Ta-Nehisi Coates napisał „Między światem a mną” jako list do swojego nastoletniego syna, w którym objaśnia mu swoje spojrzenie na świat, życie, amerykańską wolność i kwestię rasizmu w amerykańskim społeczeństwie. To lektura pełna trudnych emocji, strachu o życie i gorzkiej analizy tego, jak traktowana jest czarna część społeczeństwa w Stanach Zjednoczonych.
Coates traktuje ciało jako ten element, na którym skupia się cały ból jednostek będących przedmiotem wyzysku, rasizmu, prześladowania, dyskryminacji. To każde pojedyncze ciało doświadczało katorżniczej pracy, głodu i przemocy fizycznej. Na tych ciałach budowano potęgę USA, to je poświęcono, by kraj teraz postrzegany był jako mekka wolności. Przytacza przy tym długi szereg morderstw dokonanych na czarnych ludziach przez policję, na ludziach niewinnych, którzy zazwyczaj znaleźli się w złym miejscu o złym czasie i stracili życie i to ciało z ręki ludzi powodowanych uprzedzeniami, strachem, czy też złą wolą.
Coates bardzo dużo pisze o strachu, któremu podporządkowane jest całe życie ludzi czarnoskórych w Stanach Zjednoczonych. Jest to strach konieczny do zachowania życia, bo śmierć może przyjść w najmniej spodziewanym momencie, o czym świadczą autentyczne przypadki przytaczane przez autora. Ten strach wpływa na całe życie, relacje rodzinne, przemoc i agresywne postawy młodych ludzi na ulicach, również na kluczowe decyzje życiowe, takie jak wybór uczelni.
Z drugiej strony autor stawia europejską wolność, która została zbudowana na innym wyzysku, a jednak bardziej przyjazną dla niego jako czarnoskórego. W Paryżu ten wszechobecny strach może nie tyle go opuszcza, co przestaje mieć podstawy. Raz wgrany do świadomości nie ustępuje, jednak, wobec braku realnego zagrożenia, staje się absurdalny.
Książka jest osobistym świadectwem odczuwanym emocji, związanych z koniecznością życia w niebezpiecznym miejscu, w którym za najmniejszy błąd można zapłacić najwyższą cenę. W miejscu, w którym zaprzecza się istnieniu problemu rasizmu, w którym nie ma rasistów.
Osobie niepodlegającej dyskryminacji książka może się wydawać przejaskrawiona i przesadzona, jednak przy odrobinie empatii i wyobraźni łatwo poczuć emocje, które towarzyszą ludziom wykorzystywanym od pokoleń, od pokoleń traktowanych z wyższością. Ten manifest daje wiele do myślenia. Pokazuje, jak głębokie są podziały rasowe w Stanach Zjednoczonych, jak ograniczają swobodę czarnoskórej części tego społeczeństwa.
Autor wydał w swoim eseju surową ocenę historii Stanów Zjednoczonych. Przytaczane przez niego przypadki odebrania życia lub godności niewinnym ludziom przez bezkarnych policjantów są wstrząsające i przerażające. Odkrywa inną twarz zawsze uśmiechniętej i gościnnej Ameryki – twarz nieludzką i opresyjną. Warto otworzyć na nią oczy.