Życie konkretnej osoby, to pojedynczy rozbłysk pośród miliona innych…
Może być, jak szybkie mrugnięcie lub leniwe otwieranie oczu o poranku…
Jednak zawsze jest chwilą, małą cząstką w nieskończoności czasu…
Gdy świat pędzi naprzód, ofiaruje ci obietnicę przyszłych przygód i radości, myślisz, że masz wieczność, aby wszystkiego doświadczyć…
Jak mylne jest to wrażenie…
Co zrobisz, gdy widmo jutra zostanie ci nagle odebrane?
Gdy będąc młodym człowiekiem, myśląc iż masz świat na wyciągnięcie ręki, dowiesz się, że pozostało ci niewiele czasu...
A twoje ciało zacznie zamieniać się w szkło, coraz szybciej i szybciej…
Pozwolisz prowadzić się losowi, czy weźmiesz życie w swoje ręce?
Będziesz walczyć, czy egzystować?
Pozwolisz sobie na miłość, czy otoczysz się samotnością, jak szczelnym kokonem?
„Ta powieść jest jak rzadka orchidea – piękna i ekscentryczna” – tak o debiutanckiej powieści Alego Shan’a napisało brytyjskie wydawnictwo Atlantic Books, te słowa chyba najtrafniej opisują tę książkę.
Wyobraźmy sobie kwiat zapakowany w folię przyozdobioną wstążeczkami, aby się do niego dostać musimy powoli ściągać opakowanie, tak aby nie uszkodzić tego pięknego okazu.
Warstwa, po warstwie…
Odsuwamy na bok słowa, choć pełne poetyckości, które jakby ograniczają nam dostęp do prawdziwego znaczenia powieści, wyrzucamy niepotrzebne, nudzące nas fragmenty…
Wreszcie możemy cieszyć się obcowaniem z pięknem i zachwycającą innością tej powieści.
To jedna z tych książek, nad którymi dumam po ich przeczytaniu.
Zostawiła po sobie myśli nieujarzmione, emocje bez ujścia, słowa poplątane…
Nie było nagłego wybuchu „Uwielbiam!”, „OMGsh!” czy „Beznadziejna…”
Była cisza… przedłużająca się cisza dookoła mnie i wielka batalia myśli w mojej głowie.
Opinie na temat książki są różne…
To pewnie przez jej ekscentryczność, narrację, tematy jakie porusza, wykorzystanie interesującego motywu – zamiany w szkło - w taki, a nie inny sposób.
A jednak coś w niej jest, oprócz pięknej nastrojowej okładki i intrygującego tytułu, co nie pozwala mi o niej zapomnieć.
Mamy tutaj miszmasz rozdziałowy, teraźniejszość miesza się z przeszłością, każdy bohater wyrywa się do nas ze swoją historią, fikcja przeplata się z rzeczywistością, na początku czytania książki wywołuje to trochę zamieszania, ale z czasem idzie się przyzwyczaić do stylu autora.
Nie ma tutaj szybkich zwrotów akcji, napięcia, jakiejś wielkiej tajemnicy, czy romantycznej opowieści o niebezpiecznej miłości.
Fabuła mknie powoli, jak ostrożne kroki Idy McLaird po uliczkach St. Hauda’s Land. Tutaj ważni są bohaterowie – ich uczucia, to co sprawiło, że są tacy, a nie inni.
To opowieść o ludziach, samotności i przemijaniu. Historia o zmianach, jakie zachodzą w człowieku, gdy sobie na nie pozwoli.
Smutna historia rozgrywająca się w dziwnej baśniowej scenerii mroźnego archipelagu.
Ida jest dla pozostałych bohaterów, jakby wybawieniem, promyczkiem światła przebijającym się przez szarość dnia codziennego. Wprowadza do ich życia kolory i zmiany, których tak potrzebują. Choć wiele osób na jej miejscu dawno by się już poddało, popadło w depresję, ona zaraża nas swoim optymizmem, daje nadzieje innym.
Pomaga również Midasowi, powoli zbija jego skorupę odizolowania, w którą się schował po śmierci ojca.
„ – Chcesz dać się pokonać przez te… pieprzone uczucia, które nigdy się nie zmienią? Jeżeli jesteś na mnie zły, bo zakłóciłam ci życie, to możesz z powodzeniem zapuścić wąsy i włożyć jakieś cholerne okulary. Wtedy staniesz się wytworem własnej wyobraźni, którego tak bardzo nienawidzisz. A przynajmniej zdaje ci się, że nienawidzisz.
- Gdyby to była tylko wyobraźnia, ja bym…
- Nie! To ciało, które teraz siedzi na krześle, to jesteś ty. Nic więcej! Twój ojciec nie stoi przy tobie, Midasie. Nawet duchem. Ciągle wracasz do niego, żeby nie brać odpowiedzialności za to, czego w sobie nienawidzisz.”*
W Midasie jest coś takiego, co jednych może drażnić a innych rozczulać. Niby dorosły facet, a nieprzystosowany jak dziecko. Zamknięty w sobie, nieporadny, żyjący w świecie swoich fotografii. Stroni od ludzi, nie potrafi rozmawiać z kobietami, żyje w strachu przed dawno zmarłym ojcem. Złe nawyki wyniósł z domu, z obserwacji, a młodzieńcze lata na zawsze zostawiły skazę na jego dalszym życiu. Gdy pojawia się Ida, mężczyzna się zmienia. Nie jest to łatwa droga. Potrzebuje czasu i odwagi…
„Midas ledwie mógł uwierzyć, że żył tak długo i nie chciał nikogo dotknąć. Fotografia sprawiła, że zapomniał o konieczności czucia.”*
Każda z tych postaci jest jak ze szkła, delikatna i krucha ze swoją przeszłością, osamotnieniem i goryczą. Tajemniczy świat wyspy, fantastyczne stwory, dziwaczne bagna, jakby sycą się ludźmi mieszkającymi w ich okolicy. Powoli wysysają z nich życie, pozostawiając kruchy pancerz, wyuczony prozaicznych czynności…
„Gałęzie niezgrabnie gięły się na wietrze, kruche liście łamały się jak stary pergamin. Nawet sokół, którego obserwowała, leciał bez wdzięku, mechanicznie uderzając skrzydłami. Jakby te wyspy wszystko niszczyły, pozbawiały żywotności.”*
Złowieszcza i tajemnicza jest wyspa, na której dzieje się akcja utworu. Choć niektórzy bohaterowie, wyjechali w przeszłości na kontynent powracają na nią, jak ćmy wabione przez latarnie… W głębi duszy wiedzą, że powrót w niczym nie pomoże, nie ułatwi im uporania się z przeszłością i wyborami jakie wtedy podjęli. A jednak wracają, by na nowo zagłębić się w bólu, po stracie nadziei… bo coś jest w tej ziemi… coś co ich spowalnia, otępia, sprawia iż są bierni…
„Miejsca potrafią nami zawładnąć i stajemy się zaledwie częścią krajobrazu, przejmujemy jego kaprysy i dziwactwa.”*
Uważam, że powinniśmy dać książce szansę.
To nie jest kolejna powieść czytana dla przyjemności, relaksu, czy do poduszki. Ona każe nam się zatrzymać, przemyśleć pewne sprawy, przewartościować nasze życie.
Jest inna, ale gdy spojrzymy głębiej, na pewno ją docenimy.
W morzu paranormalnych romansów, książek o wampirach, wilkołakach, elfach czy czarownicach, łatwo jest ją przegapić. Jeśli jednak natraficie na „Dziewczynę o szklanych stopach” nie zraźcie się narracją i sposobem przedstawienia fabuły. Pozwólcie jej na pokazanie wam innego życia… emocji, których próżno szukać w najnowszych bestsellerach.
Pozwólcie jej na opowiedzenie wam swojej historii.
„Zachód słońca jak kowal wykuwał z nieba rozżarzone czerwone ostrza.
Siedzieli w milczeniu i podziwiali ten blask. Położyła głowę na jego ramieniu. On oparł o nią swoją głowę.
- Powinienem zrobić zdjęcie.
- Nie. Po prostu zapamiętaj to. I nas.
Przełknął.
Uśmiechnęła się. To były właściwe miejsce i właściwy czas.”*
Ocena: 5-/6
P.S.
To naprawdę niesamowity debiut pisarski.
Och! Pokochacie Denver, córkę przyjaciela Midasa. To wspaniała, mądra mała dziewczynka.