Czasem mnie coś poniesie do filozofów, a sporadyczne podszepty czegoś niecnego zaprowadzą w rejony teologii. W 2016 odbyło się jubileuszowe spotkanie filozofów w Krakowie. Przy okazji świętowano 80-te urodziny ks. Michała Hellera. Wystąpienia panelistów tej konferencji stanowią treść książki „Oblicza filozofii w nauce” pod redakcją Pawła Polaka, Janusza Mączki i Wojciecha Grygiela. Uczestnicy (filozofujący matematycy i fizycy oraz ‘rasowi’ filozofowie) w swoich esejach dotykali różnych aspektów tytułowej problematyki, zarówno w ujęciu historycznym, jak i współczesnym. Ponieważ całość spinała sylwetka Michała Hellera, to pojawiły się rozległe odniesienia do jego dociekań – styku filozofii i nauk ścisłych oraz matematyki. Choć nie wiem czy w Polsce można uprawiać filozofię naturalną, taką niegrawitującą do teologii, to na pewno dominujący w opiniowanym zbiorze aksjomat istnienia transcendencji wprowadził kilka metodologicznych kolein, które starał się nieco zniwelować jeden z uczestników konferencji. Trudno odnieść się do treści publikacji będącej ‘workiem’ z przekonaniami kilkunastu autorów, którzy analizują rozpatrywane zagadnienia od lat w swej pracy zawodowej. Całość lektury może być uznana za ciekawą, ale i za niezmiernie nudną, jeśli z nieodpowiednim nastawieniem przystąpi się do czytania. Sam boksowałem w tych koleinach od zaciekawienia, przez stanowcze stany negacji, kilka inspiracji, po znudzenie i potwierdzenie wcześniejszych obserwacji świata filozofii. Z całości własnych przemyśleń wybrałem kilka ciekawych tropów, trochę nowości dla mnie i przykłady niepokojących dla metody naukowej (takiej, jak sam ją rozumiem) technik argumentacji.
Ciekawych ogólnych obserwacji o sensie uprawiania matematyki dostarczył Bogdan Dembiński, który szukając trwałych składowych dziedzictwa greckiego, nakreślił problematykę źródeł matematyki w systemie wiedzy. Z kolei profesor matematyki Roman Duda przeniósł czytelnika w nowsze czasy, gdy nad teorią zbiorów i problemami teoriomnogościowymi zawisł tzw. aksjomat wyboru, jako ważne źródło kontrowersji o zasięgu ogólno-matematycznym z głębokimi implikacjami filozoficznymi. Nie wchodząc w szczegóły, profesor bardzo zgrabnie wytłumaczył fundamentalny problem matematyki – czy dla ‘gmachu królowej nauk’ nieskończoność ma być mglistym kresem, czy należy nadać jej status członka posiadanych operacyjnych fundamentów? Czy obiekt istnieje, jeśli wykaże się go wprost konstrukcją, czy wystarczy założenie braku jego sprzeczności z ustalonymi regułami? Przewijające się przez te spory tuzy matematyki francuskiej i niemieckiej (wojny ‘parysko-berlińskie’ sto lat temu prowadzono również na poziomie intelektualnego ) – Cantor, Borel, Lebesgu’e, Poincare, Hadamard, Hibert – nie rozwiązały sporu. Pozostał z tego okresu dominujący do dziś zestaw podstawowych zasad, aksjomatyzujacych zbiory, w wydaniu Zermelo-Fraenkla (ZF). Zdumiewa fakt, że reguły te sformułowano dopiero na pocz. XX wieku , a sam aksjomat wyboru, często do nich dołączany, dzieli społeczność. Choć cały wywód profesora wymaga znajomości kilku składowych języka wyższej matematyki, to podsumowujący filozoficzny namysł nad otwartymi pytaniami (o stopień zaufania do matematyki, o czystość zasad konstrukcji obiektów matematycznych, o sens i potrzebny stopień uzgodnienia antynomii i paradoksów ze ‘stabilnymi’ zasadami ustalonymi przez wieki testów na gruncie logiki, itd.) ma szansę przybliżyć wagą problematyki każdemu. Tylko nieco gorzej wypadł tekst kolejnego matematyka, profesora Romana Murawskiego. Stanowi on filozoficzny rys nietuzinkowego George’a Cantora - człowieka który doprowadził się na skraj szaleństwa analizując nieskończoność. Murawski bardzo ciekawie opisał istotę pracy Cantora, jego fiksacje na punkcie piękna różnych typów konstruowanych nieskończoności, które wyprzedzały rozmachem ówczesny świat, pozbawiony ówcześnie nawet solidnych ustaleń ZF. Przeczulenie na własnym punkcie i niezachwiana wiara w piękno zbudowanych nieskończoności, zaprowadziły Cantora w rejony czysto religijne. Murawski bardzo wnikliwie analizuje systematyczną ‘teologizację’ Cantorowskich struktur matematycznych, prowadzących ich autora do Absolutu. Ideowym kontynuatorem wydaje się być tu prof. Michał Heller. Cała opowieść o Cantorze z załamaniami nerwowymi i zaburzeniami osobowości, pozostając w niedopowiedzeniu, pozwala czytelnikowi na sporo spekulacji. Jako bez-konfesyjny pół- Żyd wychowany w duchu protestantyzmu, ukojenie znalazł u katolików. Przechodząc długą drogę od czystej abstrakcji (pięknych i fundamentalnie potrzebnych matematyce konstrukcji) do rozszerzającego teoriomnogościowe twierdzenia na transcendencję dywagacji, Cantor reprezentuje model specyficznej przemiany światopoglądowo-intelektualnej.
