O cyklu z Sebastianem Bergmanem wspominałam Wam już wiele razy, a to za sprawą tego, iż naprawdę uważam ten cykl za jedną z lepszych serii kryminałów. Jeśli jeszcze nie mieliście okazji spotkać się z warsztatem panów Hjortha i Rosenfedta to gorąco Wam owy cykl polecam – moim zdaniem nie zawiedziecie się.
„Najwyższa sprawiedliwość” to kolejna odsłona przygód Sebastiana, policyjnego psychologa i eksperta od seryjnych morderstw, znów włączonego w prace śledcze Krajowego Wydziału Zabójstw. Jest to szósta część cyklu i tym razem ekipa prowadzi śledztwo w sprawie brutalnych seryjnych gwałtów w Uppsali. Po raz kolejny zespół musi zapomnieć o wzajemnych animozjach i osobistych niesnaskach, odłożyć wszystkie konflikty na bok i skupić się na wywęszeniu gwałciciela.
Nie chcę za dużo pisać Wam na temat tej konkretnej części, by nie zdradzić szczegółów. Zachęcam Was natomiast do zapoznania się z całym cyklem. Wszystkie części rozgrywają się w Szwecji, ja osobiście uwielbiam tę atmosferę szwedzkich kryminałów. Aura pogodowa i mroczność otoczenia dodatkowo zwiększa tajemniczość i podsyca wyobraźnię. Nasz główny bohater Sebastian jest bardzo dobrze wykreowaną postacią, taką prawdziwą z krwi i kości. Nie jest chodzącym ideałem, jest wręcz przeciwnie – Sebastian wciąż jest doświadczany przez życie, wciąż popełnia błędy, nie uczy się w oparciu o nie, a jego przeszłość skrywa wiele mrocznych tajemnic. Jest paskudny aż do bólu, mimo jednak wszystkich jego wad, budzi sympatię. Podobnie jest z innymi bohaterami serii. Każdy z nich ma swoje problemy, każdy ma jakieś grzechy na sumieniu, które warunkują to, kim są i kim się staną. Losy wszystkich są wzajemnie ze sobą powiązane i niejednokrotnie to dodatkowo komplikuje i tak już napiętą do granic możliwości atmosferę. Często jest ona tak gęsta, że można by ją kroić nożem.
Serię należy czytać chronologicznie, bo choć każda kolejna część przynosi wyzwanie w postaci nowego śledztwa, to jednak wątki poboczne i bohaterzy, relacje między nimi, rozwijają się i zmieniają dynamicznie, ale wciąż jedne wynikają z drugich i są ze sobą powiązane. W całej serii na uwagę zasługuje fakt, że nie dość, że uczestniczycie w wyjaśnianiu zagadki jaką jest każde kolejne śledztwo, to obserwujecie też to, co dzieje się w życiu bohaterów, a dzieje się tyle, że śmiało mogę powiedzieć, że momentami to wątki poboczne są ciekawsze niż ten główny. Bohaterzy są naprawdę doświadczani i nie raz ma się ochotę krzyknąć, by autorzy dali już spokój. Jedni dojrzewają wraz z kolejną częścią, inni zatrzymują się w miejscu, a trzeci są jak przysłowiowa cicha woda i dopiero się rozkręcą, by pokazać na co ich stać.
Jeśli chodzi o całokształt to z seriami już tak jest, że jedna część może być gorsza, a inna lepsza. Każda wiąże się z inną historią, z innym śledztwem, co powoduje, że jeden temat może bardziej przypaść nam do gustu ,a inny trochę mniej. Niemniej - każda z sześciu książek z tej serii kończy się tak, że już od razu macie ochotę sięgnąć po następną. Ja najdłużej czekałam właśnie na „Najwyższą sprawiedliwość”. Musiałam odtworzyć swoją pamięć i przypomnieć sobie, co się działo wcześniej, nie było to bardzo kłopotliwe, bo autorzy zawsze w kolejnej części sami nawiązują do ostatnich wydarzeń. Natomiast zakończenie „Najwyższej sprawiedliwości” jak zawsze trzyma w gotowości, zaskakuje i intryguje. Choć muszę szczerze przyznać, że chyba najmniej podobało mi się z wszystkich sześciu książek – mam wrażenie, że tym razem autorzy bardzo popłynęli z pomysłem na ciąg dalszy, ale tak bardzo, że wydaje mi się to mocno przekombinowane i po prostu niesmaczne – lekko mówiąc. Mam nadzieję, że nie wydarzy się to, co zostało tu zasugerowane, bo to już będzie naprawdę mocno naciągane. Oby autorzy aż tak mocno nie doświadczyli swoich bohaterów.
Mam nadzieję, że zasiałam w nas nutkę niepewności i zainteresowania tą serią, bo dla mnie jest to zdecydowanie najlepsza seria kryminałów, jaką mogłam przeczytać w ostatnich latach począwszy od roku 2010 kiedy to Hjorth Rosenfeldt zadebiutowali pierwszą częścią serii „Ciemnymi sekretami”.