Na tę książkę czekałam od dawna. Jeszcze w ubiegłym roku doszły mnie słuchy, że 14-sto letnia Anna Walczak wydała książkę. Gdy w Internecie zobaczyłam okładkę – zakochałam się. Książka musiała się znaleźć na mojej półce. Dlatego współpracę z Wydawnictwem Novae Res rozpoczęłam od tej pozycji.
Medison Carpen nie ma łatwego życia. Pochodzi z biednej rodziny mieszkającej w północnej Anglii, jako nastolatka została porzucona przez matkę i wówczas zaczął się jej horror – życie z maltretującym ją ojcem. W szkole nie było o wiele lepiej – przyjaciół nie miała, każdy patrzył na nią krzywym wzrokiem, chyba przede wszystkim ze względu na jej wiecznie poszarpane ubrania i obitą buzię. No i był jeszcze on, Daniel, który za nadrzędny cel obrał sobie zamianę jej i tak już strasznego życia w klęskę totalną. Ciągłe poniżanie, wyśmiewanie, ubliżanie sprawiły, że dziewczyna zupełnie zatraciła pewność siebie. Kilka lat później, za sprawą niezwykłego zbiegu okoliczności ich życia ponownie się ze sobą krzyżują. Daniel jest w podbramkowej sytuacji i jedynie Medison może wyciągnąć go z kłopotów, w które wpakował się na własne życzenie. Medison jest w niewiele lepszej sytuacji i jedynie pakt z diabłem, czyli właśnie Danielem, może wyprowadzić jej życie na prostą ścieżkę. Jak potoczą się ich losy? Tego już będziecie się musieli dowiedzieć sami, czytając Spaloną Różę Anny Walczak.
Myśl przewodnia tej książki zaliczana jest do kategorii ciężkich, o ile nie bardzo ciężkich. Stykamy się w niej z maltretowaniem – zarówno fizycznym jak i psychicznym. Autorka po dwóch stronach barykady stawia bohaterów, pałających do siebie wzajemną nienawiścią, ich rozmowy przesycone są pretensjami, cynizmem i złością. Z takiego układu nie może wyjść nic dobrego. No chyba, że coś się zmieni. Że któreś z nich, albo najlepiej oboje, zmienią swoje życie o 180 stopni. Ale czy to jest możliwe? Czy takie obopólne zmiany są w ogóle możliwe? Na to pytanie każdy musi odpowiedzieć samodzielnie.
Po tej lekturze na pewno muszę powiedzieć jedno. Gratuluje Annie Walczak. Gratuluje jej determinacji i zawziętości. Znam wiele nastolatek, które pragną napisać książkę. Jednak większości z nich nie udaje się dotrwać w tym zamiarze nawet do połowy fabuły. Annie udało się książkę skończyć, wysłać do wydawcy i co najważniejsze wydać. A to już znaczny sukces. To się chwali. Oczywiście książki nie mogę zaliczyć do fenomenalnych. Ale nie jest zła. Jak dla mnie książka znajduje się na półce wśród przeciętnie dobrych książek. Największym mankamentem wspomnianej lektury są dialogi, które delikatnie mówiąc kuleją, czuć w nich brak doświadczenia życiowego autorki. Ale nie można przecież wymagać od 14-stolatki wiedzy dorosłego człowieka. Na o wiele wyższym poziomie są opisy i przemyślenia głównych bohaterów. Brak w nich co prawda głębi, której zawsze poszukuje w książce, ale czy znajduję ją w każdej? Niestety nie. Jednak jak na pierwszą powieść tak młodej osoby, jest całkiem nieźle. Niestety pod koniec akcja zdecydowanie przyspiesza i wszystkie problemy bohaterów rozwiązane zostają w przeciągu zaledwie 40 stron. Jest to zagranie nieco bajkowe, ale na pewno przypadnie do gustu młodszej publiczności. Miejscami miałam również wrażenie, że autorka wpadła na dane rozwiązanie dopiero w trakcie pisania konkretnej sceny. Czasem więc szczegóły się gryzły i brak było pewnej logiki, ale źle nie było.
Książkę polecam chyba przede wszystkim nastoletniemu odbiorcy. Gdy sama byłam w podobnym wieku czytywała serię „Nie dla mamy, nie dla taty…”. Zachwycały mnie nagłe rozwiązania akcji i finałowy pocałunek pary, która przez całą książkę nie umiała się połączyć. Chyba każdy czasem ma ochotę na tego typu finał, prawda?
Książkę otrzymałam od wydawnictwa Novae Res