Problemy filozoficzne matematyki stanowią jeszcze istotę tekstów profesorów Stanisława Krajewskiego i Zdzisława Pogody. Pierwszy postarał się prostym ujęciem przybliżyć matematyczne rozumienie złożoności struktury logiki, szukając przy okazji ciekawych analogii językowych. Pada tu kilka ciekawych zdań o transgresji od istoty języka kwantyfikatorów do ‘języka naturalnego’ badanego przez nauki humanistyczne. Profesor rozczulił mnie przy okazji pięknym, choć zbyt często wypieranym, stwierdzeniem o sednie uprawiania matematyki:
„(…) dowodzenie na podstawie tej definicji, że konkretna funkcja jest rekurencyjna, jest żmudne i może być trudne. Gdy natomiast nabędziemy orientacji w tej dziedzinie, zrozumiemy, że każda funkcja, która jest w luźnym sensie efektywnie (mechanicznie) obliczalna, jest rekurencyjna. Nie musimy się silić na wymyślanie dowodu, że tak istotnie jest, bo sprawa jest wystarczająco oczywista. Żeby to potraktować nie na wiarę, czyli tak, że zawierzamy ekspertom, a wiedzieć o tym samemu w sposób ekspercki, musimy osobiście pracowicie przerobić dostatecznie wiele przykładów i właśnie udowodnić krok po kroku (…)”
Nie chodzi o rekurencje (czymkolwiek one są), ale o ‘nagą prawdę’ – w matematyce istnieje wyraźna granica między ‘wiedzieć coś’ a ‘rozumieć’. Przejście w drugi stan wymaga ćwiczeń – zmierzenia się z matematyką, a nie tylko z opowieścią o niej. W tym niemiłym fakcie tkwi chyba główny czynnik odrzucania tej nauki przez większość w społeczeństwach - na wejściu (w szkole) wynika z niezrozumienia tego faktu i niestety na wyjściu (w życiu dorosłym) niezrozumieniem pozostaje. Z kolei profesor Pogoda, zgłębiający zawodowo geometrię (i topologię, jako jej współczesne uogólnienie) postawił kilka matematycznych pytań o kształt kosmologicznej rzeczywistości. Analizując ograniczenia modeli, prowadzi dość zaawansowane językowo rozważania. Niewiele tu filozofii, choć struktura tekstu (pozbawiona symboli matematycznych) może zwodzić nieco czytelnika. Trudny w odbiorze artykuł.
Większość pozostałych autorów skupia się na filozofii przyrody, głównie w odniesieniu do fizyki, a raczej do jej filozoficznej interpretacji. Częściej pojawia się tu też prof. Heller jako punkt odniesienia. Profesor Leszek Sokołowski zwrócił uwagę, w dość ogólnikowych rozważaniach, na konsekwencje bogactwa modeli matematycznych rzutowanych z przesadną atencją przez fizyków na strukturę ich nauki, prowadzącą do zamętu ideowego i wypłukiwania zbioru jej atutów z kluczowego empiryzmu. Bardzo ważne to słowa, choć niezbyt odkrywcze. Sam jednak jednocześnie doprowadził chyba do absurdu zaproponowany konstrukt myślowy, w którym wrzucając do czarnej dziury Kerra (obracającej się, ale bez ładunku) jeden elektron (czyniący z niej formalnie naładowaną czarną dziurę, którą opisuje się już jako model Reissnera-Nordströma), zbudował analogię z czystym pojęciem matematycznym – rozszerzeniem analitycznym. Chyba nie zrozumiałem tu przesłania autora, bo wyszła mi z tego niekonsekwencja. Z kolei Michał Eckstein dość ciekawym wstępem zasygnalizował jeden z niewielu obszarów fizyki, który według mnie filozofia może z powodzeniem eksplorować. Chodzi o trójskładnikowość metodologii tworzącej fizykę:
„Metoda matematyczno-empiryczna opiera się na 3 filarach: wynikach empirycznych, fizycznym modelu i matematycznej strukturze. Wyodrębniłem tutaj warstwę fizyczną, aby podkreślić wagę interpretacji w procesie konstrukcji i stosowania danej teorii. Stanowi ona pomost pomiędzy matematyczną strukturą teorii, nierzadko wysoce abstrakcyjną, a „nagimi” wynikami pomiarów. Oczywiście, te trzy filary metody nie są niezależne i tylko razem tworzą spójną całość.”
Analizując zbyt eksploatowaną w fizyce zasadę korespondencji, chciałby rozszerzyć standardową dziś metodologię badań fizykalnych o nieokreśloną jeszcze regułę, która pozwoliłaby empiryczny filar wzmocnić dla dobra całej fizyki. Poprzedzające jednak te wnioski przykłady (z kosmologii, mechaniki kwantowej) wydały mi się u Ecksteina niedopracowane o tyle, że zabrakło w nich odpowiedniego akcentowania istoty ‘zgrzytu’ między filarami.
Tekst filozofa Mieszka Tałasiewicza to właściwie moje jedno wielkie NIE: dla wybiórczego potraktowania przekonań fizyka-kognitywisty Ducha, dla intelektualnych skrótów i aksjomatyzacji tez teistycznych, które mogą być co najwyżej roboczymi hipotezami, dla nienaukowej dogmatyzacji własnej wiary (która zgodnie z przekonaniami jubilata Hellera bywa składnikiem tzw. teologii naturalnej). Jedyna ciekawa obserwacja filozofa dotyczy faktu wykorzystywania tych samych argumentów zarówno przez ateistów jak i teistów do obrony własnych przeciwstawnych sądów! Widać, mamy w tej materii poplątanie na wielu poziomach (semantyki, logiki, epistemologii i oczywiście aksjologii). Niestety Tałasiewicz nie zrobił z tego faktu ciekawego rozwinięcia. Ostatni esej Wojciecha Grygiela, stanowi właściwie streszczenie kluczowych myśli teologicznych i naukowo-filozoficznych Hellera. Przywołując kolejne koncepcje księdza profesora, Grygiel dość przewidywalnie podąża za jego argumentacją. Objawienie jako rozszerzenie racjonalności, nieskuteczna argumentacja na rzecz absolutyzacji (uniezależnienia od antropomorfizacji) języka teologii, wielkie kwantyfikatory wobec jednej z setek religii (tej własnej), budowanie wątpliwej aksjologii na pojęciach nieoperacyjnych naukowo (cel, sens, racje). Od filozofii nauki oczekiwałbym większego uniwersalizmu, krytycyzmu rugującego dogmaty (a przynajmniej sprowadzenia ich do hipotezy, a najlepiej omijania ich szerokim łukiem, szczególnie gdy z perspektywy filozofii nauki niechrześcijańskiej popadłoby się w herezję). Grygiel popełnił sporo nieakceptowanych dla mnie fauli jeśli chodzi o jego komentarze do filozofii fizyki. Szkoda, że dość inspirujący zbiór zakończył nie najlepszy tekst.
Zdecydowanie na osobne potraktowanie zasługuje tekst Jana Wolańskiego, który systematycznie przedyskutował pojecie ‘naturalizm’. Z przyjemnością przechodziło się między spójnymi wewnętrznie kolejnymi zdaniami. W pewnym jednak momencie (tak w okolicy rozważania modalności) profesor z logicznymi wywodami przeszedł na zbyt wysoki poziom abstrakcji. Wcześniejsze argumenty broniące naturalizmu, stanowią wciąż solidny atut eseju. Co prawda w przeglądzie kluczowych postaw antynaturalistów nie zgadzam się z dość autorytatywnym przypisaniem platońskiemu światu matematyki ‘poza-czasoprzestrzenności’:
„Argument drugi dotyczy naturalistycznej interpretacji nauk formalnych, tj. matematyki i logiki. Jej krytyka wspiera się na platonizmie jako ontologicznej teorii świata bytów matematycznych – przedmiotów abstrakcyjnych, zwykle traktowanych jako uniwersalia (w sensie sporu realizmu z nominalizmem), istniejących poza czasem i przestrzenią. Platonizm matematyczny jest oczywiście antynaturalizmem, chociażby z uwagi na odmówienie obiektom matematycznym czasoprzestrzenności. Takie traktowanie ontologii matematyki jest silnie ugruntowane z uwagi na atrybuty przypisywane zbiorom, liczbom, funkcjom, przestrzeniom i innym obiektom badanym przez matematykę.”
Nie wiem co by powiedział Woleński chociażby na koncepcje Juliana Barboura, który najbardziej elementarnej tkanki czasowej szuka w czysto geometrycznej zmienności struktur platońskich (*).
Nie ma sposobu na pełne odniesienie się do wszystkich ważnych kwestii poruszanych w zbiorze „Oblicza filozofii w nauce”. Książka jest z oczywistych względów nierówna, jak tylko może być kompilacja różnych tekstów napisanych przez przedstawicieli obszernych nauk i światopoglądów. Nie za bardzo wyłapałem myśl przewodnią (poza oczywistym wspólnym mianownikiem w postaci Hellera) tej pokonferencyjnej publikacji. Mój główny ogólny zarzut wynika z faktu, że byłem w stanie stwierdzić, na podstawie struktury argumentacji, czy konkretny autor to osoba duchowna. Jest to o tyle niepokojące, że przedmiotem grupowego rozważania myślicieli była filozofia nauki, a nie namysł filozoficzny nad strukturą religii. Autorzy niepomni zasady, że o Bogu własnej wiary nie wiedzą nic, poza swoją wiarą, zamieszczali mniej lub bardziej świadomie dość zasadne hipotezy teologiczne (bo wiara człowieka wynika z reguły z egzystencjalnych potrzeb), które jednak rezydują w innym magisterium. Czymś zupełnie innym jest właściwie brak dyskutantów niepodzielających tezy o istnieniu harmonii między nauką a teologią (z filozofią, która wchodząc w interakcje z tymi systemami może dodatkowo deformować całość struktury poznawczej). Woleński wypadł tu jako ktoś z boku, trochę dokooptowany (na przykład w podsumowaniu zabrakło abstraktu z jego tekstu). Ostatecznie filozofia boryka się z problemem implementowania solidnej dawki semantycznego dodatku. W przypadku filozofii literatury, to istota argumentacji. Jednak w obliczu filozofowania o naukach przyrodniczych taki kontekstualny element stanowi dodatkową komplikację do i tak zawiłej materii. Stąd nieodmiennie filozofię umiejscawiam współcześnie w roli źródła dostępnych człowiekowi idei i ważnych dla nas etyczno-aksjologicznych składowych egzystencjalnych. W przypadku nauk podstawowych i przyrodniczych pozostaje marginesem (dla większości zawodowo uprawiających te nauki).
Powracając do początku mojej opinii. Książka nie dla każdego. Powyżej starałem się oddać dynamikę tekstów, zakres tematyczny, punkty kluczowe i trochę odwzorować proporcje akcentów i światopoglądów w całym obrazie pokonferencyjnego zbioru. Ostateczna ocena będzie konsekwencją stopnia mojej satysfakcji z lektury (mogę się z kimś nie zgadzać, ale jeśli zmusił mnie do myślenia, to dobrze – nawet jeśli kompletnie inaczej uważam; jeśli zmieniłem zdanie – to bardzo dobrze). Kilka zastanawiających kwestii wyłapałem. Nie było jednak przewartościowania struktury budującej mój obraz rzeczywistości. Bardzo dobrze oceniam spore fragmenty filozofii matematyki, słabo filozofię przyrody (fizyki, chemii i biologii), a rozważania ogólne z filozofii nauki obfitowały u mnie w skrajne emocje.
DOSTATECZNE – 6/10
=======
* Julian Barbour: „Koniec czasu. Nowa rewolucja w fizyce” CCP 2018; „Nowa teoria czasu. Punkt Janusa” CCP 2021