Chyba znalazłam kolejne wydawnictwo, po którego publikacje mogę sięgać w ciemno. Książka Antoniny Kardaś „Czernucha” przekonuje mnie, że Korporacja Ha!art ma niezwykłe szczęście albo też talent, do podejmowania współpracy z twórcami, którzy są niebanalni i mają nam do powiedzenia coś naprawdę ważnego. To debiut, w którym autorka pokazała siebie jako wnikliwą obserwatorkę rzeczywistości, a także pisarkę posiadającą wybitny warsztat, oceniony przeze mnie na podstawie ogromnej różnorodności form i środków artystycznych, jakie zaprezentowała w swoim zbiorze opowiadań.
Utwory zamieszczone w tomie „Czernucha” mają różnorodny charakter, są napisane w odmienny sposób i prezentują zróżnicowane podejścia. To osiem narracji prowadzonych z perspektywy różnych bohaterów, na różnych etapach życia, a więc posiadających odpowiednie dla nich doświadczenie. Całość jednak została spięta niczym klamrą tekstami, które dotyczą tych samych bohaterów. Właśnie one chyba zrobiły na mnie największe wrażenie. Pierwsze to relacja staruszki, która została opuszczona przez swoją córkę, jednak w miarę czytania okazuje się, że miała ona ku temu powody. Ostatnia to również opowieść babci mającej już za sobą lata wspaniałego małżeństwa, jednak niepozbawionego gorzkich chwil. Te dwie historie przetykane są relacjami ludzi uzależnionych, zgorzkniałych, niemoralnych, niepotrafiących odnaleźć się w otaczającym świecie, kompletnie nieprzystosowanych, samotnych i smutnych.
Ogólny wydźwięk opowiadań zawartych w tym zbiorze jest niewesoły i pesymistyczny. Autorka popisuje się doskonałą umiejętnością wychwytywania nastrojów i emocji, a jednocześnie przelewania ich na papier, by czytelnik mógł je poczuć razem z bohaterami. To, a zarazem bezbłędne poruszanie się na płaszczyźnie środków wyrazu i konwencji sprawia, że „Czernucha” jest lekturą niezapomnianą, skłaniającą do zastanowienia się nad życiem, naszymi relacjami, do zadawania istotnych pytań o kondycję moralną, naszą siłę i uleganie słabościom.
Wydaje się, że bohaterowie „Czernuchy” są całkowicie pozbawieni nadziei na lepsze życie. Wielu nawet nie myśli o tym, że chciałaby coś zmieniać – jest im dobrze w swoich nałogach, nie widzą problemów, poddają się leczeniu tylko ze względu na nalegania bliskich. Ulegają przemocy, ignorują jej opłakane skutki. Wydaje się im, że cały świat sprzysiągł się przeciwko nim, choć nic złego nie zrobili i nie zasłużyli na społeczny ostracyzm, a jednak go doświadczają. Są przy tym pozbawienie zdolności do autorefleksji, nie przychodzi im do głowy, że można spróbować żyć inaczej, bo konsekwencje ich zachowania dotykają głównie ich, czyniąc z nich istoty głęboko nieszczęśliwe i pozbawione jakiegokolwiek wsparcia.
Antonina Kardaś zdecydowanie jest autorką godną uwagi i śledzenia literackich poczynań, bo można oczekiwać, że jeszcze pokaże utwory, dzięki którym zachwycimy się nie tylko wyjątkową stylizacją bohaterów, ale niezwykłą umiejętnością żonglowania stylami literackimi. Pokazała, że ma nieograniczone możliwości, jeśli chodzi o przedstawianie różnorodności charakterów, a przede wszystkim konwencji i form. „Czernucha” zostanie ze mną na zawsze, bo to jedna z tych książek, które mnie kompletnie zaskoczyły i oczarowały. Jej bohaterowie raczej nie wzbudzają sympatii czytelnika, jednak sposób nakreślenia ich sylwetek to mistrzostwo, dzięki któremu nawet poznawanie nielubianych postaci staje się przyjemnością, której nie sposób nie oddać się z całkowitym zaangażowaniem. Autorka zaproponowała nam historie ludzi zniszczonych przez życie, czy też przez własne decyzje, poddających się nurtowi znoszącemu ich na manowce, pozbawionych radości i nadziei, skazanych na udrękę odizolowania, a jednak podała to w takiej formie, która nie odstręcza. Dla mnie to niespodzianka, której wypada chyba już oczekiwać po wydawnictwach Korporacji Ha!Art.