Chyba pierwszy raz mam tak, że książka wybrana do czytania z tematu, którego nie znam, a wydaje mi się nader interesujący, nie została przeze mnie w całości skonsumowana. Nie podołałam. W połowie książki stwierdziłam, że kosmologia to dla mnie ogrom abstrakcji, mimo ściśle naukowej kategoryzacji.
Sporo tu np. treści o wynikach badań Einsteina, który zapoczątkował rozwój kosmologii swoimi nadzwyczajnymi teoriami fizycznymi. Uważany za jednego z najważniejszych fizyków XX wieku, po prostu geniusz, sprawia, że czuję się taka “maluczka”, bo nie rozumiem, jak on to zrobił w dobie czasów, kiedy nie było tak rozwiniętych narzędzi technologicznych, jak dzisiaj (i tym samym namacalnych dowodów, sic!).
Gdzieś na początkowych kartach książki autorka Katie Mack pisze tak: “„Dziś jestem raczej teoretyczką, zapewne z korzyścią dla wszystkich. Nie prowadzę obserwacji ani eksperymentów, nie analizuję danych, choć niekiedy prognozuję, co mogą przynieść przyszłe obserwacje lub eksperymenty. Pracuję głównie w obszarze, który fizycy nazywają fenomenologią — to coś pomiędzy formułowaniem nowych teorii a ich testowaniem. Inaczej mówiąc, poszukuję nowych sposobów łączenia hipotez na temat struktury wszechświata, wynikających z fundamentalnych teorii fizycznych, z wynikami obserwacji astronomicznych oraz eksperymentów prowadzonych w laboratoriach fizycznych. Muszę ciągle się uczyć, by wiedzieć wszystko o wszystkim, co oznacza mnóstwo fajnej zabawy.”
Na pewno, zabawa przednia… Idziemy dalej za Wikipedią. Czymże jest fizyka fenomenologiczna, o której mowa wyżej? “Jest to dział fizyki zajmujący się opisem pewnych układów, nie wnikając w przyczyny zjawisk, jakie zachodzą ("dlaczego tak się dzieje"), tylko opisując układ szeregiem równań.”
Nie będę dalej cytować, bo mam z całym tematem problem. Książka “Koniec wszystkiego”, która wprowadza nas w możliwe scenariusze zakończenia żywota wszechświata, okrzyknięta jako całkiem zrozumiała dla laików, wcale taka być nie musi. Pamiętajmy, sporo tutaj teoretyzowania.
No właśnie. Kiedy mówimy o nauce, a kiedy jest to już fantazjowanie? Zaczęłam szukać i natrafiłam na bardzo ciekawą postać. Roger Penrose, emerytowany profesor - fizyk, matematyk i kosmolog, potwierdza, że świat nauki często popada w zachwyt nad nowymi, mało rzeczywistymi teoriami. Sceptycyzm, który powinien być domeną badaczy, w tym przypadku fizyków, gdzieś się ulatnia. Przykładem jest teoria strun bądź obiecujące wyniki badań w mechanice kwantowej niemające do końca potwierdzenia, że tak samo, jak w przypadku atomów będzie podobnie przy wielkich obiektach we wszechświecie.
Czarna magia, czarna dziura. To moje odczucia, co do książki. Nie znaczy, że skreślam ją z “życiorysu czytelnika”. Może jeszcze kosmologia zostanie wywrócona do góry nogami, a może wolę patrzeć przyziemnie tu i teraz na naszą biedną planetę, którą należałoby ochronić przed destrukcją człowieka, a nie zajmować się tak wielkimi rzeczami, jak śmierć wszechświata za kilka miliardów lat.
Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.