Ufff… Zdążyłam przed gwiazdką! Na szczęście…
Nie planowałam przed świętami sięgać już po propozycje dla najmłodszych. Dokonawszy podsumowania moich tegorocznych odkryć na rynku literatury dziecięcej, zaproponowałam Wam sześć prawdziwych w moim odczuciu perełek. Pozostałe miały czekać na półce na swoją kolej, a ja miałam dokończyć książkę, którą aktualnie czytam i zająć się nowościami przeznaczonymi dla starszego wiekiem pokolenia Czytelników. I wtedy przyszła paczka. Duża, a przecież nie spodziewałam się aż tylu książek przed Bożym Narodzeniem. Otworzyłam i już wiedziałam, że się nie powstrzymam. Cała reszta musiała poczekać, bo przyszedł do mnie „Lot Osvalda”! On też miał czekać spokojnie, aż przyjdzie jego kolej, by wziąć go w swoje ręce, ale trafił w mój słaby punkt – uwielbiam, gdy książka przyciągnie mnie do siebie czymś nietypowym – kolorystyką, ilustracjami, formatem. Choć wcześniej tego nie sprawdziłam, ta zaskoczyła mnie wszystkimi z wymienionych rzeczy! Aż chciałoby się sięgnąć po linijkę, żeby zmierzyć ogrom szczęścia… Zamiast tego w trybie natychmiastowym zaczęłam czytać. I teraz trochę o tym, co w środku, bo przecież nie wszyscy z Was są tak wrażliwi na punkcie okładki i innych „detali”.
Osvaldo mieszka w niewielkim pokoiku jedynie ze swoim przyjacielem – ptaszkiem Fiu-Fiu, który umila mu poranki i powroty z pracy radosnym śpiewem. Pewnego dnia ptaszek milknie, wyglądając na smutnego. Osvaldo dwoi się i troi, by poprawić mu humor, jednak na próżno. Aż nagle, wskutek wizyty w tajemniczym sklepie, Fiu-Fiu opuszcza swoją klatkę i odlatuje w przestworza. Biedny Osvaldo dopiero teraz dostrzega, jak bardzo jest samotny. Wyrusza na poszukiwania przyjaciela do dżungli, takiej, która w książce zajmie aż cztery wielkie stronice (dwie rozkładane)! Czy odnajdzie swojego kompana? A może w końcu zacznie dostrzegać, że wokół niego są także inni ludzie?
To opowieść o samotności, potrzebie wolności i niedostrzeganiu tego, co dzieje się tuż obok, tuż przed naszymi oczyma. Historia opowiedziana pięknymi słowami i jeszcze piękniejszym obrazem – połączeniem zieleni, bieli i czerwieni. Czy barwy są tu przypadkowe? Zieleń – to ponoć kolor osób, które są bardzo zmęczone wewnętrznie i potrzebują uporządkować chaos myśli i emocji. Czerwień – ognista, żywa, wzywa do działania. I na koniec biel – niczym czysta karta, którą bohater może zapisać, czym tylko chce…
Ufff… Zdążyłam przed gwiazdką! Na szczęście… Bo jeśli dzięki tej recenzji chociaż jedno dziecko więcej znajdzie pod choinkę tę książkę, to dla uśmiechu, który pojawi się na jego twarzyczce, warto było się spieszyć!