Tom Wolfe (1930-2018) amerykański pisarz i dziennikarz, sztandarowy twórca Nowego Dziennikarstwa i Nurtu Gonzo, polegającego na łączeniu faktów i fikcji w relacji z wydarzeń. Nowe Dziennikarstwo znane jest z użycia scen zamiast narracji i dialogów w trzeciej osobie w mowie potocznej. Poza Tomem Wolfe pisał w tym stylu Truman Capote, Norman Mailer, Joan Didion i inni w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XX wieku. „Próba Kwasu w Elektrycznej Oranżadzie” jest w sensie formalnym reportażem i pierwszy raz wydana została w 1968 roku.
Książka jest połączeniem częściowej zbeletryzowanej biografii Kena Keseya z opowieścią o szalonych latach sześćdziesiątych w Ameryce, o hippisach, beatnikach, ideach, miejscach i ludziach, a zwłaszcza o nieradzących sobie z ówczesną rzeczywistością freakach.
Ken Kesey, amerykański pisarz związany początkowo, w latach pięćdziesiątych, z beatnikami, a następnie, w kolejnym dziesięcioleciu, z hippisami, był jednym z liderów, zapewne najbardziej charyzmatycznym, jednej z pierwszych komun hipisowskich, Merry Pranksters (Wesołe Zgrywusy, ewentualnie Happy Pranksters). Oczywiście był (bo zmarł w 2001 roku w Laytonville) także autorem kultowego „Lotu na kukułczym gniazdem”. „Czasem wielka chętka” lub „Pieśń żeglarzy”, to pozycje tegoż autora zdecydowanie mniej znane i popularne w Polsce. Co do Ameryki, to nie wiem. Zresztą „Lot nad kukułczym gniazdem” stał się głośny i powszechnie znany dzięki filmowi Miloša Formana pod tym samym tytułem, nagrodzonym kilkoma Oscarami, z Jackiem Nicholsonem w roli głównej. Moim zdaniem jest to jeden z bardzo niewielu przypadków, kiedy to film jest lepszy od książkowego oryginału, ale to już inna sprawa.
O Keseyu wiedziałem wtedy właściwie tylko tyle, że jest bardzo poważanym, trzydziestojednoletnim powieściopisarzem, w ciężkich tarapatach z powodu dragów. Napisał Lot nad kukułczym gniazdem (1962), z którego w 1963 roku zrobiono sztukę teatralną oraz Sometimes a Great Notion (1964). Zawsze wspominano go razem z Philipem Rothem, Josephem Hellerem, Bruce’em Jayem Friedmanem oraz paroma innymi, jako jednego z młodych pisarzy, którzy mogą daleko zajść. Był dwukrotnie aresztowany za posiadanie marihuany, w kwietniu 1965 oraz w styczniu 1966 roku, i uciekł do Meksyku z obawy przed surowym wyrokiem. Wyglądało na to, że za drugim razem mógł dostać aż pięć lat. Pewnego dnia przypadkowo wpadły mi w ręce listy, które Kesey napisał z Meksyku do swego przyjaciela Larry’ego McMurtry’ego, autora powieści Horseman, Pass By, na podstawie której nakręcono film Hud. Były szalone i ironiczne, w stylu pomiędzy Williamem Burroughsem a George’em Ade’em, opowiadały o kryjówkach, przebraniach, paranoi, ucieczkach przed glinami, paleniu jointów i poszukiwaniu satori w Szczurzych krainach Meksyku*.
„Próba Kwasu w Elektrycznej Oranżadzie” nie jest pełną biografią pisarza, bo zaczyna się, kiedy Ken Kesey zostaje warunkowo zwolniony z więzienia, gdzie siedział za narkotyki, i rozgrywa się, nie licząc dygresji, jakieś trzy tygodnie. Reporter, autor, który opowiada całą tę historię, wsiada do autokaru pomalowanego fluorescencyjnymi farbami Day-Glo w psychodeliczne wzory i kolory, i rusza wraz z gromadą hippisów, gdzieś przed siebie, w poszukiwaniu wolności, sensu życia i nowych stanów świadomości. Ten zwariowany wehikuł to partyzancki patrol ze strasznej krainy LSD*. W Archiwum Prankstersów podobno do dziś przechowywane są taśmy, dzienniki, listy, fotografie i 40 godzin filmu z wyprawy tym autobusem.
W książce pojawiają się, często tylko przelotnie, miejsca i ludzie, których rozpoznaję. Księgarnia City Lights w North Beach (główna kwatera Beat Generation), Haight-Ashbury, San Francisco, San Mateo, Kalifornia, Palo Alto; Andy Warhol, Paul Newman, Bob Dylan, Jack Kerouac… Jednak setki innych nie znam, nigdy o nich nie słyszałem. Jeśli ktoś jest podobny do Lois Jennings, Gretchen Fetchin albo Doris Delay, to ja nie wiem, jak wygląda, nie znam, nie rozumiem. I to jest słabością tej książki, jej poważnym mankamentem, ale tylko dla czytelnika zupełnie spoza tego czasu, tego środowiska, tej kultury.
Reasumując – wydaje mi się, że Tom Wolfe napisał świetną książkę… dla swoich. Dla ludzi, którzy uczestniczyli, jeśli nie w tych konkretnie wydarzeniach, to w ruchu w ogóle. Albo przynajmniej przez jakiś czas byli blisko. Dla pozostałych jest ona czytelna i zabawna mniej więcej tak, jak polski serial „Alternatywy 4” dla Papuasów.
---
* Tom Wolfe, „Próba Kwasu w Elektrycznej Oranżadzie”, przekład Richard Biały i Tomasz Tłuczkiewicz, wyd. Czarna Perła, 1995.