Nie sposób nie zgodzić się ze stwierdzeniem, że obecnie żyjemy w czasach, które można by śmiało określić ,,erą hybrydową cyfryzującej się Cywilizacji” – epoką niezwykłych przemian, wdrażanych, postępujących procesów i ewolucji, które potrafią zaznaczyć się w sferze społecznej, kulturowej, politycznej i ekonomicznej, i to pośród nieustępliwej, pchającej Cywilizację gatunku ludzkiego ku zwiększającemu się zaawansowaniu techniczno-naukowemu, zwiększającemu nasze możliwości jako zbiorowości, a także jako jednostki, jednostki która zyskuje dzięki temu cały wachlarz możliwości rozwoju. Tak, współcześnie dzieje się dużo, wszędzie, prawie że pod każdym względem, niekiedy szybko i aż nadto dynamicznie. Raz do głosu dochodzą wybory i decyzje ze strony społeczeństw, ugrupowań, organizacji, które uruchamiają swoistą reakcję łańcuchową wpływającą na nasze szeroko rozumiane twory i zasoby kulturowe i np. politykę. Innym razem przemiany polityczne, które mogą być ciężkie do zdefiniowania i zobrazowania, biorą ze sobą do tanga cykle przemian ekonomicznych i społecznych, przy wtórowaniu temu ze strony technologii.
Dostęp do informacji, prędkość ich rozchodzenia się, wymiana danych – wszystko to, sprawia że wiele dziedzin naszego życia może rozwijać się równolegle albo istnieć ze sobą w trudnej do zbadania symbiozie przemian. W ten sposób Ludzkość robi wszystko, aby stać się ,,Cywilizacją Hybrydową”, w której to być może już za niedługo trudno będzie globalnie wskazać zdecydowanego ,,zwycięzcę”: liderów wśród setek Państw, wśród narodów, wśród konglomeratów korpo-państwowych, tych kilka supermocarstw zdecydowanie przodujących nad innymi krajami na świecie. To właśnie kwintesencja obecnych ,,zakręconych” pod każdym względem czasów. Jesteśmy globalną, trudną do zrozumienia i przewidzenia w kontekście ,,na co postawimy, i w którym kierunku zmierzamy” Instytucją Ludzi. Jesteśmy hybrydą, i to sądzę dość wrażliwą, w której to mechanizmie kół zębatych, przekładni i innych na swój sposób specyficznych elementów jeden składnik może mieć najwięcej do powiedzenia, który to może zmienić tą cywilizacyjną hybrydę w coś na kształt modyfikowanego genetycznie stwora, ot monstrum rodem z frankensteinowskiego bestiariusza. To m.in. stosunki polityczne na świecie, które jak już raz zachwieją naszym porządkiem, pójdą w obcym nam ,,anty-demokratycznym” kierunku, wywołując mutacje na tkance naszej hybrydy, może dojść do sytuacji, w której będziemy musieli zapomnieć, gdzie, jak i po co się rozwijamy, do czego cywilizacyjnie i jednostkowo dążymy. Popatrzmy na pewien kraj, wydawać by się mogło jedną z ponad dwustu sporych zbiorowości ludzi, określonych ramami państwa i ustroju obywateli, liczne formy, ramy powierzchni, w których oni żyją, do których przynależą, i które obejmują kulę ziemską. Popatrzmy na pewne państwo leżące na Półwyspie Koreańskim, zlokalizowanym w Azji Wschodniej, na wybrednego i niekojarzonego mimo wszystko pozytywnie sąsiada demokratycznej Korei Południowej.
To prawda, Korea Północna nie jest łatwym dla nikogo do zrozumienia narodem. Mimo olbrzymiego postępu w wielu gałęziach życia, mimo łatwiejszego dostępu do informacji, które można tam przyswajać więcej i szybciej, Koreańczycy z Północy wciąż stanowią sedno jednego z najbardziej tajemniczych państw świata. O kraju Dynastii Kimów mówi się całkiem sporo, ale nie są to informacje zróżnicowane, jakby były one puszczane z zapętlonej taśmy z konkretnymi, przefiltrowanymi danymi. Owszem, dzięki nim potrafimy kojarzyć konkretne fakty, wydarzenia i wątki, które każą nam sądzić, wręcz ,,wyrokować” o Korei Północnej jako najbardziej skrytym i izolowanym olbrzymią mocą totalitarnej i dyktatorskiej propagandy państwie w dziejach historii współczesnej. Najbardziej paradoksalne jest to, że przed objęciem rządów - choć w dobie ,,demokratyzacji i liberalności” Cywilizacji trudno nawet to nadmienić, tak to określić – władzy absolutnej przez kolejnego Wybrańca z rodu Kimów a.k.a. ,,Najwyższych Słońc Ludzkości”, mało osób sądziło, że ów reżim przejdzie w kolejne stadium ewolucji, w etap przejęcia władzy i rozwoju ze strony któregoś z synów absolutnie ,,Najznamienitszego Niebiańskiego Słońca Korei”, Kim Dzong Ila. Zapowiadano rychły koniec anty-utopii na Północy półwyspu; twierdzono, że Amerykanie i Chiny dojdą do porozumienia i zmuszą ,,zakulisowo” Dynastię Kimów do ustąpienia, podpisania porozumienia z Południem i zjednoczenia Korei pod egidą demokratyzacji i liberalizacji USA. Ale jak to się mówi: ,,jak to w życiu bywa, tak było do czasu”. Do chwili, gdy ukochany wódz obywateli z Północy, Kim Dzong Il namaścił swojego młodszego z dwójki synów, Una, do przejęcia władzy: przyswojenia potęgi insygniów ,,chwalebnej” dyktatury w Korei, którą oni stworzyli, do stania się Bogiem, z ich perspektywy: do bycia Bogiem jedynym, Bogiem i Bytem Absolutnym dla Koreańczyków z Północy Ludu. I teraz historia prężnie ewoluującej, adaptującej się do wielu (ale nie wszystkich!) nagłych zmian ludzkości może przyjąć inny kierunek, może zostać zachwiana, może przyjąć zwrot nie tyle, co od razu o 180 stopni, ale na pewno 45 lub w porywach o 90. Hybryda, którą jesteśmy może się zdestabilizować. A politycy na całym świecie są zgodni w jednej kwestii: rządy terroru w Korei Kimów, obecnie z ręki Kim Dzong Una, stosowane będą nadal, aby utrzymać ludzi w ryzach, aby ponad wszystko nie zniszczyć planów supremacji Dynastii. Ta dyktatura może zmutować naszą Cywilizację, pociągając ją w kierunku niepotrzebnego konfliktu, stwarzając z niej napromieniowanego potwora, jako – powiedzmy to uczciwie - owoc wykorzystania gałęzi ludzkich zdobyczy technologii, kultury, ekonomii, sfery polityki w niewłaściwym celu, w celu wyniesienia z tego indywidualnych korzyści: Ku chwale, ku boskości Dynastii Kimów!
Powyższe deliberacje, mimo iż złożone, służą jednemu celowi: są podstawą do rozwinięcia recenzji pewnej książki z gatunku biografii i reportażu o Korei Północnej, o której świat słyszy od lat, i podkreśleniu siły treści i przekazu, który ona, ta pozycja literacka zawiera. "Kim Dzong Un. Historia dyktatora" autorstwa Jung H. Pak jest kolejną książką w moim dorobku czytelniczym, którą wziąłem na warsztat, a która to omawia wiele aspektów, zjawisk i rzeczy związanych z historią, ewolucji i po prostu trwaniem Korei Północnej. Publikacja znawczyni dziejów tego narodu, pani Pak, skupiła się wokół postaci pyszałkowatego, tak samo dumnego jak ojciec, Kim Dzong Una. Najbardziej intrygujące w tej pozycji jest to, że nie jest to tylko ,,historia” Una w rozumieniu nakreślenia czysto encyklopedycznych i akademickich informacji o nim samym, o ukochanym ,,Niebiańskim Słońcu”, ale historia w połączeniu z pierwiastkiem futurologicznym: jak politycznie, społecznie i ekonomicznie syn Kim Dzong Ila pociągnie świat za sobą, czy będzie to może gra pozorów, tak aby popisać się tym, że jest się dziedzicem tej właśnie Dynastii, tak aby ,,Północ” mogła ciągle, w tym swoim jednostajnym orwellowskim rytmie, trwać pod kokonem dezinformacji, narzucając własne tempo rozwoju, poza światem, poza ,,imperialnym zamerykanizowanym zachodem!”. Książka Jung H. Pak ma w sobie siłę reportażu, element bardzo głęboko ukrytej satyry (często niebezpośredniej),element suspensu politycznego i właściwe atuty silnej biografii znaczącej globalnej indywidualności.
Po przeczytaniu "Historii dyktatora", faktycznie, można się zastanowić, czy w tej części Półwyspu Koreańskiego ,,coś się w końcu na serio ruszyło?”. Czy może nadal jest to odcięte od reszty globu samowystarczalne, i to na pewno nie wesołe, a jak tak, to żyjące w zgodzie z ,,własnym rodzajem prawdy”, miasteczko? Publikacja, do której w swej recenzji się odnoszę to twór nietypowy – pozycja pisana z punktu widzenia analizy wywiadowczej. To właśnie dzięki niej, a także częściowo dzięki częściom książek popularnonaukowych i reportażowych a także tytułom serialowym i filmowym w gatunku dokumentu, których doświadczyłem, doszedłem do wniosku, z czym zapewne nie będę osamotniony wśród czytających tą i jej podobne książki lekturę, że Korea Północna pod rządami Kim Dzong Una, to nie Korea za czasów jego dziadka i ojca. Owszem wciąż prowadzona jest w tej totalitarnej części półwyspu Koreańskiego polityka izolacjonizmu, wrogości do USA, oraz nuklearyzacja kraju, jak tłumaczy tamtejsza propaganda: ,,w celu obrony wolności obywateli zjednoczonych wspólnym celem: ku lepszemu jutrze Narodu i zachowania bezpieczeństwa granic państwa”. Autorka "Historii dyktatora" godnie, z punktu widzenia pracownika Agencji Wywiadowczej i specjalistki do spraw związanych z Koreą Północną, podpowiada czytelnikowi, że należy zrozumieć iż ten kraj pod niestabilnymi i nieprzewidywalnymi do końca rządami i ich ewolucją pod sztandarem kimowskiej potęgi władzy, to kraj, który rozwija technologie cybernetyczne, jądrowe i militarne. I jak zaznaczyła Jung H. Pak, w ten sposób ,,Kim przestaje być zwariowanym smarkatym grubasem, a zaczyna się jawić jako trzymetrowy gigant o nieopisanej, nieograniczone potędze (…)”.
Autorka niniejszym omawianej pozycji jest bardzo praktyczna, pragmatyczna, co potwierdzają elementy budowy książki, które można nazwać ,,wywiadowczymi i analitycznymi”, a są to: zamieszczone strona w stronę przypisy pojawiające się, jako odwołania, u doły strony książki. I są to adnotacje do oryginalnych, podanych bardzo szczegółowo w zapisie, źródeł internetowych bądź fizycznych dokumentacji, które w jakiś sposób są udostępnione publicznie. To nazywa się dobry punkt merytoryczny, to się nazywa wiarygodność informacyjna o Korei Północnej! Mało tego, nasza analityczka się nie patyczkuje: opisuje prosto z mostu jak wygląda Kim i jego dynastyczne Państwo w oczach specjalistów z różnych dziedzin polityczno-społeczno-ekonomiczno-wojskowych. Oczywiście Kim i Korea Północna mogą wydawać się nawet i w obecnym ciągu rozwoju i zmian gospodarczych śmieszni, nierealni w odniesieniu do demokratyzacji i liberalnego kapitalizmu ludzkości, jakby naglę wyskoczyli z innego wymiaru, ale w tej śmieszności kryje się okrutna prawda. Podziękować autorce należy za to potrzebne uświadomienie odbiorcom jej publikacji: nawet jeśli Kim kieruje rozwój swojego kraju częściowo ,,zgodnie z duchem Zachodu”, nadal opiera on przetrwanie reżimu – a nie państwa i jego obywateli! – na odziedziczonych strukturach terroru.