Czy odważylibyście się wejść do baraku, w którym przetrzymywany jest samochód znikąd? Samochód, którego właściciel po prostu zniknął. Buick, który rządzi się własnymi prawami i jest niebezpieczny. Nie wiadomo, kiedy zaatakuje, nie wiadomo, co oznacza jego "zachowanie", nie wiadomo, czym jeszcze zaskoczy i czym w końcu się okaże. Ani nasze zmysły ani nasz rozum nie może nam pomóc, stoimy na skraju naszej wiedzy i możliwości objaśniania, kręcimy się w kółko w naszych podejrzeniach. Jedna nierozwikłana, nieprzewidywalna zagadka, która fascynuje i przeraża. Zagadka z przeszłości, która została poruszona przez Neda, chłopca, którego ojciec policjant zginął tragicznie.
"Myślę, że tak właśnie reagujemy, kiedy stajemy twarzą w twarz z prawdziwym, niekłamanym nieznanym - gdy dostrzegamy mgnienie tego miejsca, w którym zatrzymuje się znany nam wszechświat i zaczyna się prawdziwa otchłań"
Obawiałam się powtórki z rozrywki, czyli podobieństwa do wydanej wcześniej Christine, lecz na całe szczęście moje obawy okazały się nietrafione. Buick był o wiele bardziej niepokojącym samochodem niż Playmuth Fury, zarówno w zakresie swoich cech (jak to brzmi) i oddziaływania na ludzką fizyczność i psychikę. Christine miała jeden cel, natomiast buick? Ciągle coś mnie w nim zaskakiwało. Był dla mnie tykającą zegarową bombą bez licznika... King nie odkrył od razu wszystkich kart, ale stopniowo, rozdział po rozdziale, wykładał je czytelnikowi i to w dodatku tak, że ciągle brakowało jakieś karty w układzie. Czym tak naprawdę jest samochód, posiadający szklaną rurę wydechową, wyzerowany przebieg, nie mający silnika, czyli nie mający prawa się poruszać i od czasu do czasu straszący ludzi swoimi wyładowaniami elektrycznymi? A regeneruje się szybciej niż jaszczurka i nie nosi żadnych śladów użytkowania.W dodatku jest produktywny, bo...ciii, bo jeszcze za dużo powiem. W każdym razie moje odczucia idealnie opisuje cytat: "Ja pierniczę, no COŚ TAKIEGO!".
Przyznam, że owe wyładowania elektryczne, które widać już na okładce, wydawały mi się spektakularną przesadą i skutkiem spuszczenia ze smyczy wyobraźni autora, więc z niecierpliwością czekałam na inne niespodzianki, mniej widowiskowe, bardziej...stonowane? Jednak dziwacznego buicka nic nie powstrzymało, a ja miałam szerzej niż zwykle otwarte oczy. Christine w porównaniu z nim to mało wymyślne spokojne cacko, a buick to wybuchowa mieszanka fantazji Kinga. Koszmarnej i niekiedy obrzydliwej. Groźnej i kompletnie nieprzewidywalnej, utrzymującej w stanie niepokoju wynikającego z niewiedzy i soczystych niespodzianek. Owe soczyste niespodzianki były dla mnie zbyt efekciarskie, trochę groteskowe, i niestety drażniły moją czułą wyobraźnię, ale dało się do nich przywyknąć. Ale nawet po dłuższym czasie nie dało się nie odczuwać przerażenia, uczucia obrzydzenia i sparaliżowanego żołądka. Gdybym była bohaterką tej książki, na palcach jednej ręki bym nie dała rady policzyć, ile razy zemdlałabym ze strachu przy buicku.
Konstrukcja książki jest intrygująca - naprzemiennie dowiadywałam się o wydarzeniach z przeszłości w trakcie opowieści w niewielkim gronie w teraźniejszości. Rozdziały zatytułowane odpowiednio WTEDY i DZIŚ: (imię opowiadającego) tworzyły znakomite skoki czasowe. Na myśl przyszła mi konstrukcja "To", w której zwłaszcza pod koniec wydarzenia z kiedyś i z dziś przeplatały się ze sobą, ostatecznie dopasowując i spajając elementy. Pod tym względem "Buick 8" podobał mi się bardziej niż "Christine".
Na temat gawędziarskiego stylu pisania Kinga pieję z zachwytu za każdym razem, więc teraz nie będzie inaczej. King nie potrzebuje wyszukanego słownictwa czy jakiejś patetyczności, aby zachwycić czytelnika, uwielbiam go za błyskotliwość, oryginalność dygresji i jednoczesną łatwość w odbiorze. Ten styl uwiarygodnia niezwykłe historie, zbliża do bohaterów, zaskakuje błyskotliwością porównań i wtrąceniami, czuje się jego lekkość i sprawność, jak gdyby słowa same układały się pod ręką autora, były nieskończonym, bogatym zbiorem w jego głowie. Miałam wrażenie, że siedzę cicho w kącie obok bohaterów i słucham tej niesamowitej historii, a moje serce bije nieregularnym rytmem i tylko myślę "Chciałabym umieć tak opowiadać".
Nie potrafię zrozumieć niskich ocen spowodowanych argumentacją typu "nuda". W którym momencie, proszę państwa? Powieść klasyfikuję jako bardzo dobrą, nie najlepszą ani pretendującą do wyśmienitych z tych książek Kinga, które czytałam, lecz nie nudziłam się ani chwili. Buick nie potrzebuje żwawej akcji, on sam jest tą akcją. Jego obecność, nadnaturalność i przewrotne opowieści z różnych punktów widzenia to wystarczający powód do ciągłego niepokoju i do skręcania w środku z ciekawości. King stworzył ciekawe grono niepokojących "opowiadaczy", w przeszłości lubił wybiegać na momencik w ich przyszłość lub wkraczał w prywatne życie i te wszystkie historie razem ze sobą zgrał. Grono tak różnorodne, a jednak tak spójne, aż można się z nim mentalnie zaprzyjaźnić. Nie miałam wrażenia, że któraś postać odstaje od reszty, a jej bliższa charakterystyka jest niepotrzebna. Zresztą chyba przyzwyczaiłam się już do wnikania w każdego bohatera po tylu dziełach Mistrza, więc byłabym wręcz urażona faktem, gdyby zostawił ich na uboczu jako niezgłębione sylwetki. Każda dostała swoje "5 minut", swój głos w dyskusji i osobny rozdział. Każda wypowiadała się inaczej, odczuwała silniej lub słabiej, była świadkiem wydarzeń pozostawiających ślad na psychice, bała się do szpiku kości lub przynajmniej próbowała udawać twardziela.
Ja nawet nie próbowałam.