Crescendo recenzja

Jedną z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie premier książkowych roku 2011 było przede wszystkim "Crescendo". Pierwsza część, "Szeptem", bardzo mi się spodobała, więc niemal rok z utęsknieniem wyczekiwałam (bardzo niecierpliwie) na premierę drugiej części cyklu Becki Fitzpatrick.



Zaczynają się wakacje. Nora jest święcie przekonana, że te dwa miesiące będzie mogła w większości przeznaczyć swojemu chłopakowi, a zarazem aniołowi stróżowi, Patchowi. Jednak bardzo szybko ich związek zaczyna się psuć. Patch coraz bardziej oddala się od Nory, a zbliża do... Marcie Millar, największego wroga nastolatki. Dziewczyna jest zdruzgotana. Myśli, że nic gorszego nie może jej spotkać. A jednak... myli się. Skrywane sekrety, nowi wrogowie i znajomi (wobec których trzeba być bardzo ostrożnym...), a także niewyjaśniona śmierć ojca Nory to tylko część kłopotów dziewczyny. Zwłaszcza, jeśli w to ostatnie wydaje się być zamieszany jej anioł stróż.



W porównaniu do poprzedniej części, w "Crescendo" o wiele więcej się dzieje. Becca Fitzpatrick z pewnością mnie nie zawiodła. Przeczytałam tę książkę jednym tchem. Zakończenie było zaskakujące, ponieważ nie tego się spodziewałam. Wszystko było już w porządku, a tu taka niespodzianka! Teraz nie pozostaje mi nic innego, jak znów czekać na kolejną część cyklu, którą przyjdzie mi przeczytać pewnie dopiero w przyszłym roku.



Dlaczego druga powieść Becki Fitzpatrick tak bardzo mi się spodobała? Z pewnością z powodu dużej ilości akcji. Ciągle coś się działo, ale nie w sposób wymuszony czy nienaturalny. Poza tym dużo było przyjaciółki Nory, Vee, którą bardzo lubię. Dzięki niej często miałam uśmiech na ustach. Było również wiele zabawnych scen, przy których nie można się było nie śmiać;)



Naprawdę polecam. Wydaje mi się, że ci, którym spodobało się "Szeptem", spodoba się również "Crescendo". Wszystkich, którzy jeszcze nie czytali, zachęcam do lektury... a mi nie pozostaje nic innego, jak zacząć odliczać dni do premiery trzeciej, a zarazem ostatniej części serii:)