Reba Adams to z pozoru zadowolona ze swojego życia kobieta: ma wspaniałego narzeczonego, który skoczyłby za nią w ogień; pracuje w lokalnej gazecie, gdzie może ukazać swój talent dziennikarski. Tylko co z tego, skoro data ślubu nie jest jeszcze zaplanowana, a Reba myśli o rozwijaniu się i pracy w bardziej renomowanym piśmie, przez co wysyła dziesiątki CV.
Tuż przed świętami kobieta otrzymuje zadanie zebrać materiał do felietonu o tematyce Bożonarodzeniowej. Jej celem staje się niemiecka piekarnia „U Elsie”, gdzie poznaje samą założycielkę i jej córkę. Reba wykonuje swoją pracę, jednak nie spodziewała się tego, że będzie częstszym gościem tego lokalu.
Podczas wywiadu dochodzi do trudnego powrotu w przeszłość, a bolesne wspomnienia utwierdzają kobiety, iż, mimo różnicy wieku, obie muszą stanąć twarzą w twarz z koszmarami i znaleźć w sobie odwagę, by wybaczyć.
Przyznam szczerze, że ta książka nigdy nie trafiłaby w moje ręce, gdyby nie pewien konkurs, dzięki któremu jestem dumną posiadaczką jednego egzemplarza „Córki piekarza”. Zauroczona okładką oraz zaintrygowana opisem nie zbaczałam na to, iż lada moment mam egzaminy semestralne, przez co powinnam odłożyć lekturę i ślęczeć nad zeszytami. Gdy tylko przeczytałam prolog to już wiedziałam, że lada moment pochłonie mnie historia, która na długie lata zapadnie w mojej pamięci.
„Wcześniej w życiu nauczyłam się, że umarli nie ocalą żywych. Mogą to zrobić tylko żywi. Dopóki jest życie, jest nadzieja.”
Akcja powieści toczy się dwutorowo. Współczesne El Paso w stanie Teksas zostało zestawione z sennym Garmisch w Niemczech w ostatnim roku trwania II wojny światowej i czasów powojennych. Takie połączenie wydaje się być niepoprawne, no bo jak można łączyć czasy współczesne z tak okropnym wydarzeniem. Autorka jednak ukazuje nam, że można, a całość intryguje czytelnika, a także wprowadza nutę przerażenia i strachu.
Zestawienie młodej i niepewnej swej przyszłości Reby z doświadczoną przez los i bogatą w życiowe doświadczenie Elsie również mogłoby się wydawać strzałem w kolano, jednak mimo ogromnej różnicy wieku i charakterów obie panie mają bolesne doświadczenia i tak samo muszą stanąć twarzą w twarz z przeszłością, by móc zapomnieć o cierpieniu i odkryć w sobie odwagę, by umieć wybaczyć.
Obydwie bohaterki zyskały moją sympatię, jednak to Elsie zagarnęła jej nieco więcej. Możliwe, iż to ma coś wspólnego z tym, że mogłam obserwować, jak z młodej i naiwnej dziewczynki staje się poważną i rozsądniej myślącą kobietą, która nie boi się spojrzeć rzeczywistości w oczy. Mimo zagrożenia swojego życia i swej rodziny przygarnęła ona młodego Żyda, ratując go przed pewną śmiercią. Taka postawa kosztowała ją wiele nerwów i tajemnic, jednak pokazała, iż nie każdy Niemiec musi być tym złym. Natomiast Reba wydawała mi się momentami lekkomyślna i egoistyczna. Miewała również momenty, gdy jej mózg przestawał pracować, a wtedy jej zachowanie odbiegało od norm, jakie zostały przewidziane komuś, kto myśli o rozwijaniu swej kariery w dziennikarstwie czy o zamążpójściu.
„Musimy przestać się bać cieni i uświadomić sobie, że świat składa się z odcieni szarości, ze światła i ciemności. Nie ma jednego bez drugiego.”
Autorka ma przyjemny styl pisania, który pozwala się rozkoszować lekturą. Opisy miejsc czy ludzi są tak realistyczne, iż jesteśmy w stanie wyobrazić sobie, że jesteśmy wewnątrz akcji i możemy ją obserwować na własne oczy. W „Córce piekarza” mamy do czynienia z narracją trzecioosobową oraz z retrospekcją zdarzeń, dzięki czemu poznajemy losy jednej z głównych bohaterek. Owszem, takie przeplatanie czasów może wytrącić z równowagi, lecz z czasem można się do tego przyzwyczaić.
„Córka piekarza” pokazuje nam, że nieważne, jak bardzo dostajemy od życia po twarzy, lecz ważne jest to, iż trzeba po tym otrzeźwieć i brnąć do przodu. Nie wolno pozwolić, aby przeszłość zasłaniała nam oczy. Autorka także, poprzez książkę, pragnie przekazać, iż ocenianie ludzi stereotypowo może wywołać sporo zamieszania. Ci, co oceniają książki po okładce dobrze wiedzą, że rozczarowanie pozostawia gorzki smak na języku i nieprzyjemną szramę w pamięci.
Przyjemnym dodatkiem są przepisy umieszczone na kilku ostatnich stronach. Jeżeli ktoś z was uwielbia piec i wychodzi mu to bardzo dobrze to ogromnie zachęcam do zerknięcia również na nie. Ja mam dwie lewe ręce w kuchni, więc wolę pozostać na wyobrażaniu sobie tych cud, bo nie widzi mi się wzywanie straży pożarnej i późniejszy remont. :)
Podsumowując:
„Córka piekarza” została naszpikowana sporą dawką emocji, która pozytywnie wpływa na czytelnika. Połączenie obyczajowości z dozą historii tworzy apetyczną mieszankę, a tuż po jej skosztowaniu chce się więcej takich wypieków.
Serdecznie polecam! Książka warta zasmakowania!