„Zbliżają nas nasze braki –
– pasują do siebie”
(Braki)
Debiut poetycki Kingi Hryc to niewielki zbiorek wierszy, który przez autorkę podzielony został na cztery części, kolejno: Latawiec, Psychopatologie, Beznamiętność, Kim jesteś?. Jak Hryc pisze w Przedmowie: „cztery zbiory wierszy są aluzją do czterech etapów przechodzenia przez żałobę: wyparcia, gniewu, depresji i akceptacji”. W koncepcie brzmi interesująco. A jaki jest ostateczny wynik?
Część pierwsza
Jest to ten moment w zbiorku, gdzie podmiot przechodzi podróż wywołaną nagłym, weryfikującym wydarzeniem. Poruszone są tematy ważne dla egzystencji człowieka, jak odchodzenie czy radzenie sobie ze stratą. Na razie jednak nie ma tu żadnej akceptacji. Są za to obezwładniająca tęsknota i próby jakiegokolwiek powrócenia do normalnego życia – normalnego, bo sprzed stanu żałoby. Podmiot szuka siebie, szuka rozwiązań, które jednak nie przychodzą. Jest to czas poszukiwania innych ludzi, którzy – być może – przechodzą przez to samo, ale jednocześnie świadomość, że nikt nie cierpi aż tak, nikt nie może znać bólu podmiotu, gdyż ten ból jest jego i tylko jego:
„Szukałam człowieka ale człowiek nie był na tyle ludzki”
(Górnolotnie, interpunkcja jak w tomiku)
Podmiot podejmuje tutaj także grę z największą wartością – ze słowem. To w tej części, znacznie bardziej niż w następnych, pojawiają się utwory, w których wybrzmiewają językowe środki stylistyczne.
Część druga
Zaczyna się kontrastem. Z jednej strony mamy refleksję nad kondycją ludzką, a w szczególności nad przemocą, która nie zostaje zwalczona, z ludzką bezkarnością i brakiem brania odpowiedzialności za własne czyny. Z drugiej strony natomiast mamy tematykę miłosną, ale jest to miłość, która sytuuje się gdzieś między miłością-amor (miłość cielesna) a miłością-caritas (miłość do bliźniego), gdyż jest to uczucie wyjęte (i nawet opatrzone mottem z) Pieśni nad Pieśniami; swoją drogą nie jest to jedyne nawiązanie do Biblii. Jednocześnie miłość ta jawi się jako zakazany owoc z Edenu, który – jak zawsze – pragnie się zerwać. Jest to też czas szukania bliskich sobie, który wybrzmiewa już nieco inaczej niż w części pierwszej, czas dążenia do spełnienia i rozmyśleń nad człowiekiem od strony ewolucyjnej – choć rozwój nie zawsze szedł w dobrą stronę, to ostateczny wynik nie jest najgorszy. Pojawia się więc nadzieja.
Część trzecia
Jest to najkrótsza część ze wszystkich, choć z tych czterech etapów przechodzenia przez żałobę zdaje się, że ta trwa najdłużej. Pierwsze skrzypce wciąż gra tęsknota, ale zmienia się ona na tęsknotę melancholijną.
„I tak, jak przymykam swoje drzwi,
Myśląc, ile mogłabym Ci dać
Gdybyś tu był”
(Kawa)
Mamy spojrzenie raczej introspekcyjne, zamyślenia nad sobą i nad stratą. Mamy spojrzenie na to, co nas otacza, na proste sytuacje. Nade wszystko mamy jednak niewysłowioną tęsknotę.
Część czwarta
Melancholijne spojrzenie wstecz pozostaje, ale z przebytych doświadczeń wyciągnięte zostają lekcje. Zapoczątkowany zostaje powolny proces leczenia, poszukiwanie małych radości. Ważne: wydarzenia z przeszłości nie zostają zapominanie, wciąż przewijają się w taki czy inny sposób. Następuje ich powolna akceptacja. Czy może raczej – wiedza, jak je akceptować. Jest to też czas, gdy następuje zwrot ku tworzeniu, niezaprzestanie w swojej pracy. Nade wszystko słowo.
Każda z przedstawionych części – w większym lub mniejszym stopniu – pokrywa się z etapami, które zostały wyżej wymienione. Dlaczego więc 6/10? Nie jest to poezja oczywista – co z pewnością na plus – ale jest to niestety poezja, która w niektórych miejscach odrywa się tak bardzo, że gubi sensy. Jakby próbowano za bardzo i za dużo. Niektóre wiersze wypadają bardzo dobrze, inne znowu nie należą do najlepszych.
Niemniej pamiętać trzeba, że jest to debiut, w dodatku debiut osoby bardzo młodej. A jeśli debiut wypadł w ten sposób, to następne tomiki mogą przynieść wiele pozytywnego zaskoczenia.