o zaufanie, twierdząc że to jest kluczem do powodzenia ich relacji. Co robi Jonasz chwilę później? Widząc swoją dziewczynę bawiącą się ze znajomymi na imprezie, idzie do pierwszej lepszej dziuni w szkole i ją podrywa. Ręce opadają. Przynajmniej Ella zyskała moją sympatię - uwielbiam jej cięty język i było mi jej niesamowicie szkoda, ze względu na jej sytuację rodzinną.
Podsumowując "To nie jest do diabła love story" mnie rozczarowało. Rozumiem co może podobać się młodym ludziom w tej historii, jednak zachwyty ze strony tak wielu bookstagramerów i booktuberów, którzy mają niejeden romans za sobą bardzo mnie dziwią. Nie znalazłam tu nic nowego i zaskakującego. Ot taka, lekka książka na jedno popołudnie. Wiem jednak, że jest to debiut autorki dlatego nie skreślam jej kolejnych książek i liczę, że może znajdę coś dla siebie.