Po Czas honoru sięgałem pełen nadziei i dobrych chęci. Oglądałem, choć nie od pierwszych odcinków, serial w TV pod tym samym tytułem, który być może nie najwyższych lotów, na pewno był jednak dla mnie bardziej atrakcyjnym patrzydłem niż M jak miłość czy inne podobne produkcje. Liczyłem na to, iż w przypadku tej pięknie wydanej powieści po raz kolejny sprawdzi się reguła mówiąca, że książka zwykle jest lepsza niż film. Dodatkową zachętą było pochodzenie autora ze Świnoujścia, do którego to miasta mam wielki sentyment, co również wpływało na moje pozytywne prognozy co do lektury.
Powieść opowiada o losach Polaków w okresie II Wojny Światowej sięgając również wstecz do czasów ją poprzedzających. Główne postacie, powiązane ze sobą różnymi relacjami, po kapitulacji Polski trafiają w szeregi podziemia walczącego z hitlerowskim okupantem. Nie wszyscy są święci, zdarzają się również tacy, którzy kolaborują z kim się da.
Trzeba przyznać, iż powieść wciąga i czyta się ją świetnie; szybko i bezproblemowo. To chyba jest prawdziwą przyczyną zachwytów wielu osób. Podobnie jak to, iż jest ewidentnym pisaniem pod publiczkę; łechcącym naszą dumę i nie mającym niczego wspólnego z historią ani pisaniem o przeszłości. Wszyscy Niemcy i Rosjanie są źli, Francuzi to pacyfiści, a Anglicy to snoby. Tylko Polacy naprawdę palą się do walki i pewnie bez nich świat by zginął.
"Urzekła" mnie szczególnie scena, gdy główni bohaterowie, pełniący akurat służbę na Linii Maginota, w marcu lub wczesnym kwietniu 1940 wybierają się do pobliskich sadów po świeże owoce(!), a z kolei w połowie maja tego samego roku stwierdzają, iż owady jeszcze się nawet po zimie nie zbudziły!!! Naprawdę dawno nie miałem ręku powieści, której autor dałby tak jawny wyraz swej… Takie inteligentne niedomówienie, że zacytuję słowa Mistrza Kobuszewskiego (kabaret Dudek) z niezapomnianego skeczu Stanisława Tyma. Jak inteligentny czytelnik może twierdzić, iż Czas honoru jest powieścią wartościową, która cokolwiek mówi o wojnie i historii, nawet jeśli nie ma wiedzy, by skonfrontować powieść z dawną rzeczywistością, jeśli autor wykłada się na tak trywialnych tematach, które nawet poziom umysłowy dziecka z podstawówki pozwalałby ocenić właściwie?
Postacie drugoplanowe powieści są zarysowane wyraziście, ale niestety główne persony opowieści sprawiają wrażenie mocno uproszczonych, prawie komiksowych. Pada nawet stwierdzenie, iż nie mogą się już doczekać, by zacząć strzelać, jeśli nie do Niemców, to choćby do byle kogo. Z historią Czas honoru ma tyle wspólnego, co Czterej Pancerni i Pies, choć poziomem nawet się do tego ostatniego nie zbliżył, a różni je tylko kierunek ideologicznego przegięcia. W obu powieściach Niemcy to prawie debile. Szkoda tylko, że czytelnicy nie zauważają, iż stawiając w takim świetle Niemców, odbieramy godność tym, którzy od tych półmózgów ze swastykami brali baty na wszystkich frontach. Drażni mnie też natarczywe pokazywanie wszystkich czerwonych jako zdrajców i kanalii. To oni w końcu dali Polsce chyba najdłuższy w historii okres bez wojen i, z tego co wiem, to nie komuniści trzy razy z rzędu doprowadzili do rozbiorów państwa, które kiedyś było być może największą potęgą w Europie.
Wielka szkoda, że taki temat został potraktowany z podobnym brakiem wyczucia. Szkoda, gdyż Jarosław Sokół potrafił wpleść w swą powieść perełki autentycznego humoru, jak choćby scena sprzedaży płótna pędzla Kossaka w warszawskim getcie, a jego styl, choć daleki od Sienkiewiczowskiego, potrafi wciągnąć i sprawić, że nieostrożny czytelnik może z przyjemnością połknąć to w gruncie rzeczy dość grube tomisko. To ostatnie jest właśnie najgorsze. Nieuważny czytelnik porwany przez wartką akcję może nie zauważyć, iż jest to, o czym już pisałem, powieść nie dająca poza fałszywą dumą narodową niczego. Ani prawdy o wojnie, ani o życiu, ani o ludziach. Jest w moim odczuciu takim samym produktem propagandowym, jak wspomniani już Czterej Pancerni, tylko pisanym na zamówienie innych mecenasów i, tego już wybaczyć nie można, dużo słabszym pod wszystkimi względami. Mam wrażenie, iż powieść ustępuje nawet serialowi telewizyjnemu o tym samym tytule, w którym pewnie wiele niedociągnięć ucieka uwadze widza, który w przeciwieństwie do czytelnika nie może zwolnić, gdy potrzebuje bardziej wyostrzyć uwagę. Wszystko to napisałem ze szczerym żalem, gdyż mogło być naprawdę pięknie. A nie było…
Wasz Andrew