Tore Renberg urodził się w 1972 r. w Stavanger. Jest absolwentem filozofii oraz literaturoznawstwa na uniwersytecie w Bergen, a od 1995 pisze również własne powieści. Już jego debiutancki zbiór opowiadań – Śpiący węzeł – odniósł ogromny sukces, przynosząc mu nagrodę im. Trejei Vesaasa. Człowiek, który pokochał Yngvego to pierwszy z czterech tomów o losach Jarlego, jednak cykl nie został jeszcze zamknięty.
Pamiętacie czasy, kiedy muzyki słuchało się z płyt winylowych, komputer w domu był rzadkością, a Nirvana dopiero zaczynała wspinać się na radiowe listy przebojów? Ja przyznam się, że mgliście, dlatego, gdy usłyszałam o powieści Torego Renberg’a z miejsca zapragnęłam ją przeczytać.
Przedstawiona tu historia rozpoczyna się w styczniu 1990 roku, kiedy to siedemnastoletni wówczas Jarle Klepp, po raz pierwszy spotyka Yngvego - nowego ucznia liceum w Stavanger w zachodniej Norwegii. W zdarzeniu tym nie byłoby może nic dziwnego, gdyby nie nagła fascynacja ustami tajemniczego kolegi. I tak, wierny dotychczas swej dziewczynie Jarle, zaczyna gubić się między dwoma miłosnymi światami.
Nie rozumiejąc tego co się z nim dzieje, poddaje się sile emocji i szuka kontaktu z nieznajomym chłopakiem. Ostatecznie zdobywa się na odwagę i odwiedza go w domu, co staje się początkiem końca jego obecnego życia.
Książka ta, jest nie tylko pełna ciekawostek z ubiegłego stulecia, ale również bardzo trafnie, a przede wszystkimi mądrze opowiada o uczuciach, przyjaźni i trudach dorastania. Marzenia o sukcesie punkowego zespołu, buntownicza potrzeba przeciwstawiania się wszystkiemu dookoła, zainteresowanie polityką oraz wszechobecna chęć bycia innym, to jedyne sprawy, które absorbują Jarlego i jego przyjaciela Helge. Jednak tylko do czasu, kiedy to Jarle coraz bardziej zbliża się do Yngvego, co z kolei nie umyka uwadze reszty jego kompanii.
Człowiek, który pokochał Yngvego to fascynująca lektura niebojąca się poruszać tematów trudnych i społecznie niewygodnych. Okazjonalny seks, uzależnienia czy rozboje, to zaledwie początek. Prawdziwym wyzwaniem dla Jarlego, staje się próba znalezienia swojego miejsca na świecie oraz odpowiedzi na pytanie „kim jestem?”. A podejrzliwość i brak zrozumienia ze strony przyjaciół, wszystko dodatkowo komplikują.
Cała powieść to jedno wielkie wspomnienie, które prowadzi nas do zaskakującego finału mającego miejsce kilka lat po opisanych tu wydarzeniach. I o ile tło przedstawionych tu okoliczności współcześnie uległo ogromnej przemianie, o tyle same zdarzenia są, i zapewne długo jeszcze będą aktualne. Czuję się jednak zobowiązana zaakcentować w tym miejscu dwie sprawy. Pierwszą jest fakt, że choć powieść mocno osadzona jest w historii, to nie dominuje ona jej fabuły. A drugą, że pomimo wykorzystanego tu wątku „miłości” dwójki chłopaków, cała akcja bardziej dzieje się na gruncie platonicznym i w obszarach fantazji, niż w opisach konkretnych sytuacji. Dlatego też, jeżeli ktoś czuje się zrażony motywem Jarle-Yngve, to niech wie, że tak naprawdę nie ma się tu czego obawiać.
Książkę Tore Renbera odbieram, jako naprawdę dobrą literaturę psychologiczno-obyczajową z ważnym i wiecznie żywym przesłaniem: abyśmy się nigdy nie bali być sobą, ponieważ ludzie raz przy nas są, a za chwilę ich nie ma. A z samym sobą trzeba żyć nieustannie, dlatego należy postępować wyłącznie w zgodzie z własnym sumieniem.
Na zakończenie dodam jeszcze, że we wrześniu ukarze się druga część przygód Jarlego Klepp’a - Charlotte Isabel Hansen i już nie mogę się jej doczekać.
Tore Renberg „Człowiek, który pokochał Yngvego”
Ilość stron: 360
Wyd. Akcent
Warszawa 2011
Ocena: 5/6