„Jeśli dwie poranione osoby spróbują uratować się wzajemnie, zaufają sobie i powierzą sobie swoje sekrety, dzieląc się nimi i niosąc się wzajemnie, by ulżyć sobie w wędrówce po odkupienie, być może mają szansę wyjść z tego cało”.
Julia Biel trafia na moją listę autorów, po których książki sięgam w ciemno i mimo że autorka pisze młodzieżówki, to są genialne.
Everlee ucieka na drugi koniec Ameryki po tym, jak wszystko straciła, a lokalna społeczność sama postanowiła ją osądzić. Nowe miasto, nowe imię, więc i nowa czysta karta, a projekt „Beztroskie Życie Studenckie” miał sprawić, że zapomni o bolesnej przeszłości. Jednak nie wszystko okazało się takie łatwe. Lee wpadła w oko niezwykle przystojnemu i utalentowanemu futboliście, Maverickowi. Dodatkowo chłopak w dobrze skrywanym cierpieniu w oczach widzi cień swojego odbicia, dlatego chce jej pomóc. Dziewczyna jednak początkowo nie jest przekonana co do tego, jednak może los szykuje dla niej w końcu coś dobrego? Jednak przeszłość zawsze wraca i robi w to w najmniej odpowiednim momencie. Przed czym tak ucieka Everlee? Co napawa ją tak wielkim strachem, że dziewczyna boi się zaufać komukolwiek? Jaka tragedia spotkała Mavericka? Czy tej dwójce jest pisany happy end?
Zacznę od tego, że przez większość książki nie wiemy do końca, co się stało. Autorka stopniowo odkrywa karty, a ta nuta tajemniczości bez wątpienia przyczynia się do tego, że nie można się oderwać od tej książki. Kolejnym powodem są bohaterowie, którzy są dobrze wykreowani. Śmiem już twierdzić, że Ella i Jonasz z „To Nie Jest, Do Diabła, Love Story” mają groźnych konkurentów. Everlee i Maverick pod pewnym względem są tak różni, ale jednocześnie stworzeni dla siebie i łączy ich trauma z przeszłości, która bezsprzecznie zmieniła ich w każdym słowa znaczeniu. Lee poznajemy jako ostrożną, nieufną i lekko zamkniętą w sobie dziewczynę. Bez dwóch zdań to, co ją spotkało było tragedią i dziewczyna do dziś ma traumę, jednak chce spróbować dalej żyć, dlatego przeprowadzka dziesięć stanów dalej miała być początkiem „lepszego” życia, jednak wspomnienia przeszłości czasem sprawiają, że dziewczyna cofa się kilka kroków do tyłu. I właśnie tutaj z pomocą przychodzi Maverick, który momentami ciągnie ją za rękę do przodu. Mave jest po prostu cudowny. „Był inteligentny, utalentowany, konkretny, romantyczny i wyglądał jak ucieleśnienie wszystkich dziewczęcych marzeń”. Widać, że mu na niej zależy i dając jej coś, czego normalny facet nie dałbym żadnej kobiecie, której nie ufałby najbardziej na świecie, jest wystarczającym dowodem na to. Postanowił za wszelką cenę pomóc dziewczynie, chciał ją uratować. Nie powstrzymują go nawet jej sprzeciwy. Pytanie, czy swoim postępowaniem dziewczyna nie poczuje się osaczona, a może to po prostu miłość i troska?
W książce jest mnóstwo nawiązań i porównań do footballu, choć nie tylko do tego. Uwielbiam takie rzeczy w książkach.
„Be My Ever” to istny rollercoaster emocji. Mamy tutaj smutek, cierpienie, ból po stracie bliskiej osoby czy poczucie winy. Mamy również wątek toksycznej relacji. Z drugiej strony dostajemy historię miłości, trochę trudnej, ale piękną. To komedia pełna sarkazmu i humoru, otulona poezją, która nie dość, że jest wspaniała i współgra z całą fabułą, to jeszcze daje do myślenia. Ukłony dla Julii za to.
Nie mogę wspomnieć o zakończeniu, którego chyba nikt się nie spodziewał. To był totalny plot twist.
TAK NIE MOŻNA ROBIĆ